- Dziś w filmach wykorzystuje się wiele dyscyplin, ale z pewnością kanonem są sztuki walki, akrobatyka, jazda konna, jazda samochodem, skoki z wysokości i efekty palenia - mówi Maciej Kwiatkowski, zawodowy kaskader.

Max Frydrych: Jaka jest najniebezpieczniejsza lub najtrudniejsza rzecz, którą mieliście okazję zrobić w życiu?

Maciej Kwiatkowski (Prime Fury Stunt Team): Skok z mostu. To był most kolejowy, około 12 metrów nad wodą i bardzo płytko, tylko metr głębokości. Robiłem wtedy upadek na plecy, który wykonuje się na specjalnym systemie linowym wyłapującym cię bardzo nisko nad ziemią, kiedy jesteś zanurzony w wodzie na około pół metra. Liny oczywiście się wymazuje w post produkcji i skok wygląda na naturalny. W tamtej sytuacji walczyłem na moście z sobowtórem Chucka Norrisa. On wcielał się w postać żołnierza, łapał mnie za nogę i wyrzucał za barierkę. I gdyby pchnął moją nogę za mocno, od razu złapałbym rotację i zaplątał się w liny. W drugim dublu wpadłem w tę rotację, ręka osunęła mi się z barierki i trochę się splątałem. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.

Tomasz Lewandowski (Stunt Studio - kaskaderzy filmowi): Może zacznę od efektu, który wzbudził we mnie największe emocje. Kilka lat temu robiliśmy pokaz z okazji wprowadzenia nowego modelu Toyoty Avensis. Wedle scenariusza, jako ninje, lecieliśmy helikopterem nad salon Toyoty, zjeżdżaliśmy na linach na plac przed wejściem i już w środku walczyliśmy z samurajami. Wyobraź sobie, że lecisz nocą helikopterem, stoisz na płozie wpięty w linę do zjazdu, a pod tobą, kilkaset metrów niżej, rozświetlone Katowice... Bajka! Drugim takim momentem, który wyjątkowo zapamiętałem było dachowanie samochodu przy 60 kilometrach na godzinę. Poza tym dookoła były: rampa i beczki z benzyną, które wybuchały. Ja natomiast przez ten ogień przelatywałem i na samym końcu dachowałem. To było jak spełnienie dziecięcych marzeń. Jednak najbardziej niebezpiecznie było parę lat temu, kiedy robiliśmy pokaz walk rycerskich na żywo. Robiliśmy z Maćkiem prosty rzut, wykonywaliśmy to już setki razy. Pomimo tego, podczas tamtego pokazu przewróciłem się, niefortunnie uderzyłem głową w beton i straciłem przytomność. Obudziłem się po paru sekundach, nie wiedząc co się dzieje. Dotykam głowy, a tam ręka cała we krwi. Patrzę wokół, chłopaki dalej się biją, więc wstałem i dokończyłem pokaz. Teoretycznie wszystko proste, ale wtedy zrobiłem sobie chyba największą krzywdę.

MK: Ja jeszcze wypiąłem się kiedyś z liny na 12 metrach wysokości. Trenowaliśmy do pokazu i zjeżdżaliśmy ze specjalnie skonstruowanych mostów na hali zdjęciowej. Pod sufitem znajdują się rusztowania do mocowania świateł. Wypiął mi się cały system. Nie wiem jak to się stało, ale kiedy wychodziłem to wszystko się rozpięło. To był ułamek sekundy. Usłyszałem tyko klik rozpinanego karabinka i zdążyłem złapać się rękami krawędzi. No i wisiałem na 12 metrach nad betonem.

MF: Z 12 metrów to…

MK: Na pewno byłbym inwalidą, o ile bym przeżył. Na szczęście mój kolega jeszcze nie zaczął zjeżdżać, więc mówię mu, że wiszę. Jakimś cudem nie spanikowałem, zachowałem całkowity spokój. Wiedziałem, że mam dobry chwyt. Nie chciałem się wspinać, bo na jednej z rąk miałem grubą rękawicę zjazdową i nie chciałem ryzykować, że palce mi się wyślizgną. I mówię, słuchaj stary, wiszę na samych łapach, wypiąłem się, jakbyś mógł mi pomóc to by było spoko. I tutaj tekst, który przeszedł po tej akcji do kanonu - „zalecam pośpiech”.

