"Prawdziwa historia króla skandali" jest po części nostalgiczną podróżą w czasie, powrotem do epoki triumfu erotyki i marzeń, które łatwo mogły obrócić się w złoto.

„Zaczynałem w branży rozrywkowej, szybko jednak zdałem sobie sprawę, że ludzie lubią patrzeć na atrakcyjne dziewczyny, a jeszcze bardziej to lubią, kiedy dziewczyny nie mają na sobie ubrań” –mówi w filmie Paul Raymond, pytany przez dziennikarza o początki swojej kariery. Spostrzeżenie może to nienowe imało błyskotliwe, ale w czasach rewolucji seksualnej i rozluźnienia obyczajów okazało się kluczem do oszałamiającego sukcesu. Amerykanie mieli Larry’ego Flinta, Brytyjczycy – Raymonda. Nazywano go królem Soho, a wykreowane przez niego imperium pornograficzne przyniosło mu fortunę, czyniąc go najbogatszym człowiekiem w kraju.

Michael Winterbottom, twórca m.in. „Drogi do Guantanamo”, stworzył filmowy portret tego skandalisty i bawidamka, niepozbawionego tupetu wielbiciela kiczu, który zagrał na nosie brytyjskim konserwatystom. Ten film po części jest nostalgiczną podróżą w czasie, powrotem do epoki triumfu erotyki i marzeń, które łatwo mogły obrócić się w złoto. Ale Winterbottom zamiast ikony przede wszystkim chciał pokazać człowieka, razem z jego słabościami, prywatnymi dramatami. W„Prawdziwej historii...”Raymond okazuje się kimś wiecznie rozdartym między hedonizmem i blichtrem wielkiego świata a próbami spełnienia wymagań, które stawia przed nim rodzina. To historia nie tyle wielkiej sławy czy błyskotliwej kariery, ile opowieść o serii osobistych porażek.

W tej optyce Raymond prywatny okazuje się człowiekiem przegranym – uwikłanym w nieudane małżeństwa i trudną relację z córką. Dużo wnosi tu wcielający się w rolę główną Steve Coogan. Jego Raymond nie jest wyłącznie cynicznym bogaczem, często wzbudza sympatię, czasem politowanie.

Prawdziwa historia króla skandali | Wielka Brytania 2013 | reżyseria: Michael Winterbottom | dystrybucja: ITI Cinema | czas: 101 min | Recenzja: Malwina Wapińska | Ocena: 4 / 6