Twórcy serii "Katastrofa w przestworzach" nie mieli tak trudnego zadania przez 100 odcinków. Aż doszli do katastrofy smoleńskiej.

O tym filmie zaczęło być głośno, zanim powstał. To podobny przypadek do słynnych obrazów fabularnych „Ksiądz” czy niedawnego „Pokłosia” Władysława Pasikowskiego. Są komentowane i krytykowane przez osoby, które ich jeszcze nie widziały. Zresztą to nie tylko nasza specyfika. Spike Lee przyznał na przykład, że nie musi oglądać nowego filmu Quentina Tarantino „Django”, by krytykować go za rasizm.

Odcinek bardzo popularnej serii „Katastrofa w przestworzach” (ponad 10 sezonów, 100 odcinków) poświęcony katastrofie polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r. wywołał kontrowersje już niemal rok temu. A przypomnę, że światowa premiera odbędzie się w najbliższą niedzielę. Klub parlamentarny PiS wezwał w marcu zeszłego roku szefa MSZ Radosława Sikorskiego do podjęcia wszelkich przewidzianych prawem działań, w tym do pozwania nadawców kanadyjskiego serialu w celu obrony interesów Rzeczypospolitej Polskiej. Obawiano się, że twórcy programu oprą swoją wersję na raporcie rosyjskiej komisji MAK. Wszyscy protestujący zapomnieli chyba, że z zasady w programie „Katastrofa w przestworzach” dokumentaliści kierują się oficjalnymi raportami komisji badających wypadek lotniczy. W tej wyjątkowej sytuacji twórcy opierają się na dwóch raportach, MAK-u właśnie oraz polskiej komisji Millera. Łącząc wspólne opinie, starali się opowiedzieć, jak doszło do katastrofy. Bez własnych ocen, poglądów. Wszystko, co zawarte w filmie, opiera się na spisanych raportach. Zresztą tak jest przy każdym programie cyklu. Twórcy starają się stać z boku i póki co to im się udawało. W „Śmierci Prezydenta” trzymają się swojej linii. W naszym odbiorze tej tragedii dokument zapewne niestety nic nie zmieni i różne środowiska zinterpretują go po swojemu. Film jest ważny przede wszystkim dla ludzi z zewnątrz, z innych krajów. Bez patrzenia na wyzywających się polityków mogą wreszcie poznać historię katastrofy prezydenckiego samolotu. Na pewno ten program będzie miał u nas, ale też na świecie ogromną oglądalność, bo w kanałach popularnonaukowych od dawna w najlepszych godzinach oglądalności królują opowieści o katastrofach lotniczych. Dochodzenia przyczyn, pełne prawdziwych zdjęć, ale też komputerowych symulacji i opowieści świadków. Choć te ostatnie, jak przyznał na pokazie „Śmierci Prezydenta” jeden z twórców serii, zawsze okazują się być najmniej wiarygodnymi dowodami.

Na samym kanale National Geographic „Katastrofy w przestworzach” można oglądać nawet sześć razy w ciągu jednego dnia (niedziela). Katastrofy lotnicze mają w swoich ramówkach też chociażby TV Puls („Podniebny horror”) i Discovery Channel („Spojrzeć śmierci w oczy”). Oglądając przez lata wiele z tych programów, doceniałem bezstronność twórców. Mimo że realizatorzy „Śmierci Prezydenta” na pewno zrobili wszystko, by ten trend podtrzymać, to w ciemno można przewidzieć, że będą musieli zmierzyć się z atakami na bezstronność mocnymi jak nigdy. Oby nie żałowali realizacji tego odcinka. Jest wyjątkowo ważny i wyważony.