Gdyby trzeba było wskazać muzyka, który wyjątkowo wpłynął na scenę muzyczną ostatnich kilkunastu lat, wybór nie byłby trudny. To Dave Grohl.

W dokumentalnym filmie „Sound City” wyreżyserowanym przez Dave’a Grohla jest pewna znamienna scena. W studio wspólny numer nagrywają Grohl na perkusji, jego kolega z Nirvany Krist Novoselic na basie, a przy mikrofonie z gitarą stoi wielki Beatles Paul McCartney. Po chwili grania oczy Dave’a i Krista się spotykają. Widać, że muzycy znowu poczuli wspólny muzyczny feeling, radość jak w początkach działalności Nirvany. I wtedy obaj patrzą na wokalistę i nie mogą uwierzyć, że jest nim sam McCartney. Idol, który ukształtował ich muzycznie. To spotkanie muzycznych legend różnych generacji daje świadomość, jakim wpływowym i ważnym ogniwem współczesnej muzyki jest David Grohl.

Film „Sound City” o legendarnym studiu nagraniowym można kupić na DVD, tak jak płytę, która jest hołdem dla tego legendarnego studia „Sound City. Reel to Reel” (o niej więcej w ramce). Ukazała się również biografia Grohla autorstwa dziennikarza, przyjaciela muzyka Paula Brannigana „Oto moje (po)wołanie”. W niej jest z kolei przytoczona inna sytuacja ze studia, która pokazuje, jak wciąż mało o Grohlu niektórzy wiedzą i nie zdają sobie sprawy z jego wpływu. W 2010 r. Dave spotkał się w studiu z Novoselicem i Patem Smearem, z którym grał w Nirvanie, a obecnie w Foo Fighters. Zaczęli jamować przy kawałkach Nirvany, m.in. przy legendarnym „Smells Like Teen Spirit”. Zajrzał wtedy do nich menedżer studia i powiedział: „Całkiem spoko kawałek. Powinniście go włączyć do repertuaru”. Wszyscy muzycy parsknęli śmiechem, po czym powrócili do grania. To zaskakujące, że ktoś może jeszcze nie znać sztandarowego numeru, z płyty, która przecież w 1992 r. strąciła z pierwszego miejsca notowania Billboardu krążek samego Michaela Jacksona.

„Nevermind” był kamieniem milowym dla samego Grohla, ale też dla muzyki rockowej. Był też gwoździem do trumny samej Nirvany. Od niej, a raczej od szumu, jaki wywołała, zaczęła się równia pochyła, zakończona samobójczą śmiercią Kurta Cobaina w kwietniu 1994 r. „Nevermind” był ukoronowaniem kariery muzyków Nirvany, doprowadził również do pytania „co dalej?”. Cobain nie wytrzymał presji, Krist odsunął się trochę na boczny tor. Grohl za to wystartował z nowym projektem, który miał szybko potwierdzić jego status już nie tylko jednego z najbardziej energetycznych i najgłośniej grających perkusistów świata, ale też doskonałego kompozytora.

Od wielu lat nikt nie musi go już przedstawiać jako „perkusisty Nirvany”. Jego świat wygląda inaczej. Nie jest już dziką jazdą z nieobecnym geniuszem Cobainem, a twórczą pracą z własnym zespołem i muzykami, których od zawsze podziwiał. Kilka lat temu w jednym z wywiadów zdradził, jak wygląda jego zwykły dzień: „Wstaję rano o szóstej i czekam, aż obudzi się dziecko. Potem ubieram je, karmię, idziemy razem na spacer albo czytamy książki. Potem jadę do studia, nagrywam najlepszą płytę na świecie i wracam położyć dziecko spać”. Oczywiście mówił to z ironią, choć sporo w tym prawdy. Ważne, że Grohl wciąż wyjątkowo bawi się tym, co robi, a szczególnie właśnie spotkaniami z muzycznymi legendami. Pretekstem do wielu takich spotkań był wspomniany film „Sound City”. W studiu grał wspólnie nie tylko z McCartneyem, ale też kolegą z Queens Of The Stone Age Joshem Homme’em, Trentem Reznorem, Coreyem Taylorem ze Slipknot czy muzykami Rage Against The Machine. Znamienne, że pewnie gdyby nie sukces Nirvany, takie zespoły jak Rage Against The Machine właśnie nie miałyby szansy wypłynięcia na szersze muzyczne wody. To przecież dzięki Nirvanie koncerny płytowe uwierzyły, że warto inwestować pieniądze w niełatwą, wymagającą muzykę rockową. Bez Nirvany trudno byłoby wystartować takim gigantom, jak Korn, System Of A Down, Tool, na pewno ciężej byłoby Pearl Jam, Soundgarden czy Alice In Chains. Grohl i Nirvana odcisnęli olbrzymie piętno na muzyce, są chyba ostatnią wielką legendą rocka, do której fani mają wręcz nabożny stosunek. Siłę Grohla pokazują też albumy, na które został zaproszony, by gościnnie zagrać. Pojawił się przecież na „Heathen” Davida Bowiego, „Killing Joke” Killing Joke, „SNL25: The Musical Performances Volume 1” Toma Petty’ego, „Iommi” Tony’ego Iommiego, krążkach Lemmy’ego Kilmistera, Slasha czy The Prodigy.

