Ich ponowne wyłonienie się z wieloletniego niebytu było na pewno jednym z najważniejszych tegorocznych wydarzeń na polskiej scenie alternatywnej. Legendarny projekt Kinsky powrócił nie tylko na koncerty, ale też z wznowieniem swojej płyty „Copula Mundi”, które pojawiło się w cyklu „Archive Series” Requiem Records.



„Kinsky prezentuje się, pozostawiając dowolność interpretacji i uprawomocniając każdą z nich. Każdy odbiorca jest współtwórcą, gdyż to on napełnia treścią formę podaną przez zespół. Forma ta nie jest ograniczona żadnymi zobowiązaniami strukturalnymi, a więc wydaje się, że liczba interpretacji jest ogromna” – napisali członkowie zespołu w swoim manifeście. Te słowa pasują do „Copula Mundi”, płyty wydanej po raz pierwszy ponad 20 lat temu. Ich poszukujące, agresywne granie okraszone niemal teatralnymi widowiskami jest bowiem trudne do sklasyfikowania. Każdy usłyszy w Kinsky zapewne co innego i inaczej to zinterpretuje. Prasa od początku miała problemy z przypasowaniem ich twórczości. W książeczce dołączonej do wznowienia „Copula Mundi” można znaleźć przy ich nazwie określenia punk, hard rock, awangarda albo opis: „zwarty i inteligentny manifest metalowej grupy wykreowany przez czterech wyznawców filozofii nietzscheańskiej”. W połowie lat 90. zespół przeszedł, jak to określają jego członkowie, „w stan hibernacji”. Całe szczęście niedawno powrócił, bo ich muzyka wciąż wywołuje dreszcze. Zapewne wielu słuchaczy nie przebrnie przez cały materiał, ale awangarda ma to do siebie, że nie jest dla każdego. I Kinsky też nie jest dla każdego. Ale w tej mniejszości, która ich posłucha, zostawi głęboki ślad w głowie.
Kinsky | Copula Mundi | Requiem Records