Dziesięć piosenek, napisanych i nagranych w dwa tygodnie, opisuje rozterki emigranta, który surowe piękno szkockich gór zamienił na piekło Miasta Aniołów.

INDIE FOLK | Scott Hutchison, kreowany na kolejnego proroka brytyjskiej muzyki gitarowej, okazał się jednym z jej większych schizofreników. Zamiast nagrać kolejną (piątą) płytę z grupą Frightened Rabbit, zrealizował krążek pod nowym szyldem, Owl John. Na pierwszy rzut ucha różnica jest nie do wychwycenia. Nowe piosenki brzmią, jakby… nowe nie były – a mówiąc dokładnie – jakby nagrał je jeden zespół (poniekąd jest to zresztą prawda, bo w studiu towarzyszy mu dwóch z pięciu członków Frightened Rabbit). Z tym zastrzeżeniem, że teraz muzycy nie zadawali sobie trudu, żeby myśleć o listach przebojów i o wynikach sprzedaży. Hutchison nie widzi niestosowności w podobieństwie swoich muzycznych wcieleń, a projekt Owl John traktuje jako odskocznię do kolejnej płyty zespołu. Dziesięć piosenek, napisanych i nagranych w dwa tygodnie, opisuje rozterki emigranta, który surowe piękno szkockich gór zamienił na piekło Miasta Aniołów. Na szczęście po wejściu między gangi Blood i Crisp Hutchison zamiast (rytmicznie) krakać jak oni, pozostał przy tym, co potrafi grać najlepiej. Gitary więc rzężą bardziej, a bębny mocniej łomocą.

Owl John | Owl John | Atlantic/ Warner | Recenzja: Hubert Musiał | Ocena: 3 / 6