Białowłosy mag w znoszonym płaszczu zawitał do Polski po raz pierwszy jeszcze w roku obrad Okrągłego Stołu, przeszło dekadę po swoim frankofońskim debiucie. Teraz „Rork” powraca.

Andreas Martens, urodzony w Niemczech, a wykształcony w Belgii rysownik i scenarzysta, sam może śmiało tytułować się magiem. Jego prace igrają z percepcją czytelnika zarówno za sprawą fabularnej złożoności, jak i dziwacznej oprawy graficznej. Najlepszym dowodem jest seria „Rork”. Dość powiedzieć, że liczne tajemnice, które Andreas – twórca podpisuje się pod swoimi komiksami tylko imieniem – zawiązuje, dajmy na to, w tomie pierwszym, znajdują swoje rozwinięcie dopiero w czwartym, a inne pozostają nierozwikłane aż do samego końca. Uniwersum „Rorka” nie ogranicza się przy tym do jednej tylko serii komiksowej, rozciąga się bowiem na cykl „Koziorożec” oraz album o specjalizującym się w zjawiskach okultystycznych detektywie Raffingtonie Evencie.

Wydarzenia z poszczególnych komiksów przeplatają się i uzupełniają, dokładając następną warstwę do i tak już złożonego świata. A zaczęło się pod koniec lat 70. od kilkustronicowych historii publikowanych przez Andreasa w słynnym magazynie komiksowym „Tintin”. Początkowo artysta nie myślał o kontynuowaniu przygód Rorka w formie pełnometrażowej. Zmienił zdanie, gdy krótkie komiksy zebrane w dwóch tomach okazały się wydawniczym hitem. Wtedy Andreas podpisał z wydawnictwem Lombard umowę na kolejne odcinki. W Polsce do tej pory ukazało się osiem albumów serii i trzeba skompletować przynajmniej połowę, aby znaleźć choćby zalążek odpowiedzi na pytanie, kim w ogóle jest Rork.

Teraz będzie to prostsze, bowiem całą serię upchnięto w zgrabne wydania w twardej oprawie, imponujące wysoką jakością edytorską i łączną objętością przeszło pół tysiąca stronic. Pierwszy tom kolekcji właśnie się ukazał. Znalazły się w nim cztery tomy serii: „Przejścia”, „Fragmenty”, „Cmentarzysko katedr” i „Duchy”, a także tom z numeracją zerową, który można potraktować jako prequel serii, chronologicznie pierwszy (nie był on publikowany wcześniej w Polsce, a za granicą pojawił się zaledwie przed rokiem), oraz nowelki z Rorkiem i grafiki Andreasa z prywatnego archiwum artysty.

Pomiędzy kolejnymi odcinkami widać wyraźną różnicę w podejściu autora do konstrukcji scenariusza, bo o ile „Fragmenty” faktycznie składają się z fragmentów (sic!) i są zbiorem niezależnych opowieści, tak „Przejścia” cechuje już jednolita myśl łącząca równie krótkie historie. Lecz o „Rorku” jako spójnej, rozciągniętej na kilka albumów serii Andreas zaczął myśleć od „Cmentarzyska katedr”, decydując się nawet na numerowanie części cyklu od nowa. Każdy album z osobna i wszystkie razem są dowodem na bogactwo talentu Andreasa. Różnią się od siebie diametralnie: tempem, układem stron, stylem. To istna schizofrenia wyobraźni, manifestacja zwielokrotnionej artystycznej osobowości. „Rork” nawet po latach nadal intryguje, czyta się ten komiks niczym istną łamigłówkę. I choć pisze się często, że Andreas po mistrzowsku operuje alegorią, niedopowiedzeniem i wizualnymi metaforami – wszystko to prawda! – najsprawiedliwiej będzie rzec, że jego domeną jest iluzja.

Rork, tom 1 | scenariusz i ilustracje: Andreas | Sideca 2013 | Recenzja: Bartosz Czartoryski | Ocena: 5 / 6