Stanisław Ryniak urodził się w 1915 r. w Sanoku. Przed wojną uczył się w Państwowej Szkoły Budownictwa w Jarosławiu.
5 maja 1940 r. wraz z innymi uczniami został aresztowany przez Niemców. Gestapo podejrzewało ich o działalność konspiracyjną w Związku Walki Zbrojnej. Po wstępnych przesłuchaniach zatrzymano w areszcie w Jarosławiu trzech uczniów, wśród nich Ryniaka.
Po trzech dniach Niemcy przewieźli ich do więzienia w Tarnowie, gdzie wcześniej osadzono już żołnierzy kampanii wrześniowej, którzy usiłowali przedrzeć się na Węgry, członków podziemnych organizacji niepodległościowych, gimnazjalistów, studentów i kilku polskich Żydów.
14 czerwca 1940 r. Niemcy skierowali pierwszy transport do tworzonego obozu Auschwitz. Składał się z 728 polskich więźniów politycznych przetrzymywanych w Tarnowie. Po przybyciu otrzymali numery od 31 do 758. Najniższy dostał Stanisław Ryniak.
Wcześniejsze numery – od 1 do 30 - otrzymali niemieccy kryminaliści, więźniowie z obozu w Sachsenhausen. Stanowili oni zaczątek obozowej kadry funkcyjnej.
"Wielokrotnie zastanawiałem się nad tym, jak to się stało, że otrzymałem numer 31, pierwszy numer więźnia politycznego Polaka. Być może nazwisko moje figurowało jako pierwsze na liście transportowej, a może był to po prostu przypadek" - wspominał po latach Ryniak.
Stanisław Ryniak podczas uroczystości 50. rocznicy wyzwolenia obozu w 1995 r. w rozmowie z PAP wspominał pierwszy dzień w Auschwitz: "Do obozu zapędzono kijami. I już na początku zapowiedziano, że nie będzie to sanatorium. Nie wiem, jak przeżyłem, nie wiem, skąd wziąłem siły, by to wszystko przetrwać".
W obozie pracował m.in. przy jego budowie oraz w bloku 28.
Ryniak po ponad czterech latach pobytu w Auschwitz został 28 października 1944 r. włączony do transportu karnego i przewieziony do jednego z podobozów KL Flossenbuerg, który mieścił się w Litomierzycach. Pracował tam w kamieniołomie. Wolność odzyskał 8 maja 1945 roku.
"Z kilkuletniego pobytu w hitlerowskich obozach koncentracyjnych zapamiętałem wiele wydarzeń i pomimo upływu prawie sześćdziesięciu lat od wyzwolenia tkwią one wciąż we mnie. Pamiętam pierwszy wielogodzinny apel zarządzony po ucieczce Tadeusza Wiejowskiego, późniejsze wybiórki na śmierć do komór gazowych i liczne egzekucje. W chwili wyzwolenia ważyłem czterdzieści kilogramów. Pomimo wyczerpania zdecydowałem się od razu wracać do Polski. Gdy wreszcie dotarłem do rodzinnego domu w Sanoku, moja mama nie mogła uwierzyć, że żyję, chociaż stałem przed nią" - wspominał Ryniak podczas jednej z ostatnich wizyt w muzeum oświęcimskim.
Po wojnie ukończył politechnikę we Wrocławiu i został inżynierem architektem. Do końca wspomagał Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau. "Uważam, że wszystkie ocalałe obozowe obiekty należy zachować i pieczołowicie konserwować, aby dawały świadectwo prawdzie. Gdy nas zabraknie, to kamienie za nas będą mówić" - mówił.