W polskich serialach jest coraz więcej postaci homoseksualistów, ale jeśli treści łamiące „heterycki ”obraz świata znajdą się w produkcji dla dzieci, środowiska konserwatywne podnoszą larum
W programie „Studio Polska” emitowanym w TVP Info w sobotę 9 czerwca jednym z tematów był homoseksualizm – bo tego dnia przez Warszawę przeszła Parada Równości. W dyskusji komentatorów padły m.in. słowa, że dzieciom narzuca się homoseksualizm. Z kolei publiczność twierdziła, że homoseksualiści są zboczeńcami, że ze związków partnerskich rodzą się dzieci z głowami większymi od tułowia. Prowadzący Magdalena Ogórek i Jacek Łęski pozwalali na te komentarze.
Na program szybko posypały się skargi, więc TVP wydała oświadczenie, w którym stwierdziła, że „Studio Polska” jest „jedynym w Polsce programem, gdzie każdy może zaprezentować swoje poglądy. Bez cenzury i bez żadnych ideowych ograniczeń. Taka formuła programu powoduje, że zdarzają się w nim wypowiedzi kontrowersyjne, bardzo krytyczne, niekiedy skrajne”. Stacja stanęła też w obronie prowadzących, bo ich zadaniem jest „dbanie o pluralizm wypowiedzi, a nie ocenianie uczestników”. Podkreślono, że Ogórek i Łęski „kilka razy apelowali o kulturę słowa. Natychmiast po wypowiedzi, w której pojawiło się słowo »zboczeńcy«, przekazali głos gościowi, który krytycznie skomentował takie sformułowanie”.
A wydawałoby się, że liczne „przeboje” z homoseksualistami w telenowelach emitowanych w Polsce oswoiły już nieco nas z „innymi”.
Pluszak z torebką
„Teletubisie” były jednym z emitowanych w TVP programów dla najmłodszych, który miał „wartościowy charakter edukacyjny”. Tak w 2006 r. o historyjkach z udziałem wielkookich i uśmiechniętych postaci z antenkami Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (KRRiT) pisała w „Informacji o podstawowych problemach radiofonii i telewizji”. Serial BBC został przez regulatora rynku uznany za „pozytywnie wyróżniający się”.
Podsumowując kolejny rok, KRRiT o „Teletubisiach” już nie wspomniała. Co się stało? Niewinne z pozoru stworki okazały się zagrożeniem dla polskiej rodziny: największy z nich, Tinky Winky, fioletowy teletubiś płci męskiej, ukazany został z damską torebką. Kto pierwszy krzyknął: „gej!”, nie wiadomo. Ale w maju 2007 r. o promocję homoseksualizmu w programie dla najmłodszych dzieci tygodnik „Wprost” zapytał Ewę Sowińską, ówczesną rzecznik praw dziecka. Ta odparła, że trzeba rzecz zbadać, i powoła zespół psychologów, by ocenili wpływ teletubisia z torebką na milusińskich. „Podobno w Stanach Zjednoczonych ktoś dopatrzył się, że to jest oddziaływanie na świadomość dzieci” – mówiła Sowińska, zastrzegając, że sama nie odniosła wrażenia, aby Tinky Winky był gejem. Chociaż o sprawie dowiedziała się z mediów, to po tych wypowiedziach RPD trafiła na sztandary akcji przeciwko sprowadzaniu dzieci z prostej heteroseksualnej drogi.
Szum wokół orientacji seksualnej teletubisia był tak wielki, że „Życie Warszawy” spytało produkującą serial firmę Ragdoll, czy uzbrajając Tinkiego Winkiego w torebkę, zamierzała rozpowszechniać zachowania homoseksualne. Jej wiceprezes Andrew Kerr tłumaczył, że tak jak prawdziwe dzieci, teletubisie mają swoje ulubione przedmioty – i dla fioletowego stworka jest to akurat torebka. Internet obiegły więc tytuły: „Tinky Winky nie jest gejem”. Kerr apelował o zakończenie dyskusji na ten temat. „Dodajemy tylko w ten sposób wiarygodności głupim opowieściom” – stwierdził, ale trochę potrwało, zanim pogoń za sensacją z torebki wyhamowała.
