To nie był łatwy scenariusz, tak jak i film, ale od razu wciągnęła mnie ta historia. Z jednej strony jest dużo akcji, jest wątek miłosny, a z drugiej to film psychologiczny. Ma wiele warstw, wątków i ciekawych postaci, bo nie są one jednowymiarowe - mówi Paweł Małaszyński o swoim udziale w filmie "Sęp".

Obecnie można zobaczyć cię na dużym ekranie w filmie "Sęp". Co skłoniło cię do przyjęcia roli Robaczewskiego?

Przede wszystkim zaintrygowała mnie sama współpraca z reżyserem i scenarzystą w jednej osobie, czyli Eugeniuszem Korinem. Poza tym, sama obsada w "Sępie" jest fenomenalna. Korin ściągnął do filmu nazwiska z najwyższej półki starej gwardii - Olbrychski, Grabowski, Fronczewski i inni.

A kiedy już wziąłeś scenariusz do ręki?

Przyznam, że musiałem go przeczytać ze trzy razy, żeby zrozumieć całą tę zagadkę i zawiłość "Sępa". To nie był łatwy scenariusz, tak jak i film, ale od razu wciągnęła mnie ta historia. Z jednej strony jest dużo akcji, jest wątek miłosny, a z drugiej to film psychologiczny. Ma wiele warstw, wątków i ciekawych postaci, bo nie są one jednowymiarowe.

Taki też jest Robaczewski, którego grasz?

Robaczewski to taki kolorowy ptak wśród reszty bohaterów. Jest partnerem Wolina, czyli Michała Żebrowskiego, ale są to dwie skrajne osobowości. Jak ja to nazwałem, dwie krople nitrogliceryny. Myślę, że Robaczewski gdzieś wewnętrznie bardzo chciałby być taki jak Sęp, poukładany i wywarzony. Sam często idzie na żywioł i skacze na głęboką wodę.

Michał Żebrowski wydaje się być podobny do Sępa - zdystansowany i wyważony. Jak układała się wasza współpraca, skoro w życiu również różnicie się charakterami?

Michał bardzo mnie zaskoczył. Nie sądziłem, że prywatnie ma takie poczucie humoru, jest bardzo dobrym i ciepłym człowiekiem. Współpracowało się nam naprawdę bardzo dobrze. To nie było nasze pierwsze spotkanie na planie, chociaż on tego nie pamięta. Kiedy byłem jeszcze na drugim roku szkoły teatralnej miałem malutki epizod w serialu "Wiedźmin" i to właśnie z nim.

Często obsadzany jesteś w takich bardzo "męskich" rolach - policjant w "Sępie", oficer w "Misji Afganistan", rola w "Świadku koronnym" i w "Katyniu" chociażby. To twoje wybory, czy twórcy zamknęli cię w tej szufladzie?

Takie propozycje dostaję, chociaż tak naprawdę wolałbym nawet nie mówić o wszystkich, bo można się załamać. Wybieram te, dzięki którym mogę doświadczyć czegoś nowego. Nikt jak na razie nie zaraził mnie komedią, a komedii romantycznych już szczególnie unikam jak ognia. Ale to też nie jest tak, że mogę sobie wybierać i przebierać w rolach. Nie dostaję zbyt wielu ciekawych propozycji, a wszyscy myślą, że jestem nie wiadomo jak nimi zawalony.

Wciąż czekasz na rolę życia?

Tak, ale być może ona nigdy nie nadejdzie. Taki zawód i dawno się z tym pogodziłem, tak jak z tym, że jestem bardziej aktorem małego ekranu niż dużego, który za często się o mnie nie dopomina. Tylko że ja nie mam z tym problemu, bo mam pracę, mój teatr, Teatr Kwadrat.

Obecnie na brak pracy nie możesz narzekać - w kinach wyświetlany jest twój najnowszy film "Sęp", grasz w teatrze i serialach. Jak to wszystko godzisz?

Teraz mam trochę spokoju, ale od kwietnia mój grafik znowu będzie napięty, bo zaczną się zdjęcia do trzeciego sezonu "Lekarzy". Dla chcącego nic trudnego. Robię plany na kilka miesięcy do przodu. Oprócz teatru, filmu, seriali i zespołu mam przecież jeszcze rodzinę.

Żona nie dopomina się twojej obecności w domu? Może chciałaby, żebyś zwolnił?

Na wszystko decydujemy się wspólnie. Teraz będę pracował na planie dwóch dużych seriali, co oznacza kilka miesięcy praktycznie poza domem, ale potem to sobie odbijemy. Dla rodziny jestem w stanie świadomie zrezygnować z tego wszystkiego nawet na dwa, trzy lata i nic innego w tym czasie mnie nie interesuje.