Kiedy będzie więcej jednostek wyznających ideę nagomi, również społeczeństwo będzie lepsze i bardziej otwarte. Z Kenem Mogim rozmawia Jędrzej Dudkiewicz.
Ken Mogi: To japońskie słowo opisujące harmonię, równowagę i koegzystencję zróżnicowanych cech rzeczy, kultur, ludzi. To najważniejsza wartość mojego kraju, mająca swoje korzenie w dokumencie określanym jako pierwsza konstytucja Japonii, składającym się z 17 artykułów spisanych w VII w. przez księcia Shotoku. Pierwszy z nich mówi właśnie o tym, jak ważne jest nagomi.
Dodałbym do tego, że bardzo istotny jest zrównoważony rozwój, który da się osiągnąć właśnie dzięki nagomi. To pojęcie opisuje relacje, zarówno międzyludzkie, jak i te człowieka z przyrodą. To filozofia, której sednem jest łączenie ze sobą wielu rzeczy i dzięki temu tworzenie możliwie najlepszych rozwiązań w duchu kompromisu.
Próbowałem i cały czas próbuję. Kłótnie czy kontrowersyjne wypowiedzi nie są mi oczywiście obce. Nagomi jest raczej ideałem, do którego się dąży, i należy zaakceptować, że nie może być bez przerwy obecne w naszym życiu. Wiele sytuacji może wytrącić z równowagi, ale jeżeli człowiek praktykuje nagomi, to jest w stanie wrócić do poczucia harmonii. Konieczne jest pogodzenie się z tym, że w życiu nie zawsze jest łatwo i pojawiają się trudności. Chodzi o to, w jaki sposób podchodzimy do takich momentów.
Zrobiłem doktorat z fizyki, zajmuję się neurologią i sztuczną inteligencją. Myślę, że nagomi ma sporo wspólnego z teorią systemów złożonych, teorią chaosu oraz efektem motyla. Nagomi jest w istocie bardzo naukowym podejściem, próbującym znaleźć równowagę między różnymi elementami, ale też oddziałującym na kulturę i społeczeństwo. Jak wspomniałem, to bardzo ważna wartość w Japonii. Nie tylko na poziomie filozoficznym – można ją odnaleźć w wielu aspektach życia, np. jedzeniu. Weźmy lody matcha, czyli połączenie czegoś mocno japońskiego z czymś, co powstało na Zachodzie, albo katsu curry, które łączy w sobie wpływy francuskie, indyjskie i japońskie. To, ile rzeczy można przygotować z różnych elementów, zachowując między nimi harmonię i tworząc coś nowego, jest dla mnie fascynujące. Po książce o ikigai (japońskiej filozofii szczęścia – przyp. autora) zastanawiałem się, o czym powinna być następna. Mój agent odrzucał kolejne pomysły, aż w końcu, gdy zaproponowałem, że napiszę o nagomi, uznał to za przejaw geniuszu.
Ta o nagomi nie została jeszcze opublikowana w Japonii, nie wykluczam, że sam ją przetłumaczę na nasz język. Za to książka o ikigai została bardzo dobrze przyjęta i w moim kraju, i poza nim – przez kilka miesięcy zajmowała pierwsze miejsce na liście bestsellerów „Der Spiegel”. Wydaje mi się, że moi rodacy byli z tego zadowoleni, tym bardziej że ostatnie lata były dla Japonii trudnym czasem stagnacji gospodarczej. To, że ludzie na Zachodzie byli i są zainteresowani ikigai, jest dla nas powodem do dumy. I mam nadzieję, że tak samo będzie przy okazji książki o nagomi.
Myślę, że tak. Japończycy są uznawani za skrytych, bo rzadko wyrażają głośno swoje opinie. Nawet, gdy coś lub ktoś im się nie podoba, zachowują krytykę raczej dla siebie. Dlatego z zachodniego punktu widzenia możemy uchodzić za tajemniczych. Wierzymy po prostu, że istnieje wiele sposobów na to, by wprowadzić zmiany społeczne. Zamiast się ze sobą kłócić, staramy się osiągnąć konsensus poprzez wzajemne zrozumienie i szacunek.
Na całym świecie mamy do czynienia z konfrontacjami, mam na myśli np. Rosję i Ukrainę, Izrael i Palestynę, czy bardzo napiętą sytuację między dwiema partiami w USA oraz Joem Bidenem i Donaldem Trumpem. O ile przez lata Japonia dużo zyskała za sprawą różnorakich wpływów idei europejskich czy zachodnich, o tyle wydaje mi się, że to może zadziałać również w drugą stronę. Nagomi może być propozycją innego spojrzenia, które pomoże w radzeniu sobie nie tylko z konfliktami, lecz także z bańkami informacyjnymi, fake newsami itd. To bardzo stara filozofia, ale aktualna i może dużo dać społeczeństwom. W idealnym świecie decydenci przyjęliby przynajmniej część tych wartości, co zmieniłoby sposób uprawiania polityki.
Absolutnie nie twierdzę, że Japonia jest utopijnym społeczeństwem idealnym. Jak wszyscy mamy wiele problemów i nigdy nie osiągniemy stanu idealnego. Karoshi – efekt braku równowagi między pracą a prywatnością – postrzegam jako porażkę we wprowadzaniu nagomi w życie. Bo nagomi nie jest niczym łatwym, zwłaszcza w dzisiejszym świecie.
