„Sny o Warszawie” to kolejna ważna pozycja na varsavianistycznym rynku. Krzysztof Mordyński przygląda się ideom i koncepcjom odbudowy stolicy w latach 1945-1952. Zrealizowane plany oraz wizje przebudowy miasta, które pozostały tylko w sferze projektów, mają wspólny mianownik: wyrastały z marzeń o nowym, funkcjonalnym, europejskim mieście.

Trzeba mieć sporo odwagi, wręcz zuchwałości, pozytywnego szaleństwa oraz naturalnie wiedzy, umiejętności i wyobraźni, żeby na początku roku 1945, rysować takie plany Warszawy, jak to robił Maciej Nowicki. 35-letni, doskonale wykształcony architekt, syn przedwojennego konsula w Chicago, dla wielu kontrowersyjny i zbyt radykalny, nie wahał się marzyć o nowym wyglądzie stolicy. „Plan Nowickiego był esencją myślenia funkcjonalisty” – pisze Krzysztof Mordyński w książce „Sny o Warszawie. Wizje przebudowy miasta 1945-1952".

„Nowicki pozwala nam spojrzeć do wyimaginowanej dzielnicy […] Przestrzeń ta nie przypominała w ogóle dotychczasowej Warszawy. Była czymś między renesansowym ogrodem, rynkiem włoskiego miasta a powtarzalną , żelazobetonową zabudową futurystycznego świata”. Kiedy ogląda się licznie prezentowane w książce jego szkice (niezwykłe pomysły na zabudowę Śródmieścia wieżowcami, tak logiczną i przemyślaną, że można tylko pozazdrościć), łatwo zrozumieć skąd takie skojarzenie.

Szkice Macieja Nowickiego, 1945 rok, "Skarpa warszawska" - nadesłane przez Autora książki / Domena Publiczna

Sens i waga niezwykłych, wykraczających odważnie w przyszłość pomysłów Macieja Nowickiego (i innych urbanistów i architektów związanych z Biurem Odbudowy Stolicy, o których Autor wspomina) ujawniają się szczególnie wtedy, gdy zweryfikuje się mit o Warszawie jako „Paryżu Północy”. Także Mordyński, podobnie jak Filip Springer czy Grzegorz Piątek, rozprawia się z nim.

„Już w XIX/XX wieku wiedziano, że przebudowa miasta jest konieczna. Podwórka studnie, brak mieszkań, kanalizacji w wielu dzielnicach, brak zieleni, Filtry dawały czystą wodę tylko części miasta. Tylko nielicznym Warszawa smakowała Bliklem” – pisze Mordyński, przypominając wbrew sentymentalnym opowieściom, że Warszawa była kapitalistycznym miastem – z kamienicami dochodowymi, ale bez szkół czy parków. Podczas gdy w latach 20. i 30. XX wieku Zachód śmiało wprowadzał nowe rozwiązania w tkance miejskiej, Warszawa pozostawała daleko w tyle. „Karta Ateńska” Le Corbusiere’a potępiała zabudowę, w której okna wychodziły na ciemne podwórko studnię, a w Warszawie był to standard. To nie znaczy, że w ogóle nie próbowano wprowadzać zmian. Polscy urbaniści i architekci doskonale znali tendencje, tworzyli projekty w stylu modernistycznym, jeździli na wystawy, wymieniali się doświadczeniami, tyle że wpierw krępowały ich kwestie własnościowe, a potem plany naprawy chaotycznie zabudowywanego miasta przerwała wojna.

Miasto nowoczesne, czytaj: funkcjonalne, które mieli zaplanować ludzie Biura Odbudowy Stolicy, miało służyć mieszkańcom. Co do tego nie było wątpliwości. Było za to wiele koncepcji odbudowy/przebudowy, które trzeba było jakoś pogodzić. Obok siebie w BOS pracowali: Stanisław Jankowski, który w 1946 roku wrócił po studiach urbanistycznych w Liverpoolu i Józef Sigalin, zdeklarowany komunista, radykalny w projektach przebudowy architekt. Jan Zachwatowicz (obrońca niemal każdego zabytku) i Jan Olaf Chmielewski – współtwórca modernistycznej koncepcji „Warszawy funkcjonalnej”. I wielu innych.

