"Z góry zakładaliśmy, że jest to spektakl o miłości" - mówił dziennikarzom podczas środowej próby medialnej Rychcik, pytany o to, które wątki powieści zawrze w swojej scenicznej interpretacji. "Mam tutaj na myśli różne jej rodzaje - miłość zakazaną - między młodym bohaterem a dzieweczką, dziką dziewczyną; miłość do wiedzy, do książek, miłość, która rodzi się między mnichami, a jest zakazana przez reguły zakonnego życia" - podkreślił reżyser.
W jego ocenie, "te wszystkie rodzaje miłości niekiedy prowadzą do zbrodni - tak jest w tym wypadku". "Do opactwa przyjeżdża Wilhelm z Baskerville - postać o naturze Sherlocka Holmesa, i ma swojego młodego pomocnika, adepta Adso. Książka napisana jest na kanwie kryminału i wątek detektywistyczny, kryminalny jest osią, która posuwa akcję do przodu" - mówił Rychcik.
Pytany o to, dlaczego zdecydował się podjąć próbę przeniesienia słynnej powieści na teatralne deski, zwracał uwagę m.in. na "poszukiwanie duchowości, związanej z lekturą książek, która wiąże się z kolei z pewnym rodzajem kontemplacji". "Ten spektakl ma opowiadać historię zaczerpniętą z opowieści, ale jednak dać namysł nad powrotem do książek - to jest przesłaniem" - wskazał Rychcik.
Zwracał również uwagę na to, jak na przestrzeni lat zmieniał się odbiór samego "Imienia róży". "Z tego, co wiem, recepcja powieści była różna. Podobno kiedy się ukazała, była czytana właściwie tylko do 80 strony, bo wtedy jeszcze nikt nie potrafił przez nią przebrnąć" - podkreślał.
Jak zaznaczył, "minęły cztery dekady i wszyscy znamy ją niemal na pamięć, istnieje ona w naszej świadomości". "Sam jestem więc ciekaw, jak teatralny odbiór - być może - poszerzy ten nasz rodzaj umiłowania tego tytułu" - dodał.
Reżyser wskazywał także na wątek wspólnoty, występujący w "Imieniu róży".
"Nie da się tego uniknąć. Jesteśmy w opactwie benedyktyńskim, w roku 1327; jest to opowieść o średniowieczu. Wielu - również Eco - nazywali je dzieciństwem ludzkości, tam rodziły się tożsamości odrodzeniowe, tożsamości narodowe, współczesny handel" - mówił Rychcik. "I (funkcjonuje tam) wspólnota zakonna, klasztorna - jako ta, która właściwie stanowi światło w średniowiecznym życiu. Natomiast w takich wspólnotach często dochodzi do jakichś wypaczeń, do zbrodni" - podkreślił.
Pytany o to, czy krytyczny wydźwięk powieści wobec Kościoła również wybrzmi w jego interpretacji, odpowiedział, że "dzieło pracuje w porozumieniu z widzami". "Wydaje mi się, że Eco odsłania wszystkie grzechy Kościoła, które możemy zobaczyć teraz" - ocenił.
Premiera "Imienia róży" odbędzie się 1 lutego na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Kolejne spektakle zaplanowano na 2 i 3 lutego, 5-9 lutego oraz 22-24 marca.
W obsadzie m.in. Rafał Dziwisz, Karol Kubasiewicz, Tomasz Międzik i Pola Błasik.
"Imię róży" Umberto Eco po raz pierwszy wydana została w 1980 r.; odniosła sukces czytelniczy i zyskała miano jednego z największych arcydzieł XX wieku.
Jej akcja rozgrywa się w listopadzie 1327 r. we Włoszech. Uczony franciszkanin, Wilhelm z Baskerville, przybywa ze swoim uczniem i sekretarzem Adso z Melku do położonego na północy kraju opactwa benedyktynów. Bracia są pogrążeni w ponurym nastroju z powodu zagadkowej śmierci jednego z mnichów. Ponieważ za kilka dni w klasztorze mają gościć dostojnicy kościelni, z wielkim inkwizytorem Bernardem Gui na czele, opat zwraca się do Wilhelma z prośbą o wyjaśnienie okoliczności śmierci mnicha.
Radosław Rychcik jest absolwentem m.in. reżyserii dramatu PWST (obecnie AST)w Krakowie. Zbierał doświadczenia asystując Krystianowi Lupie przy inspirowanej twórczością Andy'ego Warhola "Factory 2". Debiutował w Starym Teatrze "Formą przetrwalnikową" według internetowego dziennika Kasi Kosteckiej, lekarki szukającej zawodowego szczęścia w Anglii. Za reżyserię "Dziadów" w Teatrze Nowym w Poznaniu w 2015 r. otrzymał Paszport "Polityki" w kategorii: teatr.