Nie wszystkie książki noblistów muszą być wybitne, choć tego chcielibyśmy się po nich spodziewać. Wydany właśnie zbiór opowiadań Doris Lessing "Dwie kobiety" dowodzi, że i wśród krótkich form brytyjskiej pisarki znajdują się perełki i rzeczy zdecydowanie słabsze.

Zaczynając lekturę „Dwóch kobiet” od tytułowego opowiadania, możemy poczuć rozczarowanie, zwłaszcza że wydawca informuje o planach ekranizacji nowelki z Naomi Watts i Robin Wright w rolach głównych. Trudno sobie wyobrazić, by zapowiadany film mógł okazać się udany. „Dwie kobiety” w gruncie rzeczy okazują się nazbyt wydumaną, a może nawet efekciarską historyjką o toksycznej relacji dwóch przyjaciółek i przedziwnym czworokącie miłosnym. Znacznie lepiej wypadają te z opowiadań, które poruszają problemy od dawna uważane za znak rozpoznawczy noblistki: nierówności społecznych, dyskryminacji rasowej i skutków kolonizacji, boleśnie odczuwanych do dziś. „Wiktoria i Staveneyowie”to rzecz znakomita. Tutaj Lessing w subtelny, a jednak dobitny sposób pokazuje, że idea brytyjskiej wielokulturowości wciąż jest wielkim mitem, a lewicowe ideały białej klasy średniej okazują się jedynie niewiele znaczącym kaprysem.

To także opowieść o samotności i wyborach, przed którymi stają kobiety – nie tylko te ze społecznych nizin. „Dziecko miłości” jest z kolei staromodną opowieścią o marzeniach, wojennej traumie, zawiedzionych oczekiwaniach. Lessing opowiada prosto, unikając formalnych sztuczek. Imponuje jednak wtedy, gdy bez pudła potrafi oddać psychologię swoich bohaterów – często ofiar własnych złudzeń i niewłaściwych wyborów.

Dwie kobiety | Doris Lessing | przeł.Bohdan Maliborski | Wielka Litera 2013 | Recenzja: Malwina Wapińska/span> | Ocena: 4 / 6