Autor poświęca planom Nowickiego sporo miejsca, wyraźnie zafascynowany propozycjami architekta i nieprzypadkowo umieszcza je w rozdziale „Warszawa jako marzenie”, pierwszym z czterech, w których Warszawa pojawi się jeszcze jako maszyna, więź społeczna i kompozycja. Nie da się zrozumieć tych trzech kolejnych, bez zrozumienia przesłania pierwszego. Tym bardziej więc, umieszczenie świata przedwojennego i wykraczającego w przyszłość obok siebie, ma wymowę wręcz symboliczną.

Książka Mordyńskiego traktuje o urbanistyczno-architektonicznych pomysłach na Warszawę, ale trudno nie dostrzec, że ich sens zawierał się w myśleniu o człowieku. Choć modernistycznie planowane miasto miało być sprawnie działającą maszyną, to starano się pamiętać, że każdy jej element powinien pełnić służebną funkcję wobec mieszkańców. W rzeczywistości nam współczesnej, to wręcz osobliwe podejście. Kiedy już więc zdecydowano, że Warszawa zostanie odbudowana, trzeba było określić: jak. Bo na pewno w innej formie niż przedwojenna.

Miasto to ludzie

„Sny o Warszawie” dla amatorów są czymś w rodzaju „małego przewodnika po urbanistyce”, pokazującego przed jakimi dylematami stawali urbaniści, architekci czy konserwatorzy zabytków. Efekty ich pracy to nie tylko pojedynczy projekt i jego realizacja, ale cała „filozofia” myślenia o mieście. „Architekci byli przekonani, że współtworzą nie tylko przyszłość materialną, ale też psychiczne ramy życia jednostek i społeczeństwa” – pisze Mordyński i przypomina pomysły na miasta ogrody Ebenezera Howarda, zaangażowaną jednostkę sąsiedzką Thomasa Perry’ego, wspominaną już Kartę Ateńską Le Corbusiere’a, która potwierdzała, że chaos miasta prowadzi do biedy, rozbicia społeczeństwa, wyzysku. Przedwojenny Żoliborz wpisywał się w te założenia, choć był dla wybranych. Powojenne osiedla na Rakowcu czy Muranowie miały być powszechnie dostępne.

Autor oddaje głos architektom i architektom teoretykom, np. Barbarze Brukalskiej czy Helenie i Szymonowi Syrkusom, zafascynowanym założeniami osiedla mieszkaniowego. Miasto jest dla ludzi, nie odwrotnie. To dla nich projektują architekci, dbając o przestrzeń do realizacji praw przynależnych człowiekowi. „Do zdrowego życia, odpoczynku, do życia społecznego, do odosobnienia, koncentracji, do realizacji potrzeb biologicznych i swoich ambicji wyższego lotu”.[…] Człowiek potrzebuje wolności, aby dobrowolnie współtworzyć społeczność” – cytuje Mordyński opinię Barbary Brukalskiej.

„Miasto to nie jest dochodowa inwestycja, ale przestrzeń życia mieszkańców”. To założenie znalazło się w „Warszawie funkcjonalnej” Szymona Syrkuza (architekt) i Jana Olafa Chmielewskiego (urbanista) z 1934 roku. I co ciekawe było aktualne w latach powojennej odbudowy. To z tego brały się dyskusje i ucieranie idei, by odpowiedzieć na pytania: jak tworzyć tereny mieszkaniowe przyjazne dla ludzi, jak sprawić, żeby dojazd do pracy nie trwał dłużej niż 30 minut, czy można tak urządzić miasto, by nie było w nim dzielnic wykluczonych komunikacyjnie, jak zagwarantować ludziom przestrzeń do pracy, mieszkania oraz nauki i wypoczynku. I jak w tym wszystkim znaleźć miejsce dla zabytków.

