Czy czytanie jest wyłącznie ludzkie? - dopytywał się prowadzący spotkanie literaturoznawca Ryszard Koziołek demonstrując na początku spotkania najnowszą książkę Tokarczuk, "Czułego narratora", pogryzioną przez psa sąsiadów. Noblistka zgodziła się, że lektura jest czymś charakterystycznym dla człowieka. "To jest proces ewolucyjny, biologiczny, który sprawił, że ludzkie mózgi przystosowały się do bardzo detalicznego czytania znaków pozostawionych przez inne istoty, pewnie na początku chodziło o tropienie, rozpoznawanie, kto w danym miejscu szedł i co przeżył po drodze. Człowiek udoskonalił ten rodzaj znaków i powstało pismo - stał się posiadaczem niezwykle mocnego narzędzia do przekazywania swoich myśli informacji o świecie, ale przede wszystkim - doświadczenia. Gdy te znaki przeszły z informowania o tym, gdzie jest coś dobrego do jedzenia, gdzie woda, a gdzie niebezpieczeństwo do pokazywania całości ludzkiego doświadczenia - wtedy pojawiła się literatura. (...) Literatura jest zdobyczą ewolucyjną gatunku człowieka i polega na tym, że przekazuje najgłębsze indywidualne doświadczenie jednej istoty drugiej istocie" - mówiła Tokarczuk.
Koziołka trochę niepokoi fakt, że wie o Wokulskim więcej, niż o swoim sąsiedzie. Czy to dobrze? "Mógłbyś poprosić sąsiada o napisanie autobiografii albo żeby opisał swoją wielką miłość, albo rozczarowanie swojego życia. To jest ciekawe, że ludzie czytając teksty - listy, to, co jesteśmy w stanie zamienić w znaki i przesłać drugiemu człowiekowi - bardzo często są w stanie wejść ze sobą w bliższą relację niż w realnym życiu, może wykluczywszy miłość. To jest tajemnica, której należałoby się przyjrzeć z punktu widzenia socjologicznego, kulturowego, ale przede wszystkim - psychologicznego" - mówiła pisarka, a Ryszard Koziołek zgodził się z nią zauważając, że sąsiad i tak nigdy nie otworzyłby się przed nim tak bardzo, żeby dać się poznać tak głęboko jak bohaterowie "Lalki".
Wśród młodych pisarzy powtarzany jest przesąd, że nie powinno się za dużo czytać, bo to może zepsuć oryginalność stylu. "Ja rozumiem ten lęk, sama go miałam. Ale to dotyczy momentu, gdy się już jest w procesie pisania, kiedy umysł zaczyna tworzyć swoją frazę, swój sposób funkcjonowania. Wtedy wdarcie się w tę przestrzeń jakiegoś Sebalda czy Kundery niszczy ten kruchy porządek umysłowy. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby można było pisać, nie znając literatury. Wydaje mi się, że na każdą napisaną stronę tekstu powinno przypadać 10 tys. stron przeczytanych - to są takie proporcje. (...) Najlepszym sposobem na naukę pisania jest czytanie, wejście w tryb patrzenia na świat z literackiego punktu widzenia, patrzenia poprzez narratorów, poprzez czas, który funkcjonuje w opowiadaniu, różne punkty widzenia" - mówiła pisarka.
Czytać można na różne sposoby - wedle planu ustalonego przez innych czy też samego siebie, ale też przypadkowo. Ryszard Koziołek określił sposób czytania Tokarczuk w młodości jako "wałęsanie się" bez planu, choć przecież miała ojca bibliotekarza, który z łatwością mógł podsunąć listę wartościowych lektur. "Nigdy mi nikt nic nie kazał. To przerażające, że tak łatwo możemy wystraszyć nasze dzieci, każąc im coś czytać" - mówiła noblistka. Zastanawiając się nad przypadkami ludzi, którzy żyją czytaniem Tokarczuk zauważyła, że czytanie może być też "eskapistyczne", że "świat może być tak nudny, beznadziejny, groźny, że uciekamy w to czytanie. Trzeba pozwolić wybierać dziecku lektury, można być jak muza, taki anioł, który zostawia przez przypadek książkę, która, według niego, mogłaby pomóc rozwinąć umiejętności czytelnicze. To idealny bibliotekarz, który nie każe, lecz podsuwa dzieła. W psychologii czytelnictwa są etapy, które są podobne u wszystkich dzieci, potem drogi dziewczynek i chłopców rozchodzą się, żeby znów się spotkać w lekturach na progu dorosłości. To proces, który buduje nasz mózg. Jak człowiek nie nauczy się czytać i nie złapie tego trybu czytania w odpowiednim momencie życia, to nigdy już tego nie nadrobi. Tak jest też z językiem" - mówiła Tokarczuk.
