Nowy film Urszuli Antoniak „Strefa nagości” to dzieło pęknięte, dalekie od doskonałości, a przecież fascynujące
Nowy film Urszuli Antoniak „Strefa nagości” to dzieło pęknięte, dalekie od doskonałości, a przecież fascynujące
François Truffaut, nie tylko świetny reżyser, lecz także wnikliwy teoretyk i entuzjasta kina, wprowadził do obiegu definicję „genialnego poronionego filmu” – dzieła ze znakomitymi scenami albo wizjonerskim konceptem, które summa summarum nie do końca się spełniło. „Te filmy są dla mnie o wiele cenniejsze od wszystkich czcigodnych klasyków razem wziętych” – dowodził twórca „400 batów”.
„Strefa nagości” Urszuli Antoniak idealnie komponuje się z tym stwierdzeniem. Jest filmem pękniętym i niedoskonałym, ale na swój sposób fascynującym. Cytując Truffauta, mogę powiedzieć, że dziesięć razy bardziej wolę eksperymentującą, ambitną i ryzykancką Antoniak od obficie nagradzanych i dowartościowanych solennych polskich tytułów z minionego sezonu, o których zapomniałem tuż po ich obejrzeniu.
Długo musieliśmy czekać na nowy film Urszuli Antoniak, wielokrotnie nagradzanej i hołubionej przez krytykę polskiej reżyserki, absolwentki Szkoły Filmowej w Katowicach, pracującej dotąd przede wszystkim w Holandii. Jej wcześniejsze tytuły – znakomite „Nic osobistego” i „Code Blue” – były zrealizowane za granicą, „Strefa nagości” miała być pierwszym częściowo polskim projektem Antoniak. O tym filmie krążą legendy: podobno pierwsza składka montażowa wyglądała inaczej, a eksperymentalny film, przypominający dzisiaj rozbudowany video-art i pozbawiony dialogów, był w założeniu komunikatywną, mniej więcej linearną strukturą, również dialogową. Plotek na temat powstawania „Strefy nagości” jest zresztą więcej, nie zamierzam niczego sprawdzać, potwierdzać ani dementować. Oceniam gotowe dzieło, owoc ostatecznej, jak rozumiem, decyzji reżyserki, nawet jeżeli miałby to być również owoc kompromisu. Faktem jest, że „Strefę nagości” zignorowały wszystkie ważne międzynarodowe festiwale. Rozpieszczana dotąd przez największe światowe imprezy autorka „Nic osobistego” wchodzi tym razem do polskich i europejskich kin chyłkiem i jakby trochę wstydliwie. A przecież nawet jeżeli „Strefa nagości” nie jest dziełem tak udanym jak wcześniejsze tytuły reżyserki, nie można go zignorować.
Antoniak otwiera film cytatem z „Fragmentów dyskursu miłosnego” Rolanda Barthes’a. Punktem wyjścia dla słynnego strukturalisty i semiologa były „Cierpienia młodego Wertera”, Barthes pisał o erotomii życia, przejmującym doświadczeniu miłosnym. Jeden z krytyków dowodził: „Jeśli miłość to chemia, to ta książka jest tablicą Mendelejewa”. Urszula Antoniak stworzyła własną tablicę. Korzystając z fraz Barthes’a, znalazła dlań efektowne, chociaż na dłuższą metę nieco męczące ciągi obrazowe. „Strefie nagości” najbliżej chyba do koncepcji wizualnego eseju z dwiema archetypowymi postaciami miłosnego dyskursu uosabianymi przez bohaterki o imionach Famy i Naomi. Reżyserka filmuje te piękne dziewczyny, równo odmierzając różnice między nimi: od koloru skóry poprzez temperament, oraz korzystając z efektu maksymalnego oddalenia. W „Strefie nagości” nie chodzi o utożsamienie się widza z erotycznym afektem pomiędzy Famy i Naomi, ale o estetyzację uczucia. Stąd uporczywie stosowane refreny z często powtarzanymi ujęciami, fotograficznymi i muzycznymi motywami, a nawet zbieżnymi ustawieniami kamery. Przesadnie żurnalowa wizja świata przedstawionego nie oferuje wielkich odkryć. Miłosne doświadczenia z reguły kojarzą się z bólem, ekstazą, także ze zniecierpliwieniem lub z przyzwyczajeniem. To wszystko wiedzieliśmy już wcześniej. Narracja u Antoniak służy do rozkoszy wzrokowej, upajania się kadrami, bez obowiązku wyciągania wniosków. Barthes we „Fragmentach dyskursu miłosnego” cytował Nietzschego, Bataille’a, Lacana, Klossowskiego, Foucaulta czy Deleuze’a – Antoniak nie stawia nam tak wysokich wymagań. Widzowie otwarci na tego rodzaju ekscentryczną propozycję pójdą po prostu za rytmem kina, popłyną z obrazami, pozostali pozostaną zdezorientowani lub zniecierpliwieni. Ta druga grupa będzie o wiele liczniejsza, ale Antoniak walczy o pierwszą. Barthes pytał: „Czy jestem zakochany? Tak, ponieważ czekam”. „Strefa nagości” to świadome czekanie na niespełnienie.
Strefa nagości | Holandia, Polska 2014 | reżyseria: Urszula Antoniak | dystrybucja: Spectator | czas: 73 min
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama