Snucie teorii spiskowych to głęboko ludzka skłonność – mówi szwedzki pisarz Anders de la Motte, autor powieści „[buzz]”.

Dlaczego nie zdecydował się pan napisać klasycznej powieści detektywistycznej albo tradycyjnego thrillera?

Przeczytaj recenzję książki "[buzz]" / Media

Anders de la Motte: Odpowiedź jest poniekąd zawarta w pytaniu. Zresztą najpierw napisałem coś takiego, typową historię zaczynającą się od morderstwa. Chciałem brzmieć jak wszyscy inni, których lubiłem czytać. Problem w tym, że tekst nie był zbyt oryginalny, ot, kolejny szwedzki kryminał – a konkurencja w tej dziedzinie, jak wiemy, jest potężna. Dotarło wtedy do mnie, że mam ochotę zrobić to całkiem inaczej, opowiedzieć coś nowego nie tylko jeśli chodzi o treść, lecz także o formę.

Ma pan słabość do teorii spiskowych?

O tak! Nie tyle zresztą do samych teorii, ile do społecznych mechanizmów, które nimi rządzą. Podróżowałem do wielu krajów i gdziekolwiek się znalazłem, ludzie zawsze mówili o jakiejś wielkiej tajemnicy i jakimś spisku, który jest jej jedynym sensownym wyjaśnieniem.To taka uniwersalna, międzykulturowa obsesja – gorączkowe grzebanie się w rozmaitych szczegółach. Co się stało o 10.56? I dlaczego ten ubrany na czarno facet pojawia się na sekundę w kadrze w dwie minuty później? (śmiech).

Od czasu katastrofy prezydenckiego samolotu w kwietniu 2010 roku pod Smoleńskiem mamy w Polsce podobną dyskusję.

Naturalnie, zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. Myślę, że to głęboko ludzka skłonność. Szwecja wciąż żyje zamachem na Olofa Palmego sprzed 27 lat, zamachem nigdy do końca niewyjaśnionym. Kiedy wydarzy się coś tragicznego, naturalną tendencją jest szukanie przyczyn niejako odpowiadających wagą tej tragedii. Trudno przyjąć do wiadomości, że zawiniła usterka, czyjś niewielki błąd albo – jak w przypadku Palmego – sfiksowany alkoholik z pistoletem. Musiało przecież chodzić o coś poważniejszego. I w tym momencie pomocne stają się teorie spiskowe.

Na potrzeby swoich książek wybrał pan teorię spiskową zbudowaną wokół gry – globalnej gry, która steruje światem.

Kiedy planowałem fabułę, wiedziałem, że musi ona być zakorzeniona w nowoczesności, dynamiczna, a jednocześnie odnosząca się do czegoś, co jest dla czytelników bliskie. I wtedy przyszła mi do głowy gra: wszyscy graliśmy albo gramy – to idealny punkt wyjścia dla historii, która zaczyna się znajomo, ukazuje to, co pozornie oczywiste, ale w odmiennym świetle. Potem też się tego trzymałem, dbając, by struktura kolejnych książek odpowiadała strukturze dobrej gry wideo – chodzi o sposób budowania opowieści: gdy bohater sprosta wyzwaniu, przechodzi na wyższy poziom, następne wyzwanie jest już trudniejsze i stanowi przepustkę na poziom kolejny. I tak dalej.

Co było na początku – Gra czy HP, Henrik Petersson, pański główny bohater?

