Kobiece muzykowanie w ciemnych strojach z ćwiekami i mrocznym makijażem ma długą tradycję i Dum Dum Girls swoją najnowszą płytą „Too True” dobrze się w nią wpisują.

Po co być dobrą?/Bądź piękną i smutną/To wszystko co masz” – śpiewa Dee Dee Penny w numerze „Evil Blooms” z najnowszego krążka jej zespołu Dum Dum Girls – „Too True”. Kapela poruszająca się z równą gracją i świadomością w klimacie punk rocka, gotyku i indie popu to jeden z najciekawszych przykładów kobiecego grania w ostatnich latach. Dum Dum Girls piszą doskonale sprawdzające się i aktualne dzisiaj piosenki, ale ich korzenie osadzone są kilkadziesiąt lat wcześniej.

Słuchając najciekawszych kobiecych albumów ostatnich miesięcy jak „Days Are Gone” Haim czy „Warpaint” Warpaint oraz „Too True” Dum Dum Girls, można odnieść wrażenie, że rysuje się w nich wyraźna tęsknota za muzykowaniem sprzed lat. W przypadku Dum Dum Girls chodzi głównie o lata 80., ich punkrockową stronę. Dziewczyny miały wtedy wyjątkowo dużo do powiedzenia. Rządziły przecież Patti Smith, Debbie Harry z Blondie i Poly Styrene z X-Ray Spex. Istotne były też w pełni kobiece kapele, jak jeden z ulubionych zespołów Kurta Cobaina The Raincoats. Poza tym eksperymentujące z reggae i funkiem The Slits z Hiszpanką Palomą Romero na perkusji, która spotykała się z Joe Strummerem z The Clash, czy kalifornijskie The Go-Go’s z Belindą Carlisle na wokalu. Później pojawiły się chociażby Babes in Toyland, w którym grywała żona Cobaina, późniejsza wokalistka Hole Courtney Love. Do tego grunge’owe L7, Sleater-Kinney z Waszyngtonu czy bardziej taneczne, electroclashowe Le Tigre. Swoje punkrockowe przedstawicielki miała nawet Japonia w postaci Shonen Knife (ich fanem był wspomniany tu lider Nirvany, zresztą Japonki supportowały zespół Kurta w Wielkiej Brytanii).

Dziewczęce muzykowanie w ciemnych strojach z ćwiekami i mrocznym makijażem ma długą tradycję i Dum Dum Girls doskonale się w nią wpisują. Ściślej w jej delikatniejszą formę. Takie akcje zespołu, jak współpraca z firmą odzieżową H&M, wielu punkrockowych wyznawców uznałoby przecież za profanację. Warto jednak pamiętać, że sam Henry Rollins (Black Flag, Rollins Band) potrafił wystąpić w reklamie firmy Gap. Wizerunkowo dziewczyny są alternatywne, ale do pewnego stopnia. Tak samo jak w muzyce. Na nowej płycie, nad którą pracowali z Dum Dum Girls Richard Gottehrer (Blondie, The Go-Go’s) oraz muzyk The Raveonettes Sune Rose Wagner, słychać głównie dźwięki, które można by przypasować do indie popu czy nawet dream popu. Dum Dum Girls zacierają granice alternatywy i popu i robią to niezwykle udanie. Od samego początku.

Kapelę założyła Dee Dee Penny (właściwie Kristin Gundred). Jej fascynacje oscylowały wokół mroku końca lat 80., takich startujących wtedy wykonawców jak Nirvana czy Smashing Pumpkins. Choć w szkole, kiedy uczyła się gry na skrzypcach, nagrywała własne piosenki w stylu Joni Mitchell. Najpierw wydała własnym sumptem epkę Dum Dum Girls „Dum Dum Girls”. Szybko dostrzegł ją label Sub Pop i wydał krążek „I Will Be” (2010). Dobre recenzje dodały zespołowi rozpędu i już rok później pojawił się album „Only in Dreams”. Wydaje się, że od początku Dee Dee ze swoim zespołem kroczy drogą podobną do Debbie Harry. Zaczynała mocno punkowo, ale coraz bardziej skręca w taneczną stronę. Na razie to się sprawdza.

Wyraziste dziewczyny z Dum Dum Girls to mocny kobiecy głos na współczesnej scenie, ale pytanie, czy Dee Dee będzie tak pamiętana po latach jak Poly Styrene czy Siouxsie Sioux, wciąż pozostaje bez odpowiedzi.

Dum Dum Girls | Too True | Sub Pop | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 4 / 6