Blok przy ul. Ringelbluma 2 na osiedlu Koło, zaprojektowany po wojnie przez Halinę i Szymona Syrkusów, / NAC / Z. Siemaszko, 1953

Szkice, rysunki, plany

Sny o Warszawie, Krzysztof Mordyński / Media

Na powyższe pytania mają odpowiadać nie tylko opisy różnych koncepcji odbudowy Warszawy, które Krzysztof Mordyński przywołuje, ale też licznie prezentowane szkice i rysunki. To odrębna wartość książki. Jak to ze snami bywa, wiele z tych projektów nie doczekało się materializacji, pozostały tylko w tej sferze. Sporo mówią jednak o ich twórcach i bliskich im ideach oraz o czasach, w których pracowali. Obok bogato zilustrowanych fragmentów, dotyczących odbudowy Śródmieścia, Mordyński umieszcza też na przykład plany przebudowy pl.Trzech Krzyży czy Kruczej, w ramach tworzenia nowoczesnych dzielnic: urzędów, banków, uczelni, przemysłu, czy kultury.

O ile Śródmieście miało raczej pełnić funkcje pozamieszkalne, to sąsiednie dzielnice projektowano z myślą o budowaniu tam osiedli, ale nie „sypialni”. Rysunki, plany mieszkań, szkice, opisy koncepcji i rozwiązań projektowych w różnych typach budynków – to ważna część publikacji. Podobnie jak opisy niemal wzorcowych założeń osiedli WSM Mokotów i WSM Rakowiec, opartych na rozwiązaniach zbieżnych z Kartą Ateńską i funkcjonalizmem (po 1989 roku przestano się tymi założeniami przejmować i zaczęto dobudowywać co i gdzie popadnie, nie dbając o pierwotne plany). Duży fragment poświęca też autor projektom Muranowa – szczególnej na mapie Warszawy dzielnicy, zburzonej doszczętnie podczas wojny.

Niezwykłe wrażenie robią szkice i rysunki niezrealizowanych projektów, będących częścią sześcioletniego planu odbudowy Warszawy: stadion sportowy przy Wierzbnie, projekt ratusza, zabudowa Marszałkowskiej, czy Centralny Dom Kultury.

Uwaga, kompozycja. Uwaga, socrealizm

22 lipca 1949 roku od strony Pragi wyruszył pochód. Miał przejść nowo oddaną Trasą W-Z. Powstała zaledwie w dwa lata. Teraz warszawiacy mieli ją zobaczyć ze specjalnej perspektywy (sprawdzono dokładnie, jak zaprezentować trasę najbardziej okazale). To było - jak pisze Mordyński - „emocjonujące doświadczenie poznawania miasta”.

Nowatorskie rozwiązanie urbanistyczno-architektoniczne, jakim była Trasa W-Z, zostało tak wkomponowane w przestrzeń, że stało się idealną kompozycją, która sprowokowała do plastycznego opisu. Uruchamiamy wyobraźnię. Uczestnicy pochodu, stojąc na moście, widzieli kościół św. Anny, puste miejsce po Zamku Królewskim, Mariensztat. Potem pochód docierał do „łagodnego zakrętu trasy”, dalej „czekała na wędrowców Warszawa, jakby z innego świata, jakby z bajki o przyszłości”. Następnie „pochód wchodził do krótkiego, lecz wielkiego wąwozu”. Jest tu także „błękit urbanistycznego stropu”, „tunel przenikający Skarpę” i stercząca „już tylko przeraźliwie samotna, ale jednak wyniosła kolumna króla Zygmunta” . Czternaście stron niezwykle plastycznego, literackiego opisu kompozycji urbanistycznej jaką jest Trasa W-Z. Majstersztyk wizualizacji!

Trasa W-Z z socrealizmem nie miała nic wspólnego (choć tu ciekawą historię przytacza Autor a propos wystroju modernistycznego - skądinąd - tunelu pierwszych schodów ruchomych), ale 1949 rok zapowiadał już zmianę w podejściu do kompozycji. I tu – być może dla części czytelników – zaskoczenie. Krzysztof Mordyński pisze bowiem o „czarnej legendzie socrealizmu”, odważnie polemizując z kolejnym mitem.