Wiele wskazuje na to, że na czytanie jako umiejętność znika. "Majaczy zmierzch czytania, z każdym kolejnym pokoleniem będzie to bardziej oczywiste, chyba, że jakaś katastrofa zlikwiduje nośniki elektroniczne. Ewidentnie tekst się wycofuje, wchodzi w to obraz" - mówiła pisarka. Tokarczuk chciałaby rozszerzenia definicji czytania na inne sposoby przekazywania opowieści i doświadczenia - takie, jakie stosowano tysiące lat temu w kulturach oralnych. Jej zdaniem można uznać, że literatura w tradycyjnym rozumieniu jest tylko pewnym etapem rozwoju. "Tekst się wycofa, pojawią się obrazy, wszystko przejdzie do kolejnego etapu, ale nadal będziemy to nazywali czytaniem, ponieważ funkcja tego procesu będzie ta sama - dzielenie się opowieścią, doświadczeniem jednostek" - powiedziała.
Zapytana o motywy swojego pisania Tokarczuk pominęła cztery powody pisania sformułowane przez Orwella (entuzjazm estetyczny, relacjonowanie, polityka oraz egoizm), które przywołuje w "Czułym narratorze" i nazwała swoją motywację "wampiryczną". "Nic innego nie umiem robić niż pisanie, a trzeba wykonywać w życiu jakąś pracę. W moim przypadku wiąże się to z pewnym procesem organicznym. Kiedyś rozmawiałam z dawcą krwi (...). Jego organizm się przyzwyczaił i jak nie odda jej w odpowiednim terminie, to go roznosi, ciśnienie mu wzrasta, jest wściekły, nieswój, kłótliwy, więc jedzie grzecznie do tej stacji krwiodawstwa i wszystko wraca do normy. Myślę, że mam podobnie. Gdy nie piszę, czuję niepokój, mam wrażenie, że tracę bezpowrotnie rzeczy niezapisane, że dokonuję jakiegoś przestępstwa wobec świata, nie pisząc. W jakimś sensie nie pisząc czuję, że popełniam grzech, jeśli coś takiego istnieje" - powiedziała pisarka.
Tokarczuk zauważyła, że młode pokolenie, które obecnie wchodzi w życie, bardzo różni się od poprzednich. Ważna zmianą jest zerwanie z modelem konsumpcji prezentowanym przez poprzednie generacje, młodzi są bardziej powściągliwi, mniej zachłanni, potrafią odmawiać. Obserwując przetaczające się przez kraj demonstracje Strajku Kobiet Tokarczuk czuje pewnego rodzaju zazdrość: o brak lęku, poczucie humoru i ironię młodego pokolenia. "Niedawno zobaczyłam na manifestacji kobiet transparent: na czarnym tle białe litery napisu "czułość". Nawet gdyby to jedno słowo zostało wzięte z tego, co piszę, to warto było - mówiła Olga Tokarczuk.
"W gruncie rzeczy myślę, że to się wszystko dobrze skończy" - mówiła pisarka pytana, jaka może być przyszłość. "Świat będzie wkrótce zupełnie inny. Już jest inny. Pamiętam, jak rok temu w Sztokholmie rzucaliśmy się sobie na szyje z radości. Teraz siedzimy w sterylnym otoczeniu. Przed chwilą zdjęliśmy maseczki. Inne jest teraz nauczanie, inna komunikacja. Będzie się działo dużo więcej, ale nie wierzę w apokalipsę. Wierzę w dobre zakończenie" - powiedziała noblistka. Pisarka zdradziła też podczas czwartkowego spotkania, że pociąga ją coraz bardziej science-fiction, chciałaby teraz "zakończyć wszystkie projekty, jakimi się teraz zajmuję i wziąć się za wielką powieść, która bezczelnie mówi o przyszłości".