Fakt, że dostajemy „Wielką Polskę” właśnie teraz - po rosyjskiej agresji na Ukrainę - ma fundamentalne znaczenie. Gdyby ta książka ukazała się w 2017 r. albo 2019 r., to można by tylko wzruszyć ramionami i powiedzieć: „No dobrze, co z tego?”. Ale dziś już tak zareagować się nie da. Bo wielkie przesunięcia w europejskim ładzie widać gołym okiem. Wojna Rosji z Ukrainą pociągnęła za sobą nową fazę konfrontacji Zachodu ze Wschodem. Sequel zimnej wojny? Powtórka z 1914 r.? Tego wciąż nie wiemy. Faktem jest, że coś się zmienia. Z jednej strony runęła niemiecka polityka wschodnia, którą Berlin zdołał za czasów Angeli Merkel ubrać w szaty unijne i przedstawić jako wspólną i europejską. Z drugiej - mamy gorączkowe próby poodwracania wieloletnich zaniedbań w myśleniu strategicznym - choćby w temacie zabezpieczenia dostaw taniej energii czy innych kluczowych dla zachodniej cywilizacji komponentów. Które zostały w minionym 30-leciu tak beztrosko outsourcowane do krajów tanich, ale niekoniecznie z Zachodem szczerze zaprzyjaźnionych.
ikona lupy />
Rafał A. Ziemkiewicz, „Wielka Polska”, Fabryka Słów, Lublin 2022 / nieznane
W tym wszystkim bardzo zmienia się znaczenie Polski. Ziemkiewicz to rozumie. W przeciwieństwie do wiecznych strachajłów, prawiących od rana do nocy o końcu świata, jaki znamy, dostrzega w tym szansę. Więcej nawet - publicysta dowodzi, że nasz kraj jest do tej zmiany całkiem nieźle przygotowany. Bo po pierwsze - polskie gospodarka i państwo stoją na mocnych fundamentach, a po drugie - w Polsce odbyła się (odbywa się nadal) wielka debata o dorastaniu do wielkości.
Ta debata to oczywiście spór z czasów III RP. Stanowisko RAZ-a jest zniuansowane. Odżegnuje się w książce (nie pierwszy raz) od zarzucanego mu przez krytyków propisizmu. Jego zdaniem partia Kaczyńskiego zbyt mocno upodabnia się w praktyce rządzenia do ich liberalnych arcywrogów. Jednak jest przecież tak, że to pisowska diagnoza „łże-elit” obudziła w Polsce apetyt na przełamanie pułapki „półkolonii” rządzonej przez „kompradorski establishment” - a w konsekwencji dorośniecie do potencjału, jaki czeka nas w nowym rozdaniu.
Nie przekonuje mnie tylko zakończenie książki. Uważam, że wyciągnięte przez Ziemkiewicza recepty na „Polskę minimalną i dlatego Wielką” nie są dobre. Trąca mi raczej korwinowskimi skryptami zalegającymi w głowie autora jako pozostałość po UPR-owskiej młodości. Ta końcówka nie przesłania jednak doskonałej diagnozy bieżącej sytuacji. Ziemkiewicz celnie stawia problem wielkiej Polski. Będziemy musieli się z nim zmierzyć. Zresztą już zaczynamy. ©℗