Rozmowa z Tomaszem Ritterem, pianistą, zwycięzcą I Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego na Instrumentach Historycznych z 2018 r., laureatem wielu konkursów krajowych i międzynarodowych

Czy fortepian historyczny jest dla ciebie większą tajemnicą niż fortepian współczesny?

Na pewno. Pociąga mnie to, że nic w dawnych instrumentach nie jest jednoznaczne. Tajemnica to bardzo dobre określenie. Egzemplarze historyczne kryją w sobie wiele sekretów. Fascynuje mnie, jak repertuar z dawnych czasów brzmiał na instrumentach, na które był komponowany. W tamtym brzmieniu zawarta jest przecież pierwotna myśl twórców.

Kiedy uświadomiłeś sobie, że instrumenty historyczne są twoim powołaniem?

Trudno wskazać jeden moment, choć wydaje mi się, że niezwykle istotne było pierwsze spotkanie z instrumentem z epoki, gdy miałem 10–11 lat. Pojechałem na konkurs dla młodych pianistów w Pradze. Jednym z wydarzeń towarzyszących było seminarium prowadzone przez czeskiego restauratora, budowniczego klawesynów Petra Šefla, który prezentował nam swoje instrumenty. Miałem wtedy okazję po raz pierwszy za nimi zasiąść. Poczułem, że to coś zupełnie innego, niezwykle interesującego brzmieniowo. Wkrótce pojawiły się kolejne okazje, zostałem zaproszony m.in. na Dni Muzyki Dawnej na Węgrzech. Podobał mi się nie tylko kontakt z instrumentem historycznym, lecz także charakter tego festiwalu – otwarcie na dyskusję, poszukiwanie, praca z tekstem i odnajdywanie sposobów jego realizacji, praca nad teorią muzyki. To było niezwykle inspirujące. Zjeżdżały tam wybitne osobowości muzycznego świata.

W tym m.in. prof. Aleksiej Lubimov, który później został twoim profesorem na moskiewskiej uczelni.

Tak, choć wtedy nie miałem jeszcze pojęcia, że będę u niego studiować. Dopiero po pewnym czasie, będąc już studentem prof. Rumiancewej w Warszawie, dowiedziałem się o istnieniu bardzo oryginalnego wydziału Konserwatorium Moskiewskiego, którym kierował profesor. Łączono tam klawesyn, fortepian historyczny i współczesny. Do tego dochodziła kameralistyka. Profesor niechętnie przyjmował nowych uczniów. Był bardzo zajęty, dużo koncertował i nie chciał brać na siebie odpowiedzialności. Mimo to udało się, pracowaliśmy razem bardzo intensywnie. Ale spotkałem tam również innych ciekawych pedagogów wypływających z tego nurtu.

Po studiach w Moskwie pojechałeś do Hamburga, by kształcić się dalej pod okiem Huberta Rutkowskiego.

Tu również pracowałem równolegle na instrumentach współczesnych i historycznych. Z tym że w Moskwie były to w większym stopniu egzemplarze barokowe i klasyczne, z XVII czy XVIII wieku, z kolei w Hamburgu intensywniej zająłem się instrumentami romantycznymi. To był ciekawy okres, dużo się w tym czasie zmieniło, jeśli chodzi o myślenie o instrumencie w ogóle, także tym współczesnym. Zaczynam bardzo świadomie dostosowywać się do konkretnego instrumentu, wcześniej robiłem to raczej intuicyjnie.

W 2018 r. wygrałeś I Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina na Instrumentach Historycznych. Dobrze wspominasz to wydarzenie?

Tak, spędziłem wtedy sporo czasu przy fortepianach z epoki, miałem okazję zgłębić repertuar Chopina i wejść głębiej w istotę tej muzyki, wczuć się w zamysł kompozytora, jeśli chodzi o brzmienie poszczególnych utworów, zrozumieć jego intencje. A sam konkurs traktowałem jako okazję do muzykowania, odcinałem się od szumu medialnego, koncentrując się wyłącznie na grze. To było ciekawe doświadczenie.

Bliżej ci jako wykonawcy do klasycyzmu czy do romantyzmu?

Myślę, że najbliższy jest mi wczesny wiek XIX, przełom klasycyzmu i romantyzmu. Ale to się zmienia. Jest jeszcze mnóstwo przestrzeni do odkrycia, czekają na nas kolejne genialne idee i brzmienia, trzeba po nie tylko sięgać, dotrzeć do nich, poświęcić im czas. To studnia bez dna.

Instrument historyczny brzmi zupełnie inaczej niż współczesny. Nie ma takiej siły dźwięku, głębokości brzmienia, rozpiętości dynamicznej. Jak sobie z tym radzić?

Nie istnieje żaden prosty i uniwersalny przepis dla tak różnorodnych instrumentów. Trzeba się wykazać intuicją, mieć poczucie smaku, dobry słuch. Należy bardzo intensywnie słuchać instrumentu. To pozwala ocenić jego możliwości. W żadnym wypadku nie można się z nim siłować. Każdy egzemplarz trzeba traktować indywidualnie. Nie można kierować się odruchami wyuczonymi. Za każdym razem trzeba umieć dostosować swój warsztat do sytuacji. To wyzwanie, ale i duża satysfakcja.

Byłeś inicjatorem świetnego cyklu filmów edukacyjnych „Fortepiany romantyczne”, w których prezentujesz instrumenty z XIX w. Jak zrodziła się idea tego projektu?

Taki pomysł wykorzystania czasu pandemii podsunął mi tata, który ma bardzo dobrą intuicję. Chodziło o to, by pokazać specyfikę brzmienia poszczególnych fortepianów z przykładem muzycznym i komentarzem. Realizowaliśmy projekt wraz z Hubertem Rutkowskim w pracowni pianin i fortepianów Andrzeja Włodarczyka w Słupnie. Zależało mi na nakreśleniu możliwości brzmieniowych każdego egzemplarza, pokazaniu różnic między nimi, kolorytu.

Projekt będzie kontynuowany?

Tak, powstaną jeszcze części poświęcone budowie instrumentów dawnych. Będzie to odsłona bardziej techniczna, ale nie mniej fascynująca.

Kończysz właśnie studia w Hamburgu. Co dalej?

Wróciłem do Polski, planuję pozostać tu parę lat. Chcę się skupić na indywidualnej pracy nad własnym stylem, który się pod wpływem różnych osób przez te wszystkie lata kreował. Muszę przez pewien czas pozostać sam na sam ze sobą. Mam też zaplanowane koncerty w kraju i za granicą, w tym również w Stanach Zjednoczonych. Czeka mnie sporo ciekawych wyzwań.