W palącej kwestii teletubisia dziennikarze przepytywali m.in. rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego, który skwitował rzecz krótko: „Puknijmy się w czoło swoje lub kogoś innego, jeśli takie problemy powstają”. Regulatorzy rynku najwyraźniej tej rady posłuchali, bo żadnemu nie przyszło do głowy wyciąganie konsekwencji wobec i tak już napiętnowanego serialu.
Dziś Tinkiego Winkiego i trzech jego kolegów można oglądać w kanałach Puls2 i BBC Cbeebies. Telewizja publiczna przestała „Teletubisie” emitować. – Ktoś powinien zbadać, ilu gejów i ile lesbijek przybyło w Polsce pod wpływem teletubisia – ironizuje Hubert Sobecki, prezes stowarzyszenia Miłość Nie Wyklucza. Dlaczego bawiący się torebką stworek z serialu dla dzieci wzbudził tak wielkie oburzenie? – Takie myślenie i opór wobec wzorców innych niż heteronormatywne wynika z braku edukacji. Ludziom wydaje się, że gej jest zagrożeniem dla ich dzieci, bo osoby homoseksualne przedstawia się powszechnie jako zajmujące się głównie seksem. Ten uwłaczający stereotyp jest na tyle zakorzeniony, że skojarzenie gej-seks dla wielu jest automatyczne. A skoro małe dzieci nie mogą oglądać seksu, to trzeba zwalczać gejów w kreskówkach – mówi Sobecki.
Rodzina niekonstytucyjna
Przez 10 lat wiele się na świecie zmieniło, Argentyna, Brazylia, kilkanaście stanów Meksyku i USA, Irlandia i inne państwa europejskie zezwoliły na małżeństwa osób tej samej płci, ale nie osłabła czujność polskich środowisk konserwatywnych wobec akcentów nieheteronormatywnych w mediach. W niedzielę 5 listopada 2017 r. kanał dla dzieci Nickelodeon wyemitował amerykańską kreskówkę „Harmidom” („The Loud House”) o perypetiach jedenastoletniego Hirka, mieszkającego z mamą, tatą i dziesięcioma siostrami. Młodocianemu bohaterowi animacji towarzyszył przyjaciel – Czarek. Tenże w charakterze rodziców miał ojców. Dwóch żyjących ze sobą mężczyzn. W niedzielnym odcinku Czarek, dotychczas jedynak, podejrzewał, że rodzice planują adopcję drugiego dziecka, i prosił Hirka o pomoc w przygotowaniu się do nowej roli życiowej.
Dziesięć dni po emisji kreskówki do regulatora rynku telewizyjnego wpłynęło pismo organizacji pozarządowej Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z żądaniem ukarania nadawcy. „Nie ulega wątpliwości, że omawiany odcinek serialu – czytamy w skardze udostępnionej na internetowej stronie fundacji – miał na celu wywarcie wpływu na rozwój psychiczny i moralny dzieci poprzez przedstawienie pary homoseksualnej jako normalnej rodziny”. W inkryminowanym odcinku kreskówki dopuszczono się też atrakcyjnego zaprezentowania „postaci, które postępują w sposób moralnie naganny” (tj. rodziców Czarka). A koronnym argumentem przeciwko kanałowi, który wyemitował tę produkcję, był art. 18 konstytucji: „Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej”. „Nadawca powinien raczej pokazywać dzieciom normalne rodziny oparte na małżeństwie rozumianym jako związek kobiety i mężczyzny” – stwierdziło Ordo Iuris. Na „Harmidom” wpłynęła jeszcze jedna skarga, indywidualna.
