Drogi czytelniku, wymień trzy najważniejsze w życiu rzeczy. Czy wśród nich znalazła się praca? Obstawiam, że tak. Praca jest dla nas fundamentalnie ważna. Wyznacza nasz społeczny status. Bywa źródłem cierpienia i zmęczenia. Ale też miejscem, gdzie przydarzają się człowiekowi rzeczy, z których jest dumny do końca swoich dni. A przecież jeszcze nawet nie doszliśmy w tej wyliczance do kwestii finansowych.

ikona lupy />
Jan Lucassen, „Historia pracy. Nowe dzieje ludzkości”, przeł. Tomasz Markiewka, Wydawnictwo Znak, Kraków 2023 / nieznane

O tych wszystkich wymiarach pracy przypomina Jan Lucassen. Praca holenderskiego historyka należy do gatunku popularnonaukowych monografii, w których jeden temat jest opisywany na kilkuset stronach. Jeśli lubicie takie rzeczy, to cegła Lucassena jest dla was. Holender zaczyna, gdy rozchodzą się drogi homo sapiens oraz neandertalczyka (ok. 700 tys. lat temu). Pierwszy rozdział kończy się, kiedy człowiek staje się istotą osiadłą (12 tys. lat temu), odkrywa i udoskonala rolnictwo. To ono staje się głównym człowieczym zajęciem – pracą. Potem powstają miasta i nowe formy organizacji życia społecznego. Wspólne zamieszkiwanie coraz większych społeczności otwiera możliwości specjalizacji. To buduje hierarchie, ale też powoduje rywalizację o władzę. Praca jest w centrum tych przemian, wokół niej zaczynają się tworzyć mechanizmy społecznego współistnienia. Ja dla ciebie pracuję, ty mnie chronisz. Albo ja dla ciebie pracuję, a ty mi płacisz. Albo ja dla ciebie pracuję, bo jestem twoją własnością.

Lucassen dba o to, by jego ujęcie pracy wykraczało zarówno poza marksizm, jak i wolnorynkowy liberalizm – dwie dominujące narracje akademickiego ujmowania tematu w czasach nam współczesnych. Przypomina, że oprócz pracy najemnej/zarobkowej/utowarowionej przez cały czas istnieją też jakieś typy ludzkiego działania, które się tej logice wymykają. Na przykład praca oparta na zasadzie wzajemności (rodzina) albo pomocy innym (wolontariat).

Niestety, trzeba powiedzieć, że Holender nie jest najbardziej utalentowanym pisarzem. Trochę zbyt dużo tu akademickich rozważań, z których nie zawsze cokolwiek wynika. Zbyt mało zaś momentów objawienia, gdy myślisz sobie: „Rany, nie patrzyłem na to dotąd z tej strony”. Wszystko to sprawia, że – powiedzmy to sobie szczerze – „Historia pracy” bywa lekturą nużącą. Wtedy trzeba – w poczuciu obowiązku albo w nadziei uzyskania cennej wiedzy – mocno się uszczypnąć. I czytać dalej. ©Ⓟ