Chiny to mocarstwo coraz pewniejsze siebie, konsekwentnie próbujące prześcignąć Zachód i nagiąć go do swoich zasad. A jednak nasza wiedza na temat tego państwa jest niespójna. Momentami sprzeczna. Jak gdyby trudno było Zachodowi objąć rozumem ten kraj-kontynent.
„Chińska sieć zła” to kolejna pozycja, która potwierdza ten problem. Benedict Rogers napisał ją wedle schematu: Pekin – dyktatura – opresja – zagrożenie. Ale trudno mu się dziwić, bo jest doświadczonym dziennikarzem z zacięciem działacza na rzecz praw człowieka. Jego życiowe wybory rzuciły go do Państwa Środka po raz pierwszy na początku lat 90. XX w., miał wtedy lat 18. W Chinach bywał wielokrotnie, jednak od 2017 r. już tam nie jeździ – Pekin go nie wpuszcza. Przede wszystkim z powodu mówienia o narastającym procesie likwidacji demokracji w Hongkongu. Czyli w tej części Chin, która przez lata uchodziła za eksperyment prowadzony pod hasłem „jeden kraj, dwa systemy”.
Rogers nie ma złudzeń co do kierunku rozwoju Chin. Pisze, że jest coraz gorzej – gorzej oczywiście z perspektywy obywatela Zachodu przekonanego, że w miarę rozwoju ekonomicznego Azja powinna się upodabniać do Europy. Ma na podbudowę tej tezy niezliczoną liczbę przykładów. Ludzkich historii, z których w zasadzie każda kończy się w ten sam sposób: podporządkowaniem – ucieczką lub siłowym zdławieniem oporu.
Próbując wyciągać z tej książki wnioski polityczne, niechybnie lądujemy w samym środku trwających w USA czy Wielkiej Brytanii dyskusji o polityce wobec Chin. Przyjmując argumentację Rogersa, czytelnik szybko zaczyna rozumieć tę część waszyngtońskiego czy londyńskiego establish mentu, która stoi na stanowisku, że to nie Kreml, ale właśnie Pekin jest największym strategicznym oraz egzystencjalnym wyzwaniem dla Zachodu. Oczywiście, jeśli ktoś śledzi fachową literaturę, ten wie, że nie jest to jedyny sposób pisania o Chinach. Wielu wziętych autorów wydało książki dowodzące, że straszenie Pekinem jest dowodem na wiecznie żywy zachodni imperializm, który – choć słabnie – wciąż wszystko to, co inne, jest gotów postrzegać w kategoriach zagrożenia.
Dość powiedzieć, że czytelnik w tym natłoku wykluczających się opowieści ma prawo się czuć zagubiony. Zwłaszcza iż samodzielne wyrobienie sobie opinii z pierwszej ręki w tym akurat wypadku w zasadzie nie wchodzi w grę. ©Ⓟ