Brak poparcia dla rodzin z dwiema mamami lub dwoma ojcami utrzymuje się w Polsce mimo wzrostu akceptacji dla par jednopłciowych. Rok temu IPSOS przeprowadził dla OKO.press sondaż, który – jak pisano w tym serwisie – wykazał „rekordowy wzrost poparcia dla legalizacji związków osób tej samej płci w Polsce”. Za przyznaniem gejom i lesbijkom prawa do zawierania związków partnerskich była większość badanych (52 proc.), a 38 proc. przystawało nawet na małżeństwa. Akceptacja kończyła się jednak, gdy pytano o możliwość adoptowania dzieci. „Ten ostatni wynik nie zmienia się od lat i jeszcze nigdy nie przekroczył progu 20 proc. poparcia” – pisało OKO.press.
KRRiT zbadała sprawę kreskówki, kary nie nałożyła, ale 28 marca br. upomniała nadawcę, aby wystrzegał się „emitowania materiałów prezentujących model rodziny sprzeczny z wzorcem, który w Polsce podlega ochronie prawnej”. W piśmie regulatora rynku stwierdzono też, że ponieważ związki homoseksualne są „sprzeczne z moralnym nauczaniem Kościoła katolickiego”, a „tolerancja i niedyskryminowanie przedstawicieli mniejszości seksualnych nie oznacza zarazem moralnej akceptacji ich zachowań” – to w programie dla dzieci „nie powinno mieć miejsca promowanie modelu rodziny sprzecznego z wartościami, z którymi utożsamia się wielu rodziców”.
Organizacja Ordo Iuris nie kryła zadowolenia. „To precedensowe rozstrzygnięcie. Po raz pierwszy KRRiT jasno postawiła tamę przeciwko lobby LGBT w dziecięcej branży filmowej” – skomentowała w czerwcu w swoim newsletterze.
Morderczyni czy lesbijka
Publikując w końcu ubiegłego roku wyniki przeprowadzonej przez Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS) analizy stosunku Polaków do osób orientacji homoseksualnej i związków jednopłciowych, stowarzyszenie Miłość Nie Wyklucza komentowało z ostrożnym optymizmem: „W wybranych grupach społecznych mamy do czynienia z powolną poprawą sytuacji, choć wciąż jednak nie dokonała się zasadnicza, pozytywna zmiana postaw. Czynnikiem pozytywnie wpływającym na ową zmianę jest bezpośrednia znajomość geja lub lesbijki”.
Tolerancję wzmacnia też znajomość fikcyjnej postaci homoseksualnej – np. bohatera serialu telewizyjnego. Wielu Polaków traktuje ich niemal jak członków rodziny. Takich bohaterów w produkcjach nieadresowanych do dzieci, owszem, przybywa – lecz nadal stanowią wyjątki. – W amerykańskich filmach wątków homoseksualnych jest nieporównanie więcej, więc w Polsce oglądamy takie motywy najczęściej w produkcjach zagranicznych – zauważa Hubert Sobecki. – A szkoda, bo wprowadzenie na ekran osoby z grupy mniejszościowej bez stereotypowych wykrzywień może wiele zdziałać dla zwiększenia zrozumienia i otwartości wobec społeczności LGBT. Takie wątki powinny być obecne szczególnie w telewizji publicznej mającej największe obowiązki edukacyjne. Media powinny poszerzać nasze horyzonty, a nie cementować zastane uprzedzenia – uważa Sobecki.
O ile jednak w programach dla dzieci geje stanowią tabu, o tyle w serialach dla dorosłych – i nie jest to eufemistyczne określenie pornografii – horyzonty, acz wolno, ulegają poszerzeniu. Taki układ rodzinny, jak w napiętnowanej przez KRRiT kreskówce – para homoseksualnych mężczyzn mieszkająca z będącym pod ich opieką dzieckiem – funkcjonował przez pewien czas w innym serialu. I nie wywołał skarg, chociaż pokazywano go w jednej z najpopularniejszych produkcji telewizyjnych, telenoweli „Barwy szczęścia” w TVP2, której odcinki co wieczór ogląda ponad 3 mln osób. Tolerancja jest większa, bo to produkcja dla ogólnej widowni, a nie skierowana do dzieci.
