Los środowiska politycznego Jarosława Kaczyńskiego to ciekawy przypadek, który warto pokazywać na kursach zarządzania. W wyborach w 1993 r. Porozumienie Centrum nie weszło do Sejmu: w polityce to początek końca; wyprowadzki do coraz gorszych lokali, długi, odchodzenie ludzi. W takiej sytuacji znalazł się tej przegranej Kaczyński.
Właśnie ten upadek jest najciekawszym wątkiem nowej książki politologa i publicysty Adama Chmieleckiego pt. „Porozumienie Centrum. Studium działalności partii i środowiska politycznego”. Jej zasadnicza część obejmuje czas między wojną na górze w czasie walki o prezydenturę w 1990 r. po powstanie PiS przed wyborami 2001 r. Z wydarzeń, które się wówczas zadziały, można wyciągnąć przynajmniej dwie lekcje, których znaczenie przewyższa polityczny wymiar całej sprawy.
Lekcja pierwsza to podjęta przez Kaczyńskiego próba budowy politycznego mechanizmu (jak to określił Adam Michnik) „z niczego i przeciw wszystkim”. Kaczyński z przełomu lat 80. i 90. miał mniej więcej tyle co Baum, Welt i Borowiecki z „Ziemi obiecanej”. A jego osobista rozpoznawalność nie mogła się równać z tą, którą dysponowali Michnik czy Kuroń. Tych ostatnich Jarek irytował tym, że nie chciał uznać ich przywództwa i zaczął formułować własną – alternatywną – wizję odchodzenia od komunizmu. A jednak Kaczyński dopiął swego. Zbudowane przez niego środowisko zaczęło odgrywać ważną rolę w pierwszej fazie polskiej transformacji. Aż do nokautu z 1993 r.
Lekcja druga to przetrwanie „zakonu PC” w czasie chudych lat. Trwających – w zasadzie – do momentu, gdy Lech Kaczyński został desygnowany przez premiera Buzka na ministra sprawiedliwości. Która to rola wywindowała go na szczyty sondaży popularności i została wykorzystana przez Jarosława Kaczyńskiego do organizacji drugiego podejścia pod budowę trwałej siły politycznej. Tym razem już przeprowadzonej w sposób udany.
Kaczyńskiego można lubić albo nie. Ale warto przeczytać tę książkę właśnie pod kątem analizy jego wytrwałości i umiejętności sprawnego żeglowania mimo zmieniających się wiatrów losu. Czyli tej cechy (nieżyjący już Ludwik Dorn nazywał ją – za Machiavellim – virtù), która jest kluczowa dla skutecznego przeprowadzenia każdej długofalowej inicjatywy. Tak w polityce, jak i w innych dziedzinach życia biznesowego czy publicznego. ©Ⓟ