"Droga do zapomnienia" Erica Lomaksa to pean na cześć wybaczenia, którego bazą jest wartościowa i przejmująca relacja z piekła azjatyckiej niewoli w czasie II wojny światowej.

Chociaż dramat autora wybrzmiewa na kartach jego powieści, wciąż jest ograniczony dziwną autocenzurą. Nie chodzi o mówienie o samej gehennie, jakiej Lomax i jego kompani doświadczyli, kiedy stali się japońskimi niewolnikami – ta oddana jest niezwykle szczegółowo. Były żołnierz nie boi się stanąć twarzą w twarz z upokorzeniem, hańbą i bólem, z którymi musiał się zmierzyć w czasie wojny i wiele lat po niej. Niedosyt – paradoksalnie – budzi raczej opowieść o codzienności w obozie. Tę Lomax traktuje już wybiórczo. Chętnie opowiada o głodzie i strachu, o nauce języka wroga i budowie nielegalnego radioodbiornika, swoje miejsce znajdują tu nawet szczegóły tamtejszej latryny, ale niektóre kwestie pozostają nieporuszone – choćby seksualności. Gdyby nie to, odważna „Droga do zapomnienia” mogłaby być szczegółową kroniką wydarzeń z życia człowieka, który musiał radzić sobie z wrogą rzeczywistością i niezaspokajanymi popędami. Niestety, jak większość tego typu relacji także opowieść Lomaksa cierpi na zaskakującą pruderię: można opowiadać o wrzodach i grzybicy, krwawiącym odbycie i pieczącym pęcherzu, ale już o rozładowywaniu seksualnego napięcia – nie. Tak jakby wojna ostatecznie wytłumiała tę sferę życia.

„Droga do zapomnienia” dobrze sprawdza się za to jako utwór popularyzujący – choć to może nie do końca odpowiednie słowo – te okoliczności II wojny, na które Stary Kontynent rzadko zwraca uwagę. Skupiona na tragedii holokaustu i obozów koncentracyjnych Europa słabo pamięta dramat żołnierzy w niewoli na Dalekim Wschodzie. Jak pisze Lomax, w powojennej prasie trudno było mu znaleźć na ten temat artykuły dłuższe niż kilkanaście zdań. Dzięki jego wspomnieniom literatura zyskała ważny obraz pomijanego epizodu. Opublikowana książka tematu na pewno nie wyczerpuje, ale stanowi wartościowy fundament dla sukcesorów. Wartością wspomnień Lomaksa są nie tylko szczegółowe dane i istotne detale, ale też przyjęta w nich imponująca perspektywa: autora stać na to, aby jego utwór nie był przepełniony nienawiścią ani moralizatorstwem. To godne podziwu osiągnięcie, ale za małe, by uznać je za wiekopomny wyróżnik.

Wystarczyło za to, aby stać się podstawą filmowego scenariusza. Jego autorzy – Frank Cottrell Boyce i Andy Paterson – jak na piszących pod Hollywood twórców przystało, wyeksponowali mniej istotne wątki. W ich ujęciu najważniejszy okazał się związek Lomaksa (obdarzonego twarzą Colina Firtha) z Patti (Nicole Kidman), kobietą, którą już w podeszłym wieku spotkał w pociągu i która towarzyszyła mu w spotkaniu z japońskim oprawcą prawie pół wieku od czasów niewoli. Reżysera Jonathana Teplizky’ego mało zdaje się interesować historyczna relacja, będąca jądrem książki Lomaksa. O niebezpiecznych uproszczeniach niech świadczy nonszalanckie podejście do wierności faktom. Pojawiające się w filmie przekłamania widać jak na dłoni, choćby w scenie zdobycia obozu w Kanchanaburi. Na ekranie wyzwalają go amerykańscy spadochroniarze, w rzeczywistości – żołnierze brytyjskiej i indyjskiej piechoty, już po kapitulacji Japończyków, o czym donosił Lomax. W tym wypadku wizyta w kinie bez zaznajomienia się w pierwszej kolejności z książką obciążona jest sporym ryzykiem.

Droga do zapomnienia | Eric Lomax | przeł. Dorota Malina | Znak 2014 | Recenzja: Artur Zaborski, Stopklatka.pl | Ocena: 3 / 6