Ale i w takich serialach scenarzyści wprowadzający „nieheteryckie” wątki mieli pod górkę. W 2010 r. „Świat seriali” opisał historie aktorów grających pierwszych homoseksualnych lub biseksualnych bohaterów w polskich produkcjach. Jeszcze w końcu XX w. dużą rolę narzeczonego doktor Zosi, który przed ślubem wybrał jednak mężczyznę, dostał w emitowanym w TVP2 „Na dobre i na złe” Robert Janowski. Niektórzy widzowie przenieśli jego ekranową orientację seksualną na prawdziwe życie. „Kiedyś grałem koncert w Katowicach. Fanki roznosiły ulotki z informacjami na mój temat. Podeszły do jakiegoś kiosku z pytaniem, czy mogą zostawić ogłoszenie. Kioskarz obejrzał moje zdjęcie i odparł: »Nie, nie lubię tego pedała«” – opowiadał Janowski „Światowi seriali”. W końcu zrezygnował z roli w popularnym tasiemcu.
Później z hitowej produkcji TVP2 „M jak miłość” odszedł na pewien czas Paweł Okraska. Przeraził się podejrzenia o homoseksualizm, jakie padło na jego postać, Michała Łagodę. Obaw, jak będzie postrzegany po roli geja, nie miał za to grający zakochanego w Łagodzie mężczyznę Marek Probosz – na stałe mieszkający w USA.
Bartłomiej Świderski nie zrejterował wprawdzie z „Magdy M.” w TVN, ale rola geja wiele go kosztowała. „To dla mnie bardzo trudny okres, w którym doznałem wielu nieprzyjemności. Jeśli jakiś aktor prosiłby mnie o radę, czy przyjąć taką rolę, zdecydowanie bym mu ją odradził” – mówił o tym doświadczeniu „Super Expressowi”.
Przed homo emploi broniły się też kobiety. 10 lat temu scenarzystka popularnych seriali Ilona Łepkowska zamierzała wpleść do „M jak miłość” motyw miłości dwóch kobiet. Od obsadzonej tak aktorki miała wtedy jednak usłyszeć – jak relacjonował „Fakt” – że ta może zagrać morderczynię, ale lesbijkę to co najwyżej w teatrze dla paruset widzów, a nie w telewizji na oczach milionów. Była świeżo po szkole aktorskiej i nie chciała takiego piętna. Wątek przepadł.
Później Łepkowskiej udało się za to zadomowić parę gejów w innym serialu pisanym dla TVP2, wspomnianych już „Barwach szczęścia”. – Kiedyś opór aktorów przed graniem osób homoseksualnych był ogromny. Nie twierdzę, że dziś każdy zgodzi się na taką rolę, ale bardzo wiele się pod tym względem zmieniło. Od kilku lat mamy w „Barwach szczęścia” parę tej samej płci i nie budzi to żadnych protestów. Ba, przez pewien czas mieszkali z synem jednego z nich i mimo tego nie dotarły do nas żadne protesty – mówi Łepkowska.
Autorom telenoweli TVN „Na Wspólnej” nie poszło tak gładko. Kiedy dwa lata temu serialowa Ola (Marta Wierzbicka) nawiązała romans z koleżanką ze studiów Klaudią (Julia Trembecka), uczucie między dwiema dziewczynami krytykowano w internecie. „Jak można promować zboczenia”, „To chore”, „To nie jest normalne” – można było przeczytać pod zdjęciem ich pocałunku umieszczonym na facebookowym profilu serwisu Plotek.
