„Meine Damen und Herren, Mesdames et Messieurs, Ladies and Gentlemen: Willkommen, bienvenue, Welcom im Cabaret, au Cabaret, to Cabaret…” Wcielić się w rolę Mistrza Ceremonii, pamiętając rewelacyjne wykonanie Joela Greya to spore ryzyko, ale Krzysztof Szczepaniak poradził sobie doskonale i stał się niekwestionowaną gwiazdą spektaklu w Teatrze Dramatycznym.
Krzysztof Szczepaniak w spektaklu "Cabaret" Fot. Katarzyna Chmura-Cegiełkowska / Media

Krzysztof Szczepaniak dwiema ostatnimi, tak bardzo różnymi, rolami w Teatrze Dramatycznym udowadnia, że jest prawdziwym zwierzęciem scenicznym. A że niedawno skończył Akademię Teatralną, to można przypuszczać, że wiele sukcesów jeszcze przed nim.

Pół roku temu stworzył niezwykłą kreację w „Dziwnym przypadku psa nocną porą”. W „Cabarecie” Eweliny Pietrowiak stanął przed zupełnie innym wyzwaniem aktorskim i udowodnił, że obsadzenie go w roli Mistrza Ceremonii to strzał w dziesiątkę. Świadom nieuchronnego zestawiania go z najbardziej znanym i –co tu dużo mówić– absolutnie doskonałym Joel’em Grey’em z filmowej wersji „Cabaretu” w reżyserii Boba Fossa z roku 1972, poszedł własną drogą, co nie znaczy, że nie czyni czasem ukłonu w stronę widzów i nie nawiązuje do klasyka.

Szczepaniak bardzo dobrze radzi sobie zarówno w partiach muzycznych, jak i dramatycznych. Ma świetny głos i doskonałe wyczucie rytmu, więc scena należy do niego. Dał postaci Mistrza Ceremonii lekkość, dezynwolturę, humor, żywiołowość, ale i cechy tragicznego błazna, świadomego czającego się zagrożenia. Jest na przemian zepsutym bywalcem berlińskich spelun, dowcipnym kabareciarzem i wieszczem zmiany, która oznacza koniec pewnego świata.

Musical "Cabaret" Joe Masteroffa, z muzyką Johna Kandera i songami Freda Ebba miał swoją premierę w 1966 roku na Brodwayu. A potem był „Cabaret” Fosse’a, obsypany Oscarami, z niezapomnianą Lizą Minelli i Joel’em Grey'em, który na lata wysoko postawił poprzeczkę.

Ewelina Pietrowiak, sięgając po musical Masteroffa, zrównała warstwę muzyczną z dramatyczną, czyniąc z niej integralną część spektaklu. Temu służy też ustawienie obok historii romansu piosenkarki kabaretowej Sally Bowles (Agnieszka Gorajska) i amerykańskiego pisarza Cliffa Bradshawa (Mateusz Weber), historii żydowskiego kupca Rudolfa Schultza (Piotr Siwkiewicz) i Aryjki, Fraulein Schneider (Agnieszka Wosińska).

Zdecydowanie lepiej wypadają w spektaklu sceny muzyczne, zarówno dzięki śpiewającym i tańczącym aktorom i ich choreografowi Arturowi Żymełce, jak i fantastycznemu
big-bandowi, za sprawą którego klimat berlińskich kabaretów lat 30. XX wieku został odtworzony na scenie. Doskonale wykształceni muzycy grają na żywo, a nie wymienić ich przy tej okazji, byłoby nietaktem. Zespół tworzą: Urszula Borkowska / Mateusz Dębski – fortepian, Marcin Świderski / Mariusz Mielczarek - saksofony, klarnet, Tomasz Kirszling / Filip Mazur – trąbka, Tomasz Dworakowski / Michał Tomaszczyk – puzon, Wojciech Gumiński / Marcin Fidos – kontrabas, Marcin Słomiński / Szymon Linette – perkusja.

To dzięki nim, i dzięki bardzo dobrze śpiewającym aktorom takie evergreeny jak „Money, Money”, "Welcome to Berlin" czy „Don’t Tell Mama” brzmią rewelacyjnie.

Bardzo dobrze w części muzycznej odnajduje się Agnieszka Gorajska jako Sally. Niestety w części dramatycznej jakby traciła pewność siebie i gubiła aktorski pazur. Być może to tylko kwestia towarzyszącej premierze tremy i w kolejnych spektaklach uczyni swoją postać bardziej wyrazistą. To zresztą też powinien zrobić Mateusz Weber, zbyt nieśmiało zaznaczający swoją obecność na scenie. Część dramatyczna w ogóle jakby nie nadążała za dynamizmem fragmentów muzycznych. I jeśli można mieć jakieś zastrzeżenia do tego spektaklu, to właśnie do zagubionego rytmu scen dramatycznych w części pierwszej.

Bardzo przekonywującą parę stworzyli bohaterowie drugiego wątku Wosińska i Siwkiewicz. To za ich sprawą reżyserka dyskretnie pokazuje jak świat idzie ku katastrofie. Prywatne sprawy bohaterów wprzęgnięte w politykę nie mają szans.

"Cabaret" to spektakl o przełomie, o konieczności dokonywania wyborów, zanim ktoś zdecyduje za nas i zaśpiewa „Tomorrow belongs to Me”.