Z amerykańskiego punktu widzenia stereotypowy Kanadyjczyk jest albo misiowatym drwalem w kraciastej koszuli, albo – znacznie częściej – łagodnym, uprzejmym altruistą. Jeśli pamiętacie kryminalny serial „Na południe” o policjancie z Kanadyjskiej Konnej, który trafia do Chicago, wiecie, o czym mowa. Zresztą wystarczy sobie przypomnieć, jak kanadyjskie stereotypy wyśmiali twórcy „South Parku”, zwłaszcza w wersji pełnometrażowej. Niejakim zaskoczeniem może więc być to, że jeden z najtwardszych, najbrutalniejszych i najbardziej cynicznych komiksowych superbohaterów jest właśnie Kanadyjczykiem. Mówią na niego Wolverine. Czasem Logan, choć to także nie jest jego prawdziwe nazwisko. Po raz pierwszy pojawił się w 1974 r. w 180. numerze komiksu „The Incredible Hulk”. Szefowie wydawnictwa Marvel naciskali, by w superbohaterskich opowieściach pojawił się jakiś Kanadyjczyk, zależało im bowiem na zwiększeniu sprzedaży komiksów za północną granicą USA. Swój cel osiągnęli, choć skala sukcesu zaskoczyła pewnie ich samych – po pewnym czasie Wolverine stał się jednym z najpopularniejszych herosów komiksowego świata i gwarantem podwyższonej sprzedaży. A przecież daleko mu do szlachetności Kapitana Ameryki czy niewinności Spider-Mana. Jednak właśnie tym zapracował na swoją popularność.
Krępy, włochaty Kanadyjczyk nieustannie żujący cygaro jest stuprocentowym zaprzeczeniem amerykańskich stereotypów o sąsiadach z Północy. Gdy pojawiał się na początku swojej kariery w komiksach Marvela, był co prawda stoikiem, ale jego prawdziwa natura w końcu wzięła górę. Wolverine bywa nieobliczalny, agresywny, nie waha się zabijać. Stara się panować nad swoimi nerwami, ale lepiej nie wchodzić mu w drogę – niczym rosomak, drapieżnik, od którego przybrał swój pseudonim, staje się bestią.
Wolverine okazał się dla komiksowych scenarzystów wyjątkowo wdzięcznym bohaterem. Szybko odkryli w Loganie olbrzymi potencjał. „To jedna z tych postaci, które rozwijały się przez cały czas, a zmiany zbudowały jej kompleksowy charakter – mówił Paul Cornell, jeden ze scenarzystów komiksów o Wolverinie. – Na początku był milczący i opanowany, potem okazało się, że nie wie, kim naprawdę jest. A czytelnicy odkrywali jego historię wraz z nim”.
Wolverine jest mutantem. Jego ciało ma niezwykłą zdolność gojenia ran i zwalczania chorób (ta mutacja powoduje też, że Logan starzeje się bardzo powoli i jest długowieczny). Z każdej z jego dłoni wysuwają się też trzy śmiercionośne szpony. Ale zanim stał się członkiem X-Men – supergrupy mutantów dowodzonej przez Profesora X – jego zdolności dostrzegło wojsko. Logan został poddany serii eksperymentów pod kryptonimem „Weapon X”. Jego kości zostały pokryte niezniszczalnym metalem znanym jako adamantium. Logan stał się maszyną do zabijania, lecz jednocześnie stracił pamięć. A jego próby odzyskania tożsamości – często przynoszące kolejne rozczarowania – są jednym z najważniejszych elementów sagi o Wolverinie.
Oczywiście gdy komiksy o X-Men trafiły w 2000 r. na wielki ekran, Logana nie mogło zabraknąć. Pierwszym wyborem reżysera Bryana Singera do roli Wolverine’a był Russell Crowe. Aktor odmówił, ale wskazał odpowiedniego jego zdaniem kandydata – Hugh Jackmana. I to był strzał w dziesiątkę – Australijczyk w mgnieniu oka stał się jedną z największych gwiazd Hollywood, w tym roku dostał nawet pierwszą (i prawdopodobnie nie ostatnią) w karierze nominację do Oscara za występ w „Les Miserables. Nędznicy”. W „Wolverinie” Jamesa Mangolda wciela się w tytułową postać już po raz szósty – tak, zaliczamy mu kilkusekundowy żartobliwy występ w „X-Men: Pierwsza klasa”.
„Wolverine”, którego akcja toczy się kilka lat po wydarzeniach opisanych w filmie „X-Men: Ostatni bastion”, mocno czerpie z kultowego komiksu Chrisa Claremonta i Franka Millera. Logan szuka wytchnienia i zapomnienia w Japonii. Tam jednak będzie musiał się zmierzyć nie tylko z walczącymi dla jakuzy zabójcami, lecz także z demonami ze swojej przeszłości. „Chciałem pokazać, że jego heroizm wynika z gniewu – mówił w rozmowie z magazynem „Total Film” reżyser James Mangold. – Gdybyś był mutantem, który nigdy nie odnalazł swojego miejsca na ziemi, który stracił wszystkich bliskich, a na dodatek został wyrolowany przez armię, pewnie byłbyś nieźle wkurzony”. Gniewu Wolverine’a zaznamy przynajmniej jeszcze raz – w przyszłym roku premiera kolejnej części filmowej sagi o mutantach „Days of Future Past”. Ale Jackman – choć przyznaje, że coraz trudniej przychodzą mu wyczerpujące fizycznie przygotowania do zdjęć – w skórze Wolverine’a czuje się wciąż doskonale. I ciągle wydaje się w tej roli niezastąpiony.