Autor śmiało prezentuje poglądy, zdecydowanie niemodne w ostatnich 30 latach. O polemice z Paryżem Północy już było. Innym rozbrojonym mitem jest ten o Dekrecie Bieruta, który… pomysłem Bieruta nie był. Podobnie jak Grzegorz Piątek w „Najlepszym mieście świata”, Mordyński przypomina, że aby pozwolić sobie na rozmach budowy, trzeba było mieć przestrzeń. Żeby mieć przestrzeń, trzeba było mieć prawa do gruntu. I to nie było odkrycie urbanistów i Bolesława Bieruta w 1945 roku. Takie plany pojawiały się już w głowach przedwojennych planistów, w kręgach emigracji wojennej oraz w koncepcjach szwajcarskiego teoretyka miasta House Bernaulliego. Dekret z 26 października 1945 stanowił, że wszelkie grunty w granicach stolicy z 1939 roku przechodzą na własność gminy miejskiej, nieruchomości zaś, z wyjątkiem zaistnienia określonych okoliczności , zostają przy dawnych właścicielach. Fakt – było to założenie zgodne z komunistycznym pragnieniem odebrania własności prywatnej , ale z punktu widzenia urbanistów wyglądało to inaczej, wiec zabiegali o takie prawo – tłumaczy Mordyński. I podaje konkretny argument: właściciele znowu budowaliby gdzie popadnie, w sprzeczności z założeniem osiedla społecznego. Oczekiwaliby zysku, znowu stanęłoby miasto nieliczące się z potrzebami społecznymi, a będące maszynką do zarabiania pieniędzy.

Co myśli Krzysztof Mordyński pisząc o socrealizmie jako kierunku, który miał wprowadzać konkurencyjną wobec modernizmu formę? Że powinien być wolny od politycznego uwikłania. Co ma do powiedzenia zwolennikom burzenia PKiN? „Ograniczają swoje postrzeganie architektury do punktu widzenia władz komunistycznych i ich potrzeb. Nie należy tego robić.” Ostatnie rozdziały książki poświęcone są prezentacji projektów kompozycji w różnych częściach miasta, głównie jednak reprezentacyjnego Śródmieścia. Delikatnie rzecz ujmując – bardzo oryginalnych. Rozpasane, barokowe, przytłaczające, ale … logicznie zaplanowane, jak wynika z opisu, który umieszcza Autor. Mordyński nie ocenia, czy fakt, że nie udało się ich zmaterializować, to duża strata dla miasta, dając czytelnikowi prawo do wyrobienia sobie własnej opinii, ale zastanawia się też na ile miała to być jedynie propagandowa wizja, a na ile faktycznie plan do realizacji. Plac Trzech Krzyży, Skarpa Wiślana, skrzyżowanie Alej Jerozolimskich i Marszałkowskiej, ulica Marszałkowska, Centralny Dom Kultury (polski pierwowzór PKiN) prezentują się na nich „jak ze snu”.

Plac Trzech Krzyży 1955, rys. Jan Knothe 1950, sześcioletni Plan Odbudowy Warszawy, Warszawa 1950 / Domena Publiczna / Jan Knothe

Klio

W listopadzie 2021 roku Krzysztof Mordyński, otrzymał prestiżową nagrodę Klio I stopnia w kategorii “varsaviana” za książkę “Sny o Warszawie”. To nagroda Porozumienie Wydawców Książki Historycznej i Fundacji Historia i Kultura, którą przyznano mu za „przedstawienie idei, koncepcji i wahań architektów oraz urbanistów, kreślących plany powojennej Warszawy”. To branżowa nagroda, ale „Sny o Warszawie” są dla każdego czytelnika i to ich ogromny walor popularnonaukowy.

"Sny o Warszawie. Wizje przebudowy miasta 1945-1952", Krzysztof Mordyński

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2021