Wojna na Wschodzie sprawiła, że na terenie – zajętym niegdyś przez Jacka Bartosiaka oraz kilku wojskowych – zaroiło się od publicystów z ambicjami całościowego ujęcia węzłowych problemów bezpieczeństwa Polski. Wśród nich jest Robert Kuraszkiewicz ze „Światem w cieniu wojny”.
To zbiór felietonów i analiz publikowanych przez autora w ciągu minionych kilkunastu miesięcy. Książkę otwiera tekst „Dlaczego Rosja zaatakuje Ukrainę”, który ukazał się 26 stycznia 2022 r., miesiąc przed rosyjską inwazją na Kijów. Trzeba Kuraszkiewiczowi przyznać, że przewidział rozwój wypadków. I to w czasie, gdy inni publicyści uważali, że do wybuchu wojny nie dojdzie. Chapeau bas!
Potem jest gorzej. Na tym przykładzie widać, że praktyka publikowania felietonów w formie książkowej nie jest dobrym pomysłem. Takie książki są jak wizyta w muzeum numizmatycznym. Owszem, znajdzie się paru fanatyków, których zapach zmurszałych miedziaków przyprawi o ekscytację. Ale większość wzruszy ramionami. Było, minęło, każdy dzień przynosi nowe wydarzenia. Dużo lepiej Kuraszkiewicz i jego wydawcy by zrobili, gdyby na podstawie tych samych felietonów spróbowali zbudować spójną narrację. Chodzi mi o jakiś rodzaj całościowego spojrzenia „po roku i pół”. To by całą opowieść uporządkowało i uatrakcyjniło.
Drugi zarzut jest taki, że Kuraszkiewicz nie pisze ciekawie. Owszem, wiedzy i zmysłu strategicznego odmówić mu nie można. Ale stylistycznie jego książka jest dość nijaka. Niechby pozował na niedostępnego kapłana wiedzy tajemnej albo umiał operować dowcipem lub paradoksem. To by uczyniło książkę atrakcyjniejszą. Niestety czegoś takiego po prostu tutaj nie ma.
Podoba mi się to, że Kuraszkiewicz ma ambicje włączenia się w dyskusję o polskiej racji stanu w zmieniającej się rzeczywistości. Służyć temu celowi ma – jak rozumiem – rozdział z „zaczepkami” pod adresem trzech innych publicystycznych propozycji. Chodzi o „Wielką Polskę” Rafała Ziemkiewicza, „Strategiczną samotność Polski” Marka Budzisza i „Najlepsze miejsce na świecie. Gdzie Wschód zderza się z Zachodem” Jacka Bartosiaka. Takie odniesienie się do argumentów innych autorów uważam za pomysł bardzo dobry. Jednak właśnie tutaj widać najlepiej, że wizja Kuraszkiewicza jest mało inspirującą. Sprowadza się – mówiąc w uproszczeniu – do tego, by Polska robiła dalej to, co przed rokiem 2015. To znaczy nadal trzymała się kurczowo serca Europy (Berlin, Bruksela). Tylko tym razem, by robiła to lepiej. Wydaje mi się, że ta wizja nie uwzględnia zmian, które zaszły w ciągu ostatniej dekady. W tym procesu organicznego rośnięcia Polski, zachodzącego w sytuacji, gdy rdzeń Europy ewidentnie więdnie. ©Ⓟ