Od pierwszych dźwięków trzeciego krążka Paolo Giovanniego Nutiniego słychać, że Szkot o włoskich korzeniach mocno poluzował kołnierzyk. Do tej pory nie śpiewał z takim luzem, różnorodnością i szczerością. Nie powinno więc dziwić, że Wielka Brytania oszalała na jego punkcie. „Caustic Love” utrzymuje się na liście najlepiej sprzedających się płyt, zachwycają się nim recenzenci i koledzy oraz koleżanki z branży (np. Adele).

Na swoją przejażdżkę po retro soulu Nutini zabrał wokalistkę Janelle Monáe. Pojawia się tu też głos samej Bettye LaVette w kawałku „Let Me Down Easy”. W wielu momentach tej płyty przychodzi do głowy pytanie, jak to możliwe, że Nutini to nie czarnoskóry 60-latek ze Stanów. Jego poczucie soulowego rytmu jest bliskie Jamesowi Brownowi i Otisowi Reddingowi. Zresztą słychać tu nie tylko retro soul, lecz także funky, r’n’b i jazz. Płyta jest na wskroś przesiąknięta amerykańskim klimatem. Ciekawe, że przez chwilę Paolo potrafi brzmieć nawet jak wokalista Soundgarden Chris Cornell (zwróćcie uwagę na refren w numerze „Cherry Blossom”). W wywiadzie udzielonym radiowej Trójce trzy lata temu (wystąpił wtedy na gdyńskim Open’erze) powiedział: „Mówili mi, że brzmię jak czarny. Nie wiem, może za dużo palę papierosów, może za mało śpię, może za dużo piję whisky”. Pozostaje liczyć, że Paolo Nutininie odstawi góry papierosów i morza whisky oraz że swoim retro wokalem przyjedzie ponownie do Polski zagrać materiał z płyty „Caustic Love”.

Paolo Nutini | Caustic Love | Warner Music | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 5 / 6