Theodore Levitt, nieżyjący już profesor ekonomii na Uniwersytecie Harvarda, mówił podobno, że „Harvard Business Review” to czasopismo robione przez ludzi, którzy nie umieją pisać, dla ludzi, którzy i tak nie będą tego czytać. Miał podstawy, żeby tak sądzić. W końcu przez parę lat (konkretnie w okresie 1985–1989) był redaktorem naczelnym rzeczonego periodyku.
A i jego najważniejszy tekst naukowy „Marketing Myopia” (Krótkowzroczność marketingu) z 1960 r. ukazał się właśnie tam. Wielu nadal uważa, że tym tekstem Levitt wymyślił marketing na nowo, nadając mu oblicze, które znamy dziś (czy je lubimy, to już inna para kaloszy).
„Harvard Business Review” (HBR) powstał w Szkole Biznesu Uniwersytetu Harvarda. Był oczkiem w głowie ówczesnego dziekana uczelni Wallace’a Bretta Donhama, który wymyślił sobie, żeby pisać szeroko: o szeroko rozumianym zarządzaniu do szeroko rozumianego czytelnika. Pierwszy numer pisma ukazał się w 1922 r. Od tamtej pory HBR zbudował sobie pozycję jednej z najważniejszych marek wśród opiniotwórczych publikacji o teorii biznesu w anglojęzycznym świecie. A ponieważ pierwsze stulecie magazynu było jednocześnie stuleciem Pax Americana to i nic dziwnego, że harvardzki periodyk po drodze się zglobalizował.
W tym okresie na łamach HBR ukazało się wiele ważnych i klasycznych już tekstów, do których obecna debata ekonomiczna stale się odwołuje. W okolicznościowej publikacji, którą dostajemy właśnie do rąk na polskim rynku, znajdziemy wiele z tych znanych i cenionych artykułów. Książkę otwiera esej Petera Druckera, uważanego przez wielu za ojca współczesnego zarządzania. Jego tekst dotyczy zarządzania sobą i powstał pod koniec życia autora. Drucker pisze tam, że nawet doświadczony menedżer z dorobkiem (a może właśnie on) powinien mieć zawsze pod ręką plan B. Musi być gotów do odpalenia swojej kariery na nowo albo przynajmniej jej fundamentalnego przeorientowania. Jeśli tego nie ma, to d... z niego, a nie menedżer. Wśród klasyków znajdziemy także inne: wspomnianą już „Krótkowzroczność marketingu” autorstwa Theodore’a Levitta, „Jak stać się liderem?” amerykańskiego psychologa Daniela Golemana czy „Jak siły konkurencyjne kształtują strategię” Michaela Portera z 1979 r. Porter w tym tekście po raz pierwszy rozwinął swoją koncepcję pięciu sił potrzebnych do budowania przewag konkurencyjnych przez firmy. W zbiorze są też kluczowe teksty o sztucznej inteligencji (Erik Brynjolfsson i Andrew McAfee), o strategii błękitnego oceanu (Reneé Mauborgne i Chan Kim) i o szczupłym start-upie (Steve Blank). Sąsiaduje z nimi trochę kawałków dość przypadkowych, które raczej próby czasu nie przetrwają. Ale mają one – jak rozumiem – zamanifestować przywiązanie instytucji do kwestii ostatnio bardzo nośnych – jak rasa czy globalne ocieplenie – których brak może sprowadzić na głowę oskarżenia o straszliwy konserwatyzm.
„Harvard Business Review” ma jednak tak przepastną głębokość, że jest z czego czerpać. Szczerze mówiąc, nie widzę dobrego powodu, by jakoś przesadnie narzekać albo szukać tu wielkiej dziury w całym. HBR od lat daje radę i jest miejscem, gdzie publikuje się ważne, żywe i inspirujące teksty o teorii biznesu. Tu zaś mamy najtłustszą śmietankę podaną ładnie i elegancko pod sam nos. ©Ⓟ