Autobiograficzną prozę Henryka Baranowskiego czyta się przez pryzmat przedwczesnej śmierci autora. Znakomity reżyser, scenograf i pedagog odszedł w lipcu tego roku.

Patrzę dzisiaj na swoją przeszłość z dystansem i ciekawością. Nie bardzo jeszcze wiem, jaka przede mną przyszłość, ale myślę, że się tego dowiem od mojej przeszłości, którą powinienem sobie przypomnieć, opisać” – pisze Henryk Baranowski w „Spowiedzi bez konfesjonału”. Dobrze, że powstało to świadectwo. Praca nad „Spowiedzią bez konfesjonału” stała się dla Baranowskiego formą autoterapii, której końcowym rezultatem jest intrygująca próba zapisu najważniejszych momentów w biografii artysty, ale także wieloletnich zmagań artysty z chorobą i z przeciwnościami losu. Czytając wyznania Henryka Baranowskiego, często myślałem o sentencji Romaina Gary umieszczonej w „Obietnicy poranka”: „Mądrość i Doświadczenie wyciągające dłoń do Młodości i Złudzeń”.

Trudno trafniej określić twórczą osobowość Baranowskiego. Być może najbardziej znany z roli Krzysztofa w pierwszym odcinku „Dekalogu” Kieślowskiego, był artystą wielu talentów. Jako reżyser w teatrze i telewizji adaptował prozę nieoczywistą: Joyce’a, Kafkę, Taboriego, Gombrowicza, Geneta, równolegle przedstawiając ekstrawaganckie, wzbudzające liczne kontrowersje inscenizacje Norwida, Zapolskiej czy Fredry. Odniósł spektakularny sukces jako twórca operowy, pracował również w Rosji, Stanach Zjednoczonych czy w Niemczech, gdzie od czasu do czasu pojawiał się w kinie. Przez wiele lat zajmował się scenografią, był scenarzystą, pedagogiem, menedżerem kultury i dyrektorem placówek teatralnych. Jako aktor wystąpił między innymi w „Panie Tadeuszu” Wajdy, gdzie zagrał Napoleona Bonaparte oraz w głośnej „Róży Luksemburg” Margarethe von Trotta. W nielicznych wywiadach rozmaitość zainteresowań tłumaczył niezaspokojonym apetytem wiecznego poszukiwacza nieznanych wcześniej rejonów artystycznych spełnień. Był outsiderem i indywidualistą, nie chciał przyłączyć się do żadnych grup i metod twórczych, jednocześnie – to tylko pozorny paradoks – potrafił świetnie pracować w zespole.

Nie mogąc realizować się w Polsce po stanie wojennym, sens twórczego życia odnalazł na emigracji. „Spowiedź w konfesjonale” przynosi na przykład odkrywczą z punktu widzenia historyka kultury relację z zachodnioberlińskiego teatru Transformtheater, którego Baranowski był w latach osiemdziesiątych dyrektorem, skupiając wokół tego miejsca elitę rodzimych artystów z Kieślowskim, Łomnickim czy Kottem na czele. W „Spowiedzi bez konfesjonału” prywatne życie reżysera rymuje się z jego wyrazistą postawą obywatelską, za którą trzeba było zapłacić określoną cenę, sztuka nicuje się zaś z chorobą. Baranowski pisze o walce z rakiem, promuje niekonwencjonalne metody leczenia, zmaga się z demonami przeszłości. Cztery lata przed śmiercią, 5 sierpnia 2009 roku, autor „Spowiedzi bez konfesjonału” notował: „Pożegnałem cały świat. Zamknąłem wszystkie swoje sprawy. Tajemnicy drugiej strony nie dane mi było poznać”.

Spowiedź bez konfesjonału | Henryk Baranowski | Skorpion 2013 | Recenzja: Łukasz Maciejewski | Ocena: 5 / 6