U Rafała Ziemkiewicza lubię to, co u dobrego piłkarza. Taki nie biega za czterech, zaś momentami drepcze na ewidentnym spalonym. Ale jak przychodzi co do czego, wie, kiedy przejąć piłkę. Oraz jak zostawić ze sobą wszystkich obrońców. Książka „Wielka Polska” z pozoru jest na temat po stokroć obgadany. Czyli o Polsce silnej, bezpiecznej i może nawet (czemu nie) mocarstwowej. Wiadomo: jedni o tym marzą, a inni z tego szydzą. Nudy. A jednak nie. Ta książka wybija się ponad jałowy spór. A to dlatego, że Ziemkiewicz - jak dobry piłkarz - ma wyśmienite wyczucie czasu.

Fakt, że dostajemy „Wielką Polskę” właśnie teraz - po rosyjskiej agresji na Ukrainę - ma fundamentalne znaczenie. Gdyby ta książka ukazała się w 2017 r. albo 2019 r., to można by tylko wzruszyć ramionami i powiedzieć: „No dobrze, co z tego?”. Ale dziś już tak zareagować się nie da. Bo wielkie przesunięcia w europejskim ładzie widać gołym okiem. Wojna Rosji z Ukrainą pociągnęła za sobą nową fazę konfrontacji Zachodu ze Wschodem. Sequel zimnej wojny? Powtórka z 1914 r.? Tego wciąż nie wiemy. Faktem jest, że coś się zmienia. Z jednej strony runęła niemiecka polityka wschodnia, którą Berlin zdołał za czasów Angeli Merkel ubrać w szaty unijne i przedstawić jako wspólną i europejską. Z drugiej - mamy gorączkowe próby poodwracania wieloletnich zaniedbań w myśleniu strategicznym - choćby w temacie zabezpieczenia dostaw taniej energii czy innych kluczowych dla zachodniej cywilizacji komponentów. Które zostały w minionym 30-leciu tak beztrosko outsourcowane do krajów tanich, ale niekoniecznie z Zachodem szczerze zaprzyjaźnionych.
ikona lupy />
Rafał A. Ziemkiewicz, „Wielka Polska”, Fabryka Słów, Lublin 2022 / nieznane
W tym wszystkim bardzo zmienia się znaczenie Polski. Ziemkiewicz to rozumie. W przeciwieństwie do wiecznych strachajłów, prawiących od rana do nocy o końcu świata, jaki znamy, dostrzega w tym szansę. Więcej nawet - publicysta dowodzi, że nasz kraj jest do tej zmiany całkiem nieźle przygotowany. Bo po pierwsze - polskie gospodarka i państwo stoją na mocnych fundamentach, a po drugie - w Polsce odbyła się (odbywa się nadal) wielka debata o dorastaniu do wielkości.
Ta debata to oczywiście spór z czasów III RP. Stanowisko RAZ-a jest zniuansowane. Odżegnuje się w książce (nie pierwszy raz) od zarzucanego mu przez krytyków propisizmu. Jego zdaniem partia Kaczyńskiego zbyt mocno upodabnia się w praktyce rządzenia do ich liberalnych arcywrogów. Jednak jest przecież tak, że to pisowska diagnoza „łże-elit” obudziła w Polsce apetyt na przełamanie pułapki „półkolonii” rządzonej przez „kompradorski establishment” - a w konsekwencji dorośniecie do potencjału, jaki czeka nas w nowym rozdaniu.
Nie przekonuje mnie tylko zakończenie książki. Uważam, że wyciągnięte przez Ziemkiewicza recepty na „Polskę minimalną i dlatego Wielką” nie są dobre. Trąca mi raczej korwinowskimi skryptami zalegającymi w głowie autora jako pozostałość po UPR-owskiej młodości. Ta końcówka nie przesłania jednak doskonałej diagnozy bieżącej sytuacji. Ziemkiewicz celnie stawia problem wielkiej Polski. Będziemy musieli się z nim zmierzyć. Zresztą już zaczynamy. ©℗