Trwa ładowanie wpisu

A co było dla Grohla muzycznym drogowskazem, co go ukształtowało? Sporo o jego fascynacjach jest we wspomnianej biografii „Oto moje (po)wołanie”. Na pewno klasyka, czyli Beatlesi, Led Zeppelin, do tego cała rzesza mocnych kapel. Młody Dave szalał na koncertach Black Flag i podziwiał dzikiego Henry’ego Rollinsa. Słuchał Melvins, The Stooges, Bad Brains. Chciał być tak szalony na scenie jak oni. Walić w bębny mocno jak nikt inny. I taki był. W każdej swojej kapeli, czy to były początki z Mission Impossible i Dain Bramage, czy pierwsze większe trasy ze Scream, czy wreszcie Nirvana, to on, mimo że schowany za bębnami, przykuwał uwagę. Wokalista jednego z pierwszych jego zespołów wspomina nawet w „Oto moje (po) wołanie”, jak wkurzał się, że wszyscy patrzą mu za ramię. Tam, gdzie siedział szalony, walący w bębny, jakby chciał je roznieść, z twarzą zasłoniętą przez długie włosy perkusista Dave Grohl. Z podobną pasją podchodzi do muzyki, również gdy stoi z przodu, przy mikrofonie Foo Fighters. Dla niego zawsze ważna była i jest radość grania. Czy to w obskurnej knajpie dla 20 znajomych, czy z legendarnym Beatlesem w studio. W „Sound City” Grohl po wspólnym nagraniu z McCartneyem podnosi Beatlesa i rzuca się z nim na kanapę, jak dwóch kumpli, którzy doskonale się bawiąc, właśnie dali solidnego czadu. Spotkały się dwie legendy różnych pokoleń, które po uwolnieniu z kultowych kapel nie przestały być inspiracją i jeszcze rozwinęły skrzydła. Grohla już nic nie zatrzyma. Nic nie musi, może wszystko.

Analogowi mistrzowie

W zasadzie za recenzję płyty Sound City wystarczyłoby wymienienie nazwisk muzyków, którzy się na niej znaleźli. Warto jednak pamiętać, że materiał nagrano tak jak wiele słynnych płyt z różnych dekad. Kluczem jest tu bowiem magiczna konsola Neve 8028 wykorzystywana przez ponad 40 lat w studiu Sound City. Nagrywali na niej chociażby Neil Young, Fleetwood Mac,Tom Petty,Johnny Cash, Metallica, Nine Inch Nails,Rage Against The Machine i Nirvana. Kiedy Sound City zostało zamknięte,Dave Grohl kupił konsolę do swojego 606 Studio, a o Sound City nakręcił znakomity dokument.Jego ścieżką dźwiękową są w dużej mierze numery z krążka „Sound City – Real to Reel”.Dave nagrał je podczas 24-godzinnej sesji z muzykami, którzy pamiętają słynną konsolę. Jest Stevie Nicks z Fleetwood Mac, Trent Reznor z Nine Inch Nails, są muzycy Rage Against The Machine, Rick Springfield. Ale najbardziej wzruszające i genialne jest muzyczne spotkanie muzyków Nirvany (Grohla z Kristem Novoselicem) z ich muzycznym idolem Paulem McCartneyem.Analogowy sznyt i to, że muzycy nagrywają piosenki podczas wspólnych sesji, nadają numerom niepowtarzalnego klimatu. Obdarte z doskonałości, zyskują specyficzny pogłos i duszę.