Bez cenzury
Zachowanie dziennikarzy w programie „Studio Polska” TVP Info krytycznie oceniła Joanna Lichocka, posłanka PiS i członkini Rady Mediów Narodowych. „Brak kontry do wygłaszanych opinii dowodzi, że prowadzący nie panowali nad programem. Bycie dziennikarzem to także pełnienie funkcji publicznej, co nie oznacza zgody i milczącej akceptacji na obrażanie innych” – powiedziała serwisowi WirtualneMedia.pl.
Z raportu „Sytuacja społeczna osób LGBT” (lata 2015–2016) pod redakcją Magdaleny Świder i dr. Mikołaja Wiśniewskiego (Kampania Przeciw Homofobii) wynika, że geje z mową nienawiści najczęściej spotykają się w internecie – 89 proc. badanych, i właśnie w telewizji – 56 proc.
Jak z zaprezentowanymi w „Studiu Polska” objawami miłości bliźniego radzi sobie KRRiT, która niedawno broniła wartości chrześcijańskich w kreskówce Nickelodeonu? Rzeczniczka KRRiT Teresa Brykczyńska informuje, że regulator bada sprawę. Obecnie czeka na materiały od nadawcy. Do połowy czerwca na program w TVP Info wpłynęło 51 skarg indywidualnych, a ponadto zbiorowe skargi Kampanii Przeciw Homofobii, Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych oraz posłów Nowoczesnej – Moniki Rosy i Grzegorza Furgi. Skala oburzenia wydaje się większa niż w przypadku odcinka „Harmidomu” godzącego w polski model rodziny. Reakcja regulatora będzie probierzem poziomu otwartości naszego społeczeństwa na inność.
Powrót tęczy
Na razie Polska zebrała pod tym względem dobre recenzje w światowych mediach. Dzięki tęczy.
Kilkakrotnie podpalana jako niechciany symbol mniejszości i cierpliwie ustawiana od nowa tęcza zniknęła z placu Zbawiciela w Warszawie prawie trzy lata temu. Wróciła niedawno na czerwcową Paradę Równości. Nowej tęczy nie dało się spalić – to hologram wyświetlany na mgiełkę wody. Na jego wieczorną inaugurację przyjechał nawet wóz transmisyjny TVP. W serwisie internetowym telewizji Republika Sebastian Moryń komentował, że to perfidny „znak środowisk LGBT”, a „nie tęcza – symbol Starego Testamentu”, ale większość polskich mediów powrót siedmiokolorowego symbolu do centrum Warszawy przedstawiła pozytywnie. Niektóre sprawę przemilczały, bo uznały ją za akcję czysto reklamową – powrót tęczy zorganizował jeden z producent lodów.
Za granicą tęcza stała się zaś reklamą Polski. Przy tej okazji wyjątkowo nie wyszliśmy na kraj zamieszkały wyłącznie przez ludzi obrażonych na wszystkich i wszędzie upatrujących wrogów. W depeszy Associated Press była mowa o przeciwstawieniu się panującemu w kraju konserwatyzmowi. Pod zdjęciami, które na twitterowym koncie umieściła Al-Dżazira, wpisywano życzliwe komentarze. Korespondent „The Telegraph” pisał o „nierozerwalnym symbolu miłości, pokoju, praw LGBT i równości”. W serwisie innego brytyjskiego dziennika „The Independent” przypomniano z kolei, że Polska jest w ogonie Europy pod względem praw dla lesbijek, gejów oraz osób bi- i transeksualnych, a nasza ksenofobia się nasila, lecz zaraz skontrowano, że najbardziej marginalizowani obywatele kraju nie dali się złamać, a tęcza odbudowana ze światła i wody ilustruje ich siłę. „Takie symbole pokazują, że Polska nie jest krajem chcącym się zamknąć w nietolerancji”, konkluduje „The Independent”.
Może zagraniczne media mają rację? W każdym razie chociaż tęcza zawisła nad Zbawiksem tylko na kilka dni, to kreskówkę „Harmidom” w Nickelodeonie wciąż można oglądać.