MF: Porozmawiajmy w takim razie o bezpieczeństwie, bo ryzyko jest nieodłącznym elementem waszej pracy. Jak wasz zawód wygląda na co dzień, bo to zdaje się nie tylko palące się ubrania i wybuchające samochody.

MK: Ogromna część naszej pracy to dbanie o bezpieczeństwo całej ekipy. I nie chodzi tylko o aktorów, którzy występują, ale także reżysera, operatora, którego trzeba czasem gdzieś podwiesić, czy umieścić na samochodzie. Szczególnie w polskim kinie, gdzie scen kaskaderskich jest dość mało, większość pracy kaskaderów to właśnie zabezpieczanie.

TL: Wykonywanie ewolucji stricte kaskaderskich jak palenie czy efektów samochodowych to część naszej pracy, ale składa się ona też z wielu innych elementów. Często układamy bójki a potem uczymy aktorów choreografii. Zajmujemy się riggingiem, czyli efektami linowymi. Wszelkie ewolucje w powietrzu, loty aktorów czy stan nieważkości to zasługa kaskaderów. Jeśli chodzi o naszą codzienność, dużą rolę odgrywają treningi i przygotowania do pracy. Cały czas rozwijamy się fizycznie, ale także staramy się pogłębiać naszą wiedzę teoretyczną. Oglądamy filmy akcji, a potem analizujemy materiały „making of”, podczas których możemy zobaczyć, jak pracują nasi koledzy za granicą

Tak naprawdę polski rynek jest na tyle mały, że nie można specjalizować się w jednej dziedzinie, musimy robić różne rzeczy. Chociaż mnie to akurat bardzo cieszy bo nie ma szansy na chwilę nudy!

MK: Aktorzy są dobrzy ruchowo, duża część jest jeszcze interdyscyplinarna, czyli potrafią na przykład dodatkowo tańczyć. Aktorstwo wymaga tego, by kontrolować swoje ciało i dobrze się ruszać, także pod tym względem z reguły nie mamy z nimi problemów. Najgorsze jest jednak emocjonalne podejście do walki. Trzeba uważać, by emocje nie wzięły góry, a o to łatwo przed kamerą czy przed publiką, bo to jest duży stres, adrenalina. My to nazywamy podpaleniem - ani się spojrzysz, a zaczynasz mocno uderzać, zamiast uderzać tylko tak, by dać sygnał do reakcji. Nie raz mimo świetnie opanowanej choreografii kogoś z kaskaderów, bądź aktorów niestety zgubiło to, że emocje wzięły górę. Ile razy z pokazu wyszedłem z podbitym okiem, albo komuś rozciąłem palce mieczem już nie zaliczę. Oczywiście nikt do nikogo nie ma żalu, bo obtłukliśmy się nawzajem setki razy. Kiedyś, udając kopnięcie, złamałem koledze jedno żebro… Taka praca

TM: Na przestrzeni lat bardzo wiele zmieniło się w kwestii bezpieczeństwa. Dziś dysponujemy sprzętem i technologią, o jakiej nasi starsi koledzy mogli tylko pomarzyć. To nam bardzo pomaga. Kiedyś kaskaderzy musieli mocno kombinować, aby zdobyć choćby namiastkę ochraniaczy. Natomiast dziś mamy ich szeroki wybór. Kilkadziesiąt lat temu skakało się z wysokości na specjalnie ustawione kartony. Faktycznie czasami bywa tak, że my też używamy kartonów do amortyzacji upadku, ale mamy też do dyspozycji profesjonalne poduszki powietrzne, które gwarantują o wiele łagodniejsze lądowanie. Bardzo dbamy o bezpieczeństwo, gdyż każdy z nas chce po planie wrócić do domu w jednym kawałku, a następnego dnia do pracy – robić kolejne ewolucje. Nie sztuką jest raz wykonać dany efekt. Ważne jest, aby móc za chwilę wstać i zrobić dubla. Duży nacisk kładziemy na przygotowanie do danej sceny. Nikt nie wykonuje efektów kaskaderskich z przypadku. W tym zawodzie ryzyko i bezpieczeństwo są nieodłączne. Ale i team, w którym pracujemy nie jest bez znaczenia. Kaskader absolutnie nigdy nie pracuje sam. Na wspólny sukces pracuje cały zespół. Np. przy efekcie palenia są to minimum trzy osoby. Dzięki sprawdzonym ludziom, których darzymy pełnym zaufaniem, mamy gwarancję naszego bezpieczeństwa. Wytwarza się między nami, kaskaderami, specyficzna braterska więź i jeden za drugiego da się pokroić.

