Albumem „Indie Cindy” Pixies ponownie pokazali, jak łączyć brudne brzmienie gitar z subtelnymi, niemal beatlesowskimi melodiami.

Od razu trzeba powiedzieć, że swoim najnowszym krążkiem Pixies nie wynaleźli prochu. Ale przecież nie mogli tego zrobić dwukrotnie. Już raz im się udało – na przełomie lat 80. i 90. na nowo zdefiniowali muzykę gitarową, zostając ulubieńcami takich artystów jak David Bowie, Bono, Radiohead, Blur i przede wszystkim Nirvana.

Trwa ładowanie wpisu

Albumem „Indie Cindy” Black Francis, Lovering i Santiago ponownie pokazali, jak łączyć brudne brzmienie gitar („What Goes Boom”, „Bagboy”) z subtelnymi, niemal beatlesowskimi melodiami („Greens and Blues”, „Snakes”), choć trzeba przyznać, że pięćdziesięciolatkowie pokazali tu przede wszystkim melancholijne oblicze. Niektóre numery z płyty znalazły się na trzech wydanych wcześniej epkach – co wydaje się dobrym sposobem na podreperowanie budżetu, który nigdy nie był mocną stroną kultowego zespołu.

Pixies | Indie Cindy | Pixiesmusic/Mystic | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 4 / 6