A co to znaczy kryzys wieku średniego? – to oraz kilka innych pytań stawia tym razem Sophie Marceau, francuska aktorka, która zagrała główną rolę w filmie „Pożądanie”

W filmie pada ciekawa kwestia: „Żeby historia się nigdy nie skończyła, nie może się nigdy rozpocząć”.

To są ładne, filmowe sentencje, ale wierzę, że prócz ujmującego, fajnie brzmiącego przekazu, udało nam się uchwycić coś głębszego – jakąś prawdę o ludziach, związkach, miłości, samotności. I zdradach, bo myślę, że w każdym związku wcześniej czy później pojawia się to niebezpieczeństwo, nawet jeśli jedynie w formie podejrzenia, a nie dowodów. Film „Pożądanie” to nietypowa historia miłosna, bardziej melodramat niż komedia w moim rozumieniu gatunku filmowego. Chcieliśmy pokazać wzajemną, narastającą fascynację dwojga nieznajomych, w życiorysach których...

Teoretycznie nie powinno być miejsca na nowe uczucie?

Właśnie. Elsa jest po rozpadzie związku, odnosi sukcesy, to czas, kiedy skupia się na sobie. Pracowała długo i ciężko na pozycję, jaką osiągnęła, teraz pragnie spokoju, spełnienia, choć jest otwarta na nowe doświadczenia, to myślę że chce przede wszystkim korzystać z życia, może trochę bezkarnie, bez poczucia winy i wstydu. Wyobrażałam sobie Elsę jako kobietę, która jest w momencie, w którym chętniej by brała niż dawała. I nie widzę w tym nic złego. Ma za sobą bardzo konkretne przejścia, wyciągnęła wnioski z tej życiowej lekcji. Nie chce nikogo ranić, ale nadszedł czas, kiedy niekoniecznie musi lub chce się angażować; już wie, że nie trzeba popadać w skrajności: rezygnować dla kogoś z siebie – z własnych pragnień, planów, zachcianek – by móc korzystać z życia, lub rezygnować z kogoś, z jego marzeń i szczęścia, by móc się realizować.

A Pierre?

Pierre jest ciekawym przypadkiem. Spełniony zawodowo, kochający mąż i ojciec. Dobrze ułożony, gentleman, czuły, odwzajemniający uczucia żony. Nie ma tu rys. To przykład pary, której udało się, pracując nad stabilizacją materialną, nie zagubić w swoich priorytetach, nie zatracić w karierach, wciąż mają silną emocjonalną więź. Pierre poznaje Elsę i nie ma powodów, by się nią zafascynować – nie musi sobie niczego rekompensować, udowadniać. To nie jest historia o tym, że komuś nie układa się w życiu, dlatego szuka pocieszenia na zewnątrz, poza związkiem, domem, środowiskiem najbliższych mu osób.

A może to kryzys wieku średniego?

Chcieliśmy uniknąć taniego psychologizowania. A co to znaczy kryzys wieku średniego? Ja pewnie przechodziłam go już ze dwa razy, znam mężczyzn, którzy, mam wrażenie, przechodzą go codziennie. „Pożądanie” wyreżyserowała kobieta, Lisa Azuelos, która z dużą czułością podeszła do bohaterów. Każdy ma swoje racje, każdy jest indywidualnością. Czy będąc z kimś w szczęśliwym związku, nie bywamy samotni?

Czym jest zdrada?