MF: A jak się zostaje kaskaderem, jakie są podstawy tego zawodu, z pewnością sztuki walki, ale czy coś jeszcze?

MK: Dziś w filmach wykorzystuje się wiele dyscyplin, ale z pewnością kanonem są sztuki walki, akrobatyka, jazda konna, jazda samochodem, skoki z wysokości i efekty palenia. Sztuki walki są potrzebne - kino akcji bez bójki czy pościgu samochodowego nie istnieje. Ludzie trenujący sztuki walki, akrobaci i jeźdźcy - to od nich wywodzą się kaskaderzy. Raczej nie ma ludzi, którzy zajmowaliby się tenisem, po czym przerzucili się na kaskaderkę. Do tego dochodzą jeszcze pewne cechy charakteru.

TL: Sztuki walki są także sposobem na utrzymanie dobrej formy. W pracy musimy być zawsze w dobrej kondycji. To nie jest tak, że wracamy z planu i przez parę dni leżymy i oglądamy telewizję. Nasza praca dzieli się na tę na planie zdjęciowym oraz na okres przygotowawczy. Treningi pozwalają być wygimnastykowanym, silnym, wytrzymałym i mieć odpowiednią koordynację ruchową. To są ważne podstawy, które wykorzystujemy przy większości efektów. Jak wiemy sztuki walki to nie tylko trening fizyczny, lecz także praca nad samym sobą i własnymi słabościami. To rodzaj ogromnego rozwoju duchowego i mentalnego. W naszej pracy jest to bardzo ważne, gdyż przy efektach kaskaderskich trzeba mieć silną psychikę. Poza tym w grę wchodzi również trening upadania, nie tylko fizycznego

MK: Dokładnie, w żadnej dyscyplinie nie uczysz się upadania jako takiego, ale jest to podstawą m.in. aikido, jujitsu, judo. Stąd, pierwszymi polskimi kaskaderami byli judocy. Umieli upadać, wpaść pod samochód, a do tego umieli jeszcze zrobić bójkę.

TL: Właśnie, przykładowo - co mają wspólnego upadki ze schodów ze sztukami walki? Niby nic, ale żeby robić takie rzeczy trzeba być sprawnym fizycznie, wytrzymałym i odpornym, także psychicznie.

MK: I odpowiednio rąbniętym. (śmiech)

MF: Z kim chcielibyście się spotkać na planie?

TL: Ja chciałbym się spotkać z dwiema osobami. Jedna z nich to Vick Armstrong, był on dublerem Harrisona Forda we wszystkich filmach o Indianie Jonesie. Jak byłem mały to namiętnie oglądałem wszystkie filmy, wręcz po setki razy. Fascynowały mnie te pościgi konne, upadki i generalnie nieznane mi wówczas efekty kaskaderskie. Myślę, że praca z nim na planie byłaby ciekawym doświadczeniem. Drugą osobą byłby Jackie Chan, który jest wielkim wzorem, chyba dla każdego kaskadera. Jego numery kaskaderskie są niedoścignione. Jest świetnym choreografem walk, robi niesamowite rzeczy. Często w pracy wzorujemy się na tym, jak układa bójki czy robi efekty.

MK: Dla mnie byłby to Jackie Chan, który jest kimś więcej niż legendą. Dzięki niemu kaskaderka rozwinęła się w niesłychanym tempie. Jest dla kaskaderki tym, czym dla sztuk walki w kinie był Bruce Lee.

Jackie Chan praktycznie w każdym filmie gra siebie. Zrobił tak wiele filmów, zawsze grając podobne postacie, i ludzie to kochają. Grał takiego trochę pół błazna, trochę gamonia, ale umiejącego się bić. I ludzie to kupują, film za filmem, co dowodzi jak dobre jest to, co stworzył. On robił chore rzeczy, skoki z ponad 10 metrów, po żarówkach, cięło go szkło, raził prąd. Ma za sobą chyba dwie śmierci kliniczne - pierwszą w „Zbroi boga”, kiedy to spadł na głowę, bo złamała się gałąź. W „Police story” z kolei, chyba w centrum handlowym, zeskoczył po rurze na dach stoