Oto mamy książkę, której czytanie może spowodować nieodwracalne zmiany. Może wręcz zasiać ziarno wątpliwości dotyczące tego, czy forsowne i kosztowne polityki klimatyczne Unii Europejskiej to gra niewarta świeczki. Gotowi? Tylko nie mówcie potem, że nie ostrzegałem.
No dobra, czytacie dalej, a to znaczy, że należycie do tej grupy, która nie obawia się podważania dogmatów. Bo to, że klimatyzm stał się parareligią naszych czasów, nie ulega wątpliwości już od dłuższego czasu. Dostajemy więc do rąk dość świeżą (z 2020 r.) pracę Bjørna Lomborga. Ów duński politolog nie był dotąd u nas jakoś szczególnie mile widziany. Ale trudno się temu dziwić – w końcu od dwóch dekad z okładem funkcjonuje na obrzeżach zachodniego obiegu myśli jako krytyk klimatyzmu. W swoich kolejnych książkach i wystąpieniach pokazuje, że przekonanie, iż zaraz Ziemia spłonie, a my, jako cywilizacja, sczeźniemy w mękach, jest „fałszywym alarmem”. Nie chodzi o to – powiada Lomborg – że nie mamy do czynienia ze zmianami klimatu. Rzecz w tym, że jako ludzie niewiele możemy z tym faktem zrobić. A to, co robimy, też ma swoje konsekwencje – w większości niekorzystne. Mówiąc obrazowo: w panice wprowadzamy kolejne polityki klimatyczne, zamieniając nasze społeczne życie w koszmar. Efekty tych starań są jednak takie, że planety nie ratujemy.
Żyjemy w dziwnym momencie. Powiedziałbym nawet, że na zakręcie debaty. Jeszcze kilka lat temu twierdzenia dotyczące polityk klimatycznych zdawały się dogmatem niewzruszalnym. A wystąpienia takich ludzi jak Lomborg przypominały walenie głową w mur. Inna sprawa, że poza Duńczykiem takich śmiałków nie było wielu. W końcu mur gruby, a głowa cenna. Ostatnio coś się jednak zmienia. Krytyka Europejskiego Zielonego Ładu (będącego jedną z generacji unijnych polityk klimatycznych) dochodzi z różnych stron kontynentu – z Zachodu także. Politycznie coś wokół tego tematu się dzieje (może przełom zdarzy się już przy okazji tegorocznych wyborów do europarlamentu?). I także intelektualnie jakby trochę więcej jest miejsca na takie prowokacje jak książka Lomborga. Więc już serio: konsumujcie, myślcie i dyskutujcie o drogach i bezdrożach ekologizmu. ©Ⓟ