Ben Affleck wciąż kojarzy wam się z drewnianym aktorstwem? Pora zmienić zdanie. Dziś jest nową nadzieją Hollywood.

W ubiegłym roku Ben Affleck skończył 40 lat i odniósł największy sukces w swojej karierze. Nagrodzona trzema Oscarami „Operacja Argo” na długo zapewni aktorowi i reżyserowi zainteresowanie Hollywood. Na swoją pozycję Affleck solidnie ostatnio pracował, choć jeszcze niedawno wydawać się mogło, że jego kariera znalazła się na równi pochyłej.

Najgorszy z najlepszych

Jeśli przeanalizuje się jego filmografię, to można odnieść wrażenie, że jest dwóch Benów Afflecków. Z jednego z nich szydzili recenzenci, a każdy jego krok tropiły brukowce. To ten Affleck, który swoim drewnianym aktorstwem dodatkowo obniżał poziom filmów Michaela Baya („Armageddon”) i był dziewięciokrotnie nominowany do Złotej Maliny (zdobył dwie), w tym raz w kategorii najgorszy aktor dekady (musiał uznać wyższość, czy może raczej niższość Eddiego Murphy’ego). Ten Affleck słynął z kiepskich ról i równie słabych medialnych skandali, które ostatecznie doprowadziły go na alkoholowy odwyk. Jednocześnie istnieje drugi Ben Affleck. Ten, który błysnął świetnymi rolami we wczesnych filmach Kevina Smitha.

Ten, który do spółki z Mattem Damonem zdobył Oscara za scenariusz do „Buntownika z wyboru”. Ten Affleck zniknął na kilka długich lat, by po przerwie zadziwić kinomanów. Najpierw w dramacie „Hollywoodland” (2006) zagrał bodaj najlepszą rolę w dotychczasowej karierze. Wcielił się w rolę George’a Reevesa, który w latach 50. zdobył olbrzymią popularność jako telewizyjny Superman, jednak nie potrafił poradzić sobie z ciężarem sławy. Nietrudno wskazać paralele losów obu aktorów: obaj mieli większe ambicje niż możliwości. Reeves prawdopodobnie popełnił samobójstwo (okoliczności jego śmierci nigdy nie zostały do końca wyjaśnione). Affleck postanowił wreszcie wziąć karierę we własne ręce. I w ciągu kilku lat stał się jednym z najgorętszych nazwisk w Hollywood.

Słowa i czyny

Sukces „Hollywoodland” – przypieczętowany aktorską nagrodą na festiwalu w Wenecji – sprawił, że Affleck zniknął z popularnych blockbusterów. Przez trzy lata nie grał w ogóle, za to odkrył, że dobrze czuje się za kamerą. Jego nakręcone w 2007 r. „Gdzie jesteś, Amando?” to jeden z najbardziej błyskotliwych hollywoodzkich debiutów ostatnich lat. Adaptacja kryminalnej powieści Dennisa Lehane’a pokazała światu nowe oblicze Bena Afflecka: precyzyjnego, skupionego na pracy, pełnego pomysłów reżysera. Za swój debiut za kamerą aktor zgarnął kilka prestiżowych nagród i uznanie krytyki. Wkrótce miał udowodnić, że „Gdzie jesteś, Amando?” nie było przypadkiem. W 2010 r. Affleck jeszcze raz postanowił spenetrować przestępcze podziemie Bostonu, przenosząc na ekran powieść Chucka Hogana „Miasto złodziei”. Tym razem zdecydował się zagrać główną rolę, a w towarzystwie utalentowanych aktorów, m.in. Jeremy’ego Rennera i Pete’a Postlethwaite’a, Affleck nie wypadł blado. Po premierze „Miasta...” Harold Matzner, szef festiwalu w Palm Springs, powiedział: „Jeśli w dzisiejszym kinie możemy znaleźć człowieka renesansu, to jest nim Ben Affleck”. Teraz, po sukcesie „Operacji Argo”, już całe Hollywood będzie Affleckowi patrzyło na ręce. Trzy Oscary z siedmiu nominacji, dziesiątki innych wyróżnień – oparty na wspomnieniach agenta CIA Tony’ego Mendeza film przykuł uwagę całego świata. Sam Affleck nie dostał Oscara za reżyserię – dziwnym trafem nie dostał nawet nominacji – ale mógł w geście triumfu podnieść statuetkę, którą odebrał jako jeden z producentów najlepszego filmu. Zapytany po premierze, czego nauczył się jako reżyser, Affleck odpowiedział: „Wiem, że to klisza, ale nie dasz rady zrobić dobrego filmu bez dobrego scenariusza i dobrych aktorów. To była dla mnie lekcja: nie możesz się rozpraszać, musisz skupić się na esencji, na słowach i wydarzeniach”.

Quo vadis, Ben?

Przezwyciężyć problemy pomogło mu także ustatkowane życie prywatne. Zapomnijcie o czasach, gdy trafiał na strony brukowców i plotkarskie portale internetowe, romansując z Gwyneth Paltrow lub chadzając na randki z Jennifer Lopez. Ten ostatni związek zakończył się z hukiem po głośnej wizycie Bena w barze go-go. Teraz dawny lowelas prowadzi zupełnie inne życie. Ożenił się z aktorką Jennifer Garner, mają trójkę dzieci. Pomijając ustabilizowane życie uczuciowe, Ben Affleck najwyraźniej idzie w ślady swojego przyjaciela George’a Clooneya, współproducenta „Operacji Argo”. Angażuje się w działalność charytatywną, aktywnie popiera Partię Demokratyczną. Wybiera ambitne projekty reżyserskie i kontroluje swoją aktorską karierę. Od trzydziestu lat przyjaźni się z Mattem Damonem. Poznali się jeszcze w dzieciństwie, później wspólnie zakładali firmy producenckie – najnowsza Pearl Street Films powstała w ubiegłym roku i ma na koncie m.in. „Promised Land” Gusa Van Santa. Teraz media spekulują, jaki będzie kolejny film Afflecka. Odrzucił propozycję wyreżyserowania komiksowej „Justice League”. Może zdecyduje się na „Bastion” według powieści Stephena Kinga? Może film o bitwie o Bunker Hill podczas oblężenia Bostonu w 1775 r. (podobno współpracą zainteresowany jest też scenarzysta „Operacji Argo” Chris Terrio)? A może adaptacja nowej powieści Lehane’a „Nocne życie”? Cokolwiek wybierze Affleck, już można śmiało przewidzieć, że będzie to jedna z najbardziej oczekiwanych premier w Hollywood.