Świetny „Ananasowy napój dla pięknej damy” Wiktora Pielewina, czyli rzecz o fałszywych bóstwach żerujących na ludzkiej rozpaczy.

Pielewin jest najlepszy, kiedy pisze o władzy – to właśnie jego żywioł. Trzeba tu podkreślić, że władza według Pielewina nie ogranicza się do banalnego sprawowania rządów. Ten, kto ma władzę, panuje nad całą strukturą rzeczywistości. Jest więc bogiem lub przynajmniej uzurpuje sobie prawo do boskości. Środki do osiągania tego celu są rozmaite: może chodzić tu o szczelną totalitarną kontrolę nad obiegiem informacji albo o farmakologiczno-narkotyczne sztuczne raje i piekła. To w sumie nieistotne. Obsesje rosyjskiego pisarza przypominają te, które nawiedzały Philipa K. Dicka, z tą zasadniczą różnicą, że Dick był przekonany, iż tajemnicze siły przysłaniają mu prawdziwego Boga, Pielewin zaś – prywatnie buddysta – żyje w świecie, w którym wśród bogów uzurpatorów można przebierać niczym w jabłkach na bazarze, mając praktycznie za każdym razem pewność, że oferta jest sfabrykowana, a stoją za nią nie miłosierdzie, miłość i absolut, lecz czyjś brzydki grzech pychy i lufa karabinu wymierzona w twoją głowę. Problem w tym jednak, że poza tymi fałszywymi propozycjami nie ma nic więcej – chyba że gustuje się w pustce. Pustka wszelako przynajmniej nie udaje, że jest czymś innym.

Zbiór „Ananasowy napój dla pięknej damy” warto czytać przede wszystkim dla dwóch fenomenalnych tekstów: noweli „Burning Bush” i opowiadania „Kody przeciwlotnicze Al-Efesbiego” (oraz jego drugiej części, „Sowieckiego requiem”). To Pielewin w pigułce, perfekcyjnie łączący tradycję rosyjskiej groteski z politycznym absurdem, grozą technologii i oniryczną metafizyką. „Burning Bush” to historia niejakiego Siemiona Lewitana, odeskiego Żyda o nijakiej wprawdzie powierzchowności, lecz obdarzonego głębokim, radiowym głosem, który wprowadza słuchaczy w stan bliski hipnozie. Lewitan, absolwent moskiewskiej szkoły języków obcych, zostaje uprowadzony przez FSB i zmuszony do wzięcia udziału w tajnej operacji: oto zblatowany przez kremlowskie służby dentysta wstawia George’owi Bushowi Jr. implant zęba, będący w istocie rodzajem radiostacji, przez którą Lewitan, za pomocą swojego zniewalającego głosu, ma rozmawiać z amerykańskim prezydentem. Ale nie jako Lewitan – jako Pan Bóg.

Z kolei w „Kodach przeciwlotniczych Al-Efesbiego” rosyjski agent wtapia się w środowisko talibów walczących w Afganistanie z armią USA i projektuje Wunderwaffe: broń zwalczającą obdarzone sztuczną inteligencją amerykańskie drony. Jedynym jego uzbrojeniem jest patyk, którym pisze na piasku straszliwe obelgi wymierzone w dumny jankeski system wartości. Wiktor Pielewin jest oczywiście prowokatorem – trudno zliczyć razy, które wymierza wielkim tego świata, niezależnie od tego, po której stronie ideologicznej barykady akurat się znajdują. Jest też kpiarzem nieuznającym żadnego tabu. Przede wszystkim jest jednak znakomitym pisarzem, a przy tym rzadkim przypadkiem intelektualisty, który umiał zaprząc popkulturę do swoich celów, wynosząc na ją wyżyny finezji. Skłaniałbym się zresztą ku przypuszczeniu, że w rzeczywistości Pielewin nie istnieje – a pod kamuflażem jego nazwiska działa jakaś wyspecjalizowana komórka kontrwywiadu i dezinformacji.

Ananasowy napój dla pięknej damy | Wiktor Pielewin | przeł. Ewa Rojewska- -Olejarczuk | W.A.B. 2013 | Recenzja: Piotr Kofta | Ocena: 5 / 6