Muszę przyznać, że piszę te słowa z gardłem ściśniętym z zazdrości. Pomysł i formuła, jaką znaleźli na opowiadanie o ekonomii Witold Orłowski i wydawnictwo Rebis, są zaiste imponujące.
Muszę przyznać, że piszę te słowa z gardłem ściśniętym z zazdrości. Pomysł i formuła, jaką znaleźli na opowiadanie o ekonomii Witold Orłowski i wydawnictwo Rebis, są zaiste imponujące.
„- Ale obciach - skomentowała Wika. - Miał nam wyjaśnić działanie gospodarki... Zrozumieliście coś z tego bełkotu? - Taki to powiedziałby prawdę chyba tylko na torturach - dodał Kuba.
- Albo na przesłuchaniu. Tylko wtedy można by z niego wycisnąć prawdziwe odpowiedzi.
Julka przez chwilę siedziała w zamyśleniu. W końcu, nie podnosząc głosu, powiedziała: - To się chyba da zrobić. Ale musielibyśmy zrealizować mój plan. - Czyli? - Musimy go porwać”.
Tak to się właśnie zaczyna. Grupka uczniów szkoły, których dyrektor uraczył gościnnym wykładem profesora ekonomii, porywa go, gdy ten zamierza zamówić taksówkę. Załatwiają samochód, środek nasenny i miejsce przesłuchania. Akurat tak się składa, że rodzice jednego z dzieciaków wyjechali na tydzień do Egiptu. A i sam profesor przyznał się w czasie wykładu, że prosto ze szkoły jedzie na tydzień do jakiejś mazurskiej samotni. Tyle czasu wystarczy. Przez ten czas przyjaciele zamierzają wydusić z dziadersa prawdę na temat ekonomii. Bo to, co usłyszeli w czasie wykładu, uznali za pożałowania godną ściemę.
/>
Przyznacie, że początek jest brawurowy. Mamy tu błyskotliwe pomieszanie wielu wątków. Z jednej strony krytykę hermetyczności nauk ekonomicznych, o której wszyscy (łącznie z ekonomistami) mówią, a którą niewielu potrafi pokonać. Bogiem a prawdą niewielu chce się z nią mierzyć, bo przecież postrzeganie ekonomistów jako deponentów wiedzy tajemnej działa w sumie na ich korzyść, czyniąc to, czym się zajmują, dużo cenniejszym niż jest w rzeczywistości. Z drugiej strony w zabawny sposób pobrzmiewają tu sprawdzone kody popkultury, a zamaskowani porywacze młodszym przypomną klimat netflixowego „Domu z papieru”, zaś starszym książki Edmunda Niziurskiego.
A potem są zeznania. 30 przesłuchań. Każde porusza inny aspekt wiedzy o gospodarce. Dlaczego Polacy zarabiają mniej od Niemców? Czy PKB to fetysz? Dlaczego rosną ceny? Czy bać się długu publicznego? Jaka powinna być rola państwa w gospodarce? Jest tu wszystko, co najważniejsze. Niczego nie brakuje.
Problem jest tylko jeden. Jest nim… sam profesor. Oczywiście jest to alter ego prawdziwego profesora ekonomii Witolda Orłowskiego. Autora tej książki. Orłowski nie jest jakimś tam jednym z ekonomistów swojego pokolenia. Rocznik 62, studia za późnej komuny z epizodami na zagranicznych stypendiach. Potem udana kariera w III RP. Zawsze na bezpośrednim zapleczu pierwszego szeregu wolnorynkowych przemian w Polsce. Raz blisko tych otwarcie ortodoksyjnych (doradca Leszka Balcerowicza), innym razem bardziej zakamuflowanych neoliberałów (doradca Aleksandra Kwaśniewskiego). Pod wieloma względami jest więc Orłowski tego pokolenia ucieleśnieniem. Ze wszystkimi dobrymi i złymi stronami tego stanu rzeczy.
Wśród tych złych jest fakt, że pokolenie Orłowskiego (i on sam) patrzą na gospodarkę w specyficzny sposób. I nawet jeśli są świadomi wielu słabości wolnego rynku, to ich krytyka kapitalizmu zawsze będzie się odbywała w bezpiecznych granicach. Ekonomia liberalno-konserwatywna w czystym wydaniu.
W tym sensie współczuję trochę porywaczom profesora. I mam dla nich radę. Porwijcie jeszcze kogoś, bo „Ekonomia dla ciekawych” - choć znakomite i błyskotliwe to czytadło - pełnego obrazu wam nie prezentuje. ©℗
Reklama
Reklama