Filipa, tytułowego bohatera książki, poznajemy z dwóch przeplatających się perspektyw czasowych – dziecka oraz dorosłego.
W dzieciństwie jest on wielokrotnie świadkiem przemocy domowej, widzi skrajnie toksyczną relację rodziców, opartą na układzie kata i ofiary. Ojciec fizycznie i psychicznie znęca się nad matką. "Coś rzuca się na mamę, bije ją pięściami w brzuch, w twarz, w brzuch, w twarz, to coś wyje przekleństwami i gniecie jej nadgarstki, i nie może przestać nie chce. Mama nie może krzyczeć, bo nie może oddychać, bo nie może uciec, więc za mamę piszczą Filip i Bono (pies chłopca - przyp. PAP). Jej twarz przyjmuje jeszcze jedno uderzenie i tył głowy zderza się ze ścianą, zostawiając w pokoju Filipa plamę krwi, której nikt nie zamaluje przez najbliższe lata" - opisuje mały Filip.
Pozostawiony na ścianie ślad krwi stanie się nie tylko symbolem tragedii, jaka rozegrała się w tym domu, ale także nieodłącznym towarzyszem dziecka. "Krew z głowy jego mamy. Jest tam, kiedy śpi i kiedy się bawi, też tam jest. Mama po dwóch dniach starła ją z grubsza, ale szkarłatna mgiełka weszła już w ścianę i trzeba by to zamalować, żeby znikło zupełnie. Nikt tego nie robi. Dla niewtajemniczonych wygląda jak zwykły brud, może ślad po czekoladzie. Dla wtajemniczonych jest to krew z głowy jego mamy, ale wtajemniczonych jest bardzo niewielu" - czytamy w książce.
Rytm życia Filipa wyznaczają kolejne awantury oraz strach przed ojcem i tym, jak się zachowa. Przemoc staje się dla niego czymś oczywistym, jest wpisana w jego codzienność. (Tata ogląda Canal+, mama wpatrzona w tatę ogląda tatę. Ostatnio jej nie bił. Tylko wczoraj popchnął bardzo mocno na stół, kiedy odwarknęła mu coś o jakiejś koleżance z pracy. Poza tym tata ostatnio trochę więcej pracuje i może nie ma już po prostu siły na takie rzeczy?).
Filip, już jako dorosły, 21-letni mężczyzna, jest raperem, ma oddaną dziewczynę Hanię, stara się studiować, ale wciąż jego życie wypełnia walka z demonami przeszłości, które przybierają postać wielogłowej hydry. Traumatyczne wspomnienia co rusz odżywają w nim na nowo, burząc jego wewnętrzny spokój.
Chłopak ma zaniżone poczucie własnej wartości, jest bardzo krytyczny w ocenie własnych czynów. Ma problem z okazywaniem emocji, nosi w sobie również lęk, że stanie się taki, jak ojciec. Odczuwa także nienawiść do rodziców za to, jaki zgotowali mu los. Filip wyrzuca sobie również brak reakcji na przemoc wobec matki. Na dodatek jego pozorny spokój, zbudowany na relacji z dziewczyną oraz miłości do muzyki, burzy wiadomość od ojca, który po dziesięciu latach od zerwania kontaktu chce się z nim spotkać.
Fijałkowski w rozmowie z PAP przyznał, że w książce jest "niestety zbyt wiele, szczególnie jeśli chodzi o samo dzieciństwo" z jego życia.
"Podobnie jak Filip pochodzę z domu, gdzie przemoc była codziennością. Do powieści wplotłem też jednak trochę fikcji, nie tylko pod postacią hydry - podczas pisania chyba jeszcze potrzebowałem takiej literackiej zasłony. Chciałem też przede wszystkim wymyślić i opowiedzieć angażującą historię" - dodał.
Jak mówił, napisanie książki jest dla niego "raczej otwarciem" pewnego rozdziału w życiu. "Całe życie wmawiałem sobie, że jestem pogodzony z tym, co spotkało mnie w dzieciństwie. Że poradziłem sobie z tym wzorowo i w ogóle jaki to ja nie jestem super, silny i uśmiechnięty" - powiedział Fijałkowski. "Nawet pisząc +Filipa i hydrę+, podchodziłem do licznych autobiograficznych fragmentów bardzo rzeczowo, analitycznie - jak do literackiego materiału, z którego mogę zbudować ciekawą powieść. Nie odbierałem tego jako terapeutycznego pisania, bo byłem przekonany, że nie potrzebuję terapii. Bałem się wizji siebie potrzebującego terapii. Zupełnie niesłusznie postrzegałem ją jako przegraną z tym, czego doświadczyłem w dzieciństwie" - wyznał autor.
Podkreślił, że wiele rzeczy musiało wydarzyć się w jego życiu, by w końcu był w stanie przyznać przed samym sobą, że potrzebuję wsparcia. "Dopiero na terapii podjętej kilka miesięcy po skończeniu +Filipa i hydry+ uświadomiłem sobie, jak wiele w tej powieści wiadomości pisanych do samego siebie, ile przemyconego przez podświadomość wołania o pomoc" - dodał.
Pytany, skąd pomysł na to, żeby pod postacią wielogłowej hydry przedstawić traumy Filipa, odpowiedział: "Bardzo lubię gatunkowy miszmasz; ciągnie mnie do łączenia różnych tonacji". "Chciałem zderzyć obyczajową dramaturgię z czymś niezwykłym. Hydra była dla mnie idealnym rekwizytem do przedstawiania surrealistycznych scen, gdzie psychologiczny ciężar przeplata się z dynamiką rodem z filmów akcji. Podobało mi się to. W kreskówkowych walkach dorosłego Filipa słyszałem przesterowane echo małego Filipa - dziecka, które zbyt wcześnie pozbawiono dzieciństwa. W mechanizmie hydry - jej mnożących się bez końca łbach - widziałem coś przytłaczającego, budzącego bezradność, co idealnie pasowało mi do zobrazowania zjawiska traumy" - wyjaśnił Fijałkowski.
Temat dysfunkcyjnej rodziny w polskiej literaturze jest obecny od wielu lat. Dość przywołać takie tytuły, jak "Gnój" Wojciecha Kuczoka, "Szopka" Zośki Papużanki, "Toksyczność" Jarosława Czechowicza. "Filip i hydra" Fijałkowskiego, mimo że tematycznie nie odkrywa wiele nowego, dzięki sięgnięciu do postaci z literatury fantasy, wprowadza świeżość do tego typu narracji.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Poradnia K.