Dylan, jeszcze nie jako noblista, otworzył festiwal w Indio w Kalifornii przed tygodniem, a zaraz za nim na scenę wyszli inni weterani rocka - The Rolling Stones. Wystąpią też z Dylanem w piątkowy wieczór. W sobotę, jak przed tygodniem zagra Paul McCartney i Neil Young, a w niedzielę Roger Waters (kiedyś Pink Floyd) i The Who.
Bezprecedensowy koncert weteranów rocka – nigdy wcześniej nie występowali na tej samej scenie - odbywa się w ramach organizowanych co roku festiwali Coachella i Desert Trip. Pierwszy, wiosenny, gromadzi młodszą widownię i muzyków młodszego pokolenia. Drugi, jesienny, skierowany jest przede wszystkim do weteranów i przezywany jest przez młodych „Oldchellą”.
I rzeczywiście, wszyscy występujący na scenie muzycy mają już ponad 70 lat. Dylan liczy sobie już 75 lat, podobnie jak perkusista “stonesów” Charlie Watts, Paul McCartney – 74, Mick Jagger i Roger Waters – 73, Keith Richards – 72, podobnie jak Roger Daltrey z The Who, Pete Townshend – 71, Neil Young - 70. Przed siedemdziesiątką jest tylko 69-letni Ron Wood, gitarzysta „stonesów”, który zresztą nie grał z nimi od początku półwiecznego istnienia zespołu, ale dołączył dopiero w 1975 roku.
Artyści ci to nie tylko największe żyjące gwiazdy rocka z jego złotej epoki z lat 60. i 70., ale wciąż jedni z najlepiej zarabiających – od 2000 r. samymi koncertami „The Rolling Stones” zarobili ponad miliard dolarów, McCartney – ponad 760 mln, Waters – blisko 600 mln, Dylan – prawie trzysta, a The Who – 200. Na ich kalifornijskim występie zarobi też organizator koncertu, firma Goldenvoice, która już w maju sprzedała wszystkie bilety na festiwal. Półtora tysiąca najdroższych, pod sceną, kosztowało 1599 dolarów za sztukę (karnet na trzy dni). Gigantyczną scenę ustawiono na polu do gry w polo w klubie „Empire”, mogącym pomieści 75 tys. widzów. Organizatorzy zadbali też o widzów, których średnia wieku jest tylko nieco niższa niż artystów. Ustawiono trybuny z miejscami siedzącymi, wielkie ekrany, klimatyzowane toalety, kafejki.
Przed tygodniem artyści nie zawiedli. Każdy z muzyków i zespołów wystąpił z ponad 2-godzinnym koncertem, grając swoje największe przeboje. Wyjątkiem był Dylan, który grał tylko około półtorej godziny. W przeciwieństwie do kolegów ze sceny, żartujących i rozmawiających z publicznością („stonesi”, Mc Cartney, The Who) lub występujących z politycznymi manifestami (Young, Waters), noblista, zgodnie z jego ostatnim zwyczajem, nie odezwał się słowem i raczej recytował niż śpiewał swoje utwory. Na koniec występu zaśpiewał słynny protest-song „Masters Of War” i bez pożegnania zszedł ze sceny. Wielbiciele weteranów rocka wierzą, że w przyszłym roku organizatorom festiwalu uda się przekonać członków Led Zeppelin i Fleetwood Mac, by reaktywowali swoje zespoły i przybyli do Indio choćby na ten jeden, jedyny występ.
Wojciech Jagielski (PAP)