Jest pewnie wiele definicji. Zdrada dla każdego znaczy co innego, są różne granice tego, co dopuszczalne w związkach, i nie zawsze wyznacznikiem jest moralność, czasem twoje granice określa religia czy kultura. Przed zdradą może bronić deklaracja, którą przywołała pani na początku: „Żeby historia się nigdy nie skończyła, nie może się nigdy rozpocząć”, a może nie, może jest odwrotnie, te słowa sankcjonują niewierność? Jest wiele poziomów zdrad. Niektórzy muszą mieć niezbite dowody w postaci rachunków czy zdjęć zrobionych przez prywatnego detektywa. Co nie znaczy, że akt fizyczny zawsze boli bardziej niż romantyczna kolacja, flirt, drobny, ale czuły gest. Są tacy, dla których zdradą będzie pocałunek czy wręcz samo fantazjowanie albo wyobrażanie sobie pewnych sytuacji. Nie wyjawię, do czego dokładnie dochodzi pomiędzy bohaterami w filmie „Pożądanie”, na jaki rodzaj relacji przystają, na co sobie pozwalają. Rodzi się między nimi intymność, której nie chcę do końca definiować, nazywać. Nie zrobię tego nie tylko po to, by nie zdradzać fabuły, ale też dlatego, że każdy granice wyznacza sam lub ma je narzucone przez pewien system wartości. Ilu widzów, tyle ocen postępowania naszych bohaterów.

Wy ocenialiście, wartościowaliście ich postępowanie?

Przede wszystkim nie chcieliśmy powielać klisz w ukazywaniu pewnych procesów zachodzących między kobietą a mężczyzną. Nie wydaje mi się, żebyśmy oceniali czy wartościowali ich czyny. Jesteśmy wszyscy dorosłymi ludźmi z bagażem określonych przeżyć i wspomnień, trudno pracować nad rolą w oderwaniu od własnej emocjonalności czy doświadczeń. Co nie znaczy, że niezrozumiałe dla mnie zachowania będę piętnować, a z kolei bliskie gloryfikować czy usprawiedliwiać. Ja mam wiarygodnie zagrać wszystkie stany bez względu na zbieżność lub rozjazd postaw.

Portretujecie ludzi, którzy nie prowokują przygód, nie szukają mocnych, nowych wrażeń. To, co się dzieje, tak się wydarza trochę mimochodem. Trafia na kogoś i już.

Taki był zamysł. Ukazujemy dwoje osób – dojrzałych i po przejściach, świadomych siebie i dobrze osadzonych emocjonalnie, materialnie, zawodowo – którzy się poznają i wbrew wszystkiemu rodzi się między nimi fascynacja. Nie szukają nadarzających się okazji, Pierre nie jest typem Don Juana, Elsa nie jest femme fatale. Na ludzi czasami spadają uczucia i emocje jak grom z jasnego nieba. Nie są na nie przygotowani. To nie jest opowieść, którą można by włożyć w schemat: ten mężczyzna miał powód do zdrady, ta kobieta uwielbiała rozbijać związki. To wszystko, co wydarza się w „Pożądaniu”, dzieje się trochę poza bohaterami, nie zabiegają o to.

Specjalnie też się nie bronią...

Myślę, że są zaskoczeni. Choć wiedzą, że nie powinni, trudno jest im się bronić przed relacją, dzięki której czują się... jak gdyby mieli po naście lat. Fascynacja wybucha nagle, trochę bez ich przyzwolenia, bez ich zaangażowania. Nie bronię ich postępowania, myślę jednak, że trudno jest powiedzieć sobie „stop”, gdy za kimś tęsknisz, pragniesz kogoś, chcesz być blisko. Wbrew wszystkim, nawet wbrew sobie. Trudno jest powstrzymać porywy serca, zdroworozsądkowo zanalizować sytuację, zrobić bilans plusów i minusów, by wybrać najkorzystniejsze rozwiązanie. Najkorzystniejsze – a dla kogo? W życiu rzadko bywa tak, by wszyscy byli szczęśliwi.

Pani zrobiła kiedyś bilans?

Nie przepadam za nimi, nie robię podsumowań. Choć z drugiej strony... Nie zrobiłam nigdy takiego bilansu, w którym bym sobie wypisała na przykład to, czego jeszcze nie zrobiłam, a co powinnam, bo to ostatni moment. Codziennie robię sobie jednak swoje małe bilanse. One pomagają mi określić to, co mi się udało zrealizować, a co wciąż przede mną danego dnia. Ale to rzecz na małą skalę, ten system nie określa moich najważniejszych życiowych ambicji, nie wskazuje na cele, nie wyznacza priorytetów. Raczej porządkuje działania bieżące.