Zacznę od tego, że tradycyjnie japońskie społeczeństwo odznacza się mniejszymi nierównościami wynagrodzeń, niż jest to w Stanach Zjednoczonych i wielu innych krajach Zachodu. Pensje menedżerów nie są aż tak drastycznie różne od zarobków zwykłych pracowników. Nie znaczy to oczywiście, że nie zdarzają się różnice i asymetrie w społeczeństwie. Oczywiście mamy związki zawodowe, możemy wyrażać sprzeciw, prosić o wyższą pensję... Jednocześnie różnimy się np. od Francuzów, którzy bardzo żywiołowo demonstrują na ulicach. Japońskie podejście jest odmienne, staramy się przeprowadzać reformy społeczne inaczej, czyli stopniowo, w sposób zrównoważony, oparty na kompromisie. Myślę, że warto się zastanowić, czy nie postawić mocniej na właśnie takie podejmowanie decyzji.
W porządku, zgadzam się, obie te rzeczy mogą ze sobą współistnieć. W nagomi zasadniczo chodzi jednak o to, jak uzyskać spokój ducha. Nie ma niczego złego w tym, że wychodzisz na ulicę, żeby demonstrować przeciw czemuś, ale koniec końców szczęście i dobre samopoczucie również są ważne. Jest to spokrewnione z medytacją, filozofią zen.
Widzę dwa sposoby. Możesz próbować zmieniać społeczeństwo, a możesz próbować zmienić przede wszystkim siebie. Są sprawy, które warto wspierać, ale da się to robić w bardziej zrównoważony sposób. Nigdy nie będzie idealnie, i tak długo, jak będziemy walczyć o ideał, tak długo będziemy zestresowani, bo nigdy go nie osiągniemy. Tak więc nagomi to sposób na odnalezienie spokoju i harmonii, co może przełożyć się na to, że i inne rzeczy zaczną się zmieniać na lepsze.
Nie do końca. Przywołam tu koncepcję bezpiecznej bazy, którą stworzył John Bowlby. Chodzi w tym o to, że kiedy ma się dobrze ułożone fundamenty, można odkrywać nowe rzeczy i możliwości. To trochę tak, jak dziecko uczy się nowych rzeczy, do czego potrzebuje poczucia bezpieczeństwa na podstawowym poziomie. I tak samo jest z nagomi. To nie wpadnięcie w apatię czy stagnację, które prowadzą do tego, że nigdy nie szukasz i nie próbujesz niczego nowego. Wręcz przeciwnie, dzięki spokojowi ducha, odpowiedniemu balansowi możesz testować nowe rozwiązania, bo zawsze możesz wrócić do tej bezpiecznej bazy.
Japoński system szkolnictwa zdecydowanie nie jest doskonały, ale wszędzie można się nauczyć samodzielnego myślenia. Albert Einstein wyszedł z bardzo rygorystycznego niemieckiego systemu edukacji, a jednak stał się niezależnym myślicielem, geniuszem, który sformułował teorię względności. Trzeba znaleźć złoty środek między własnymi potrzebami a systemem szkolnym. Tyle że jest to oczywiście trudne, bo jako dziecko nie ma się za bardzo wpływu na to, jak ten system działa, a kiedy jest się dorosłym, jest już za późno.
Jestem zwolennikiem różnorodności oraz praw człowieka. W Japonii są ludzie, którzy mają inne zapatrywania, trzymają się tzw. tradycyjnych wartości. Kiedy to widzę, nie komentuję. Tak samo nie odpowiadam na nieprzychylne wiadomości, które czasem dostaję. Nie uważam, że musimy obcować z każdą osobą, którą spotykamy, i jednocześnie myślę, że kiedy będziemy wchodzić w żywiołowe kłótnie – zwłaszcza z osobami, których nie znamy – o wiele trudniej będzie osiągnąć harmonię i spokój ducha w ramach nagomi. Wierzę bardziej w rozpowszechnianie dobrych idei, które z czasem sprawiają, że społeczeństwo staje się lepsze.
Rozumiem, o co ci chodzi, ale – chociaż nie jest to łatwe – staram się wybierać drogę nagomi, która w pewnym sensie oznacza neutralność. Jest się wtedy osobą, do której każdy może się zwrócić, także ci, którzy są po ewidentnie złej stronie. Wierzę, że można wpływać na takich ludzi w inny sposób niż poprzez starcie. Japończycy kochają Chopina – chociaż z pewnością był on patriotą i miał swoje poglądy polityczne, ostatecznie poruszał ludzi swoją muzyką. Nagomi to oczywiście wybór, w Japonii też są ludzie, którzy aktywnie krytykują różne rzeczy. Myślę, że potrzebni są i tacy, i tacy.
Tak jest i prawdę mówiąc, powinienem był napisać o Unii Europejskiej w książce. Nie wiem, czemu o tym zapomniałem... Tym bardziej że przecież Richard Coudenhove-Kalergi, którego pomysły zainspirowały powstanie Unii, urodził się w Tokio, a jego matka była Japonką.
Każdy może znaleźć dzięki nagomi spokój ducha, harmonię i równowagę we wszystkim, co robi, a to przełoży się na lepsze życie. Kiedy będzie więcej takich jednostek, również społeczeństwo będzie lepsze i bardziej otwarte, co może pomóc w kontekście baniek informacyjnych, polaryzacji i wielu innych problemów, z którymi się mierzymy. Wierzę też, że nagomi może być inspiracją dla polityków i dla świata, w którym coraz większe postępy robi sztuczna inteligencja, a to zwiększa obawy wielu ludzi, nawet te egzystencjalne. Potrafiliśmy już kiedyś na to odpowiedzieć. Japonia stała się o wiele bardziej uważna po katastrofie II wojny światowej i zrzuceniu na nasz kraj bomb atomowych, tak samo Europa po dwóch wojnach światowych stworzyła Unię Europejską. Chciałbym więc, żeby moja książka przybliżyła nagomi jak największej liczbie osób i pokazała, że możliwe są inne drogi życia i podejmowania decyzji. ©Ⓟ