„Beginning” Davida Eldridge’a w reżyserii Adama Sajnuka, to opowieść o kobiecie i mężczyźnie, których dzieli prawie wszystko, ale łączy jedno: samotność i nieumiejętność zbudowania trwałej relacji. A może i brak chęci, by to zrobić.

Adam Sajnuk nie raz już dowiódł, że ma intuicję do tematów społecznych. Przykłady? Choćby „Kompleks Portnoya” grany w Teatrze WARSawy albo „Mgnienie” i „Happy now” – z Teatru Polonia. Wspólny mianownik wystawianych z powodzeniem spektakli to: błyskotliwie napisany tekst , świetny przekład oraz aktorzy – dobrze obsadzeni i poprowadzeni przez reżysera.

„Beginning” Davida Eldridge’a, to najnowsza propozycja Teatru WARSAawy. Swoją prapremierę światową sztuka miała wiosną 2018 roku na londyńskim West Endzie. Tam odniosła sukces. Ma świetne recenzje, a na portalu londontheatre.co.uk reklamowana jest krótko: Magnificent. A must-see hit.

Istnieje spore prawdopodobieństwo, graniczące z pewnością, że polska wersja spotka się z równie dobrym przyjęciem. „Beginning” traktuje bowiem o zjawisku społecznym (bo tak trzeba nazwać rosnącą liczbę singli) znanym nie tylko w Londynie. Sztuka Eldridge’a to opowieść o czterdziestolatkach, kobiecie i mężczyźnie, których dzieli prawie wszystko, ale łączy jedno: samotność i nieumiejętność zbudowania trwałej relacji. A może i brak chęci, by to zrobić.

Laura (Maria Seweryn) i Danny (Tomasz Borkowski) spotkali się na imprezie w jej mieszkaniu. Ona jest pewną siebie, spełnioną zawodowo, dobrze sytuowaną, niezależną feministką, z apartamentem w dobrej dzielnicy. Rodzina, trwały związek, to raczej pojęcia nie z jej bajki. Od rozstania z parterem minęło kilka lat, a Laura nie zbudowała nowej relacji. Nie zdradzając fabuły, chyba zbytnim uproszczeniem byłoby twierdzić, że największym problemem jest właśnie to ostatnie.

Daniel pozuje na twardziela. Laurą, owszem, jest zainteresowany, ale chce budować znajomość na swoich warunkach, przede wszystkim powoli i bez zbytniego zaangażowania. Bardziej chyba z ciekawością co z tego wyniknie, niż licząc na konkretny efekt. Niechętnie zdradza szczegóły ze swego życia, choć w końcu ujawnia, że rozstał się z żoną, nie widuje się z córką, przeprowadził się do matki, a najbardziej wierną obserwatorką jego konta w serwisie społecznościowym jest babcia.

„Beginning” jako otwarcie i początek czegoś nowego, może być historią trudnej miłości; twórcy spektaklu mówią, że wręcz niemożliwej, bo wymagającej choć częściowego przewartościowania priorytetów, zrobienia dwóch kroków wstecz, zgody na kompromis, nieutożsamiany ze słabością, a także rezygnacji z przyzwyczajeń i nawyków. Nawiązanie kontaktu z drugim człowiekiem i utrzymanie go w dobie mediów społecznościowych, spłycających kontakty, jest trudne jak nigdy.

Z każdą minutą, prowadzonej w czasie rzeczywistym akcji, do widza docierają drobne informacje, urywki z przeszłości, szczątki biografii, spadają kolejne warstwy ochronne bohaterów. Widz otrzymuje prawdziwą sinusoidę emocji, a komedia zaczyna przeradzać się w dramat, co jak zawsze niezawodnie dopowiada Michał Lamża odpowiedzialny za muzykę w spektaklu. Eldrige lubi swoich bohaterów, rozumie ich słabości, wie, że oczekiwania nie zawsze nadążają za emocjami. Laura i Daniel zbliżają się do siebie i oddalają, i znowu wracają, by próbować raz jeszcze. Ta gra konwencjami zdecydowanie lepiej udaje się Marii Seweryn; Tomasz Borkowski jako Daniel jest trochę za mało wyrazisty; może to kwestia silnej osobowości jaką jest jego partnerka sceniczna, a może jednak trudnego zadania, jakim jest gra nie tylko bez czwartej ściany, ale na wyciągnięcie ręki widza.

Rytm spektaklu i świetne dialogi (tłumaczką sztuki jest Elżbieta Woźniak, autorka takich translatorskich hitów teatralnych jak „Konstelacje”, „Boska”, „Maria Callas. Master Class”, „Niżyński” i wielu, wielu innych) wzmacnia jeszcze scenografia Katarzyny Adamczyk, wykorzystująca idealnie kameralną i trudną do zagospodarowania przestrzeń. Na czerwonych podestach, niczym na wybiegu, mężczyzna i kobieta prezentuje się sobie wzajemnie, oddalając i zbliżając.

Adam Sajnuk nie zrobił sztuki wyłącznie o problemach singli (podobno w Polsce ten model życia wybrało już 7 mln osób), ale także o zmianach obyczajowych, o ewolucji ról społecznych kobiety i mężczyzny. To Laura jest stroną przejmującą inicjatywę. Świadoma swoich walorów (moment, gdy Laura – Maria Seweryn zdejmuje biżuterię! ), ale też pożądająca i zdeterminowana (scena z czyszczeniem plamy na wykładzinie komiczna i kipiąca seksem) idzie po swoje nie znosząc sprzeciwu, co dla Daniela jest trudne do zaakceptowania. Tyle że Sajnuk pokazał też kruchość kobiety; jedno słowo może spowodować kompletne rozsypanie. Maria Seweryn w mig przemienia swoją Laurę z pani dyrektor w małą dziewczynkę skuloną na sofie.

Dokąd prowadzi ta dziwna gra, którą uprawiają Laura i Daniel? Do zaskakującego finału. Ale to już musicie, Drodzy Czytelnicy, zobaczyć sami.