Paul Kingsnorth był ekologiem. I to radykalnym. Ale już nie jest. Przestraszył się neoekologów, którzy w ciągu ostatnich 15–20 lat przejęli ruch. Czyniąc współczesny „klimatyzm” zaprzeczeniem tego, o czym marzyli zwolennicy bardziej harmonijnego współżycia człowieka z naturą.
„Neoekolodzy uwielbiają ustalać ceny dla takich rzeczy, jak drzewa, jeziora, mgły, krokodyle, lasy deszczowe i zlewnie – pisze Kingsnorth. – Każda z tych rzeczy może dostarczać «usługi ekosystemowe», a je z kolei można kupować, sprzedawać, policzyć bądź zmierzyć. Wiąże się z tym niemal religijne podejście do metod naukowych. Wszystko, co ważne, może być wymierzone przez naukę, cenę wyznaczą rynki, a wszelkie roszczenia, które nie zawierają załącznika w postaci liczb można z łatwością pominąć”. Kingsnorth nie liczy już samonaprawę ruchu. Bo neoekolodzy nie widzą potrzeby zmieniania samych siebie. Dla nich problemem są wszyscy wokoło, ale nie oni sami.
Co ma Kingsnorth do zarzucenia współczesnym ekologom? Wiele. Po pierwsze, wiarę w rynek – co czyni ich pożytecznymi idiotami wszelkiego kapitału uprawiającego greenwashing. Po drugie, przekonanie, że postęp technologiczny jest zeroemisyjny – choć to wierutna bzdura, a jak nie wierzycie, to pomyślcie, ile prądu potrzeba do wytrenowania kolejnych wspaniałych chatów GPT, z którymi można sobie pogadać o katastrofie klimatycznej. Po trzecie, chodzi o sposób, w jaki zieloni podchodzą do nauki – używając jej jako narzędzia do eliminacji odmiennych punktów widzenia i alienowania inaczej myślących. Po czwarte, szkodzą debacie publicznej – mordując różnorodność i narzucając wymuszoną jednomyślność (z której na dodatek nic dla sprawy nie wynika). Mało? Jeśli tak, Kingsnorth ma takich argumentów jeszcze ze trzydzieści. A ja wybrałem tu kilka najbardziej czytelnych i najłatwiejszych do wyłożenia w skróconej formie.
Czy książka Kingsnortha jest głosem wołającego na puszczy? Bez dwóch zdań. W końcu jego eseje, wydane teraz po polsku w formie książkowej, w większości powstały jeszcze w poprzedniej dekadzie. I świata nie zmieniły. Ale jedna uwaga, zanim się rozejdziemy. Moment mamy taki, że wokół ekologizmu zaczyna się coś dziać. Protesty rolników w kolejnych krajach Europy pokazują nową energię oporu przeciw politycznym wykwitom ekologizmu – choćby Zielonemu Ładowi Komisji Europejskiej. I akurat argumenty Kingsnortha pasują tu bardzo dobrze. Może jednak coś się zmieni? ©Ⓟ