Magdalena Rigamonti: To dokument?
Mateusz Kudła: Kinowy. O Romanie Polańskim i jego kumplu od dzieciństwa, Ryszardzie Horowitzu, wybitnym fotografie. Obydwaj od dawna mieszkają poza Polską. Roman Polański ma 84 lata i myślę, że doszedł do wniosku, że to dobry czas, by opowiedzieć o tym, co przeszedł, żeby to zostało dla jego dzieci, dla ludzi, dla świata. Jego losy z tamtego czasu łączą się z losami Ryszarda Horowitza. Poznali się w getcie. Byli dziećmi. Rysiu był małym chłopczykiem, urodził się w 1939 roku. Romek sześć lat starszy. Roman pamięta świętowanie urodzin Ryszarda w getcie. Mały dostał od rodziców gorące kakao. Spróbował i powiedział, że mu to nie smakuje. Roman nie wierzył, że to się dzieje, nie rozumiał, jak coś tak trudnego do zdobycia może mu nie smakować.
Jak oni do siebie mówią?
Rysiek, Romek, choć najczęściej „bracie”. Popatrz bracie, zobacz bracie. Widać, że ta przyjaźń przetrwała. Znają Kraków, każdy kąt, wszystko pamiętają. Pięknie gwiżdżą. Wygwizdali hejnał. Nuta w nutę, bez żadnego fałszu. Mistrzowie w gwizdaniu. Romek uciekł z getta, Ryszard znalazł się na liście Schindlera, później trafił do obozu w Oświęcimiu. To Roman Polański zaproponował, by zaprosić Ryszarda Horowitza do udziału w naszym filmie.
Może bał się tych wspomnień?
Może tak. Mówi, że nie był do końca świadomy wielkiego zagrożenia. Zdał sobie sprawę, że jest strasznie, dopiero wtedy, kiedy zamurowali ich w getcie, oddzielili od reszty miasta. A potem kiedy zobaczył, jak niemiecki żołnierz zabija kobietę. Opisywał, że krew wytryskiwała jak z fontanny. Chyba wtedy zrozumiał, co tak naprawdę się dzieje. Choć z drugiej strony wszyscy wtedy mówili, że przecież nie może być aż tak źle, jak się zapowiada. Jego dzieciństwo to getto, ucieczka z niego, ukrywanie się na wsi u chłopów. I Polańskiemu, i Horowitzowi ciężko było o tym mówić, sami się chyba nie spodziewali, że aż tak ciężko.