Na początku był pewien pomysł. Leciałem samolotem – a kiedy się leci samolotem, nie można używać telefonu. Z nudów zwykle przeglądam tę kieszonkę, w której linie lotnicze umieszczają katalogi, czasopisma albo instrukcje, jak się zachować przy awaryjnym lądowaniu.Wiele razy znalazłem tam różne zabawne drobiazgi: pocztówki, bilety, czyjeś notatki.A gdybym tak znalazł pendrive’a? Pendrive’a z tajnymi dokumentami? No tak, ale ciężko byłoby skorzystać z komputera, żeby się temu przyjrzeć. To może jakieś sekretne zdjęcia w zagubionym aparacie? Zdjęcia w pozostawionej przez kogoś komórce? Cholera, ale przecież nie pozwalają włączać komórek w samolocie. Lepiej przenieść tę sytuację do pociągu.W ten sposób pojawił się zarys pierwszej sceny w „[geim]”, gdy HP znajduje komórkę w pociągu podmiejskim.A sam HP? Wgruncie rzeczy nie wymyśliłem go, wymyślił się sam. On już po prostu siedział w tym pociągu, czekał na mnie i na szczęście nie był pięćdziesięcioletnim oficerem policji, sfrustrowanym wielbicielem opery, który pije trochę za dużo whisky.

HP rzeczywiście nie jest przeciętnym bohaterem powieści kryminalnej. Ale nie jest też typowym antybohaterem. Tak naprawdę to kawał leniwego drania.

Jasne! Włosi mówią na takiego „nullafacente” – gość, który nic nie robi. HP to istotnie nierób i trochę palant, a przy okazji wielki, impulsywny bachor.

Czytelnikowi ciężko taką postać polubić.

Nie tylko czytelnikowi – mnie też. Osobiście parę razy go znienawidziłem. Szybko też się zorientowałem, że trzeba HP jakoś równoważyć, bo nikt go na dłuższą metę nie wytrzyma w takiej potężnej dawce. Dlatego pojawiła się w tych książkach jego siostra Rebecca, ambitna policjantka, poważna i dobrze ułożona introwertyczka.

HP z drobnego żulika staje się jednak buntownikiem.

Rzeczywiście, niemniej to też wynika ze specyfiki Gry. W Grze ktoś, kto dotąd był nikim, może uchodzić za gwiazdę, Gra dostarcza mu poczucia, że jest kimś wyjątkowym, że ma jakąś grupę wsparcia, która mu kibicuje. To oczywiście wredna manipulacja, ale czy człowiek, który czuje, że właśnie zmierza na szczyt,myśli o takich drobiazgach, że jego wierni kibice w rzeczywistości nie istnieją? Bunt bierze się po części z rozczarowania, że się z Gry wypadło, że znowu jest się niewiele wartym, samotnym przeciętniakiem.

To jak z Facebookiem?

Zasada jest identyczna. Nikt nie chce czuć się opuszczony i niepotrzebny. To są schematy odwołujące się do najbardziej pierwotnych emocji. Wolisz spać pod krzakiem czy może jednak w jaskini, w kręgu bliskich, grzejąc się przy wspólnym ogniu? Media społecznościowe zachęcają: chodź do nas, do jaskini, nie będziesz sam.

Czy to dlatego użytkownicy tych mediów tak chętnie i za darmo udostępniają korporacjom wszelkie wrażliwe, osobiste dane?

Niewątpliwie tak. Proszę zwrócić uwagę, z jakim niezadowoleniem opinia publiczna przyjmuje informacje, że jakiś rząd pragnie kontrolować nasze e-maile albo podsłuchiwać rozmowy telefoniczne – że to Stasi, KGB i totalitaryzm. Tymczasem korporacje medialne robią dokładnie to samo, tyle że za naszym przyzwoleniem: wiedzą, kim są moi przyjaciele, jakiej słucham muzyki, jakie książki czytam, jakim jeżdżę samochodem, ile mam dzieci. Jedyna różnica tkwi w tym, że media społecznościowe odwołują się do naszej potrzeby akceptacji. Komunikujesz znajomym, co jadłeś dziś na śniadanie, a oni piszą, że to wspaniałe. Dostajesz sto lajków.Wystarczy. I jeszcze te hasła reklamowe: teraz i zawsze za darmo. Niezbyt to uczciwa transakcja, bo oczywiście nie ma tu nic za darmo. Płacisz tym, co najcenniejsze: informacją. Nigdy już jej nie odzyskasz.