Poplątane zwoje mózgowe układające się na okładce w swoisty labirynt, po którym wędrują postacie z komiksu, znakomicie koresponduje z treścią nowego albumu Jacka Świdzińskiego "A niech cię, Tesla!".

Jest on pełen absurdalnego humoru, narysowany minimalistyczną kreską przypominającą przypadkowe bazgroły na ostatniej stronie szkolnego brulionu lub, jak kto woli, rysunki Stanisława Mrożka. Rozpisany na cztery przeplatające się płynnie historie komiks jest dedykowany czytelnikowi wymagającemu, który lubi poświęcić chwilę nie tyle na samą lekturę, ile na poskładanie w spójną całość tego, co właśnie przeczytał. Mimo że „A niech cię, Tesla!” na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie komiksu chaotycznego – bo co mają naukowcy próbujący przedefiniować historię nauk ścisłych do faceta narzekającego na pestki rzucane pod klatkę schodową – jest w tym szaleństwie metoda.

Jaka? Tego zdradzić nie wolno, ponieważ Świdziński dostarcza wielce satysfakcjonującą puentę i prowokuje do powtórnego przeczytania komiksu. Dlaczego więc tylko trójka? Z przyczyn obiektywnych. „A niech cię, Tesla!” to rzecz stosunkowo krótka, dosłownie na kwadrans i choć trudno mierzyć sztukę czasem potrzebnym na jej skonsumowanie, aspekt ekonomiczny jest dla wielu potencjalnych odbiorców nadrzędny. Apetyt rośnie w miarę czytania i zanim zdążymy się nasycić, już przewracamy ostatnią stronę. Może kiedyś doczekamy się wydania zbiorczego prac Świdzińskiego – wówczas będzie co najmniej piątka.

A niech cię, Tesla! | scenariusz i ilustracje: Jacek Świdziński | Kultura Gniewu 2013 | Recenzja: Bartosz Czartoryski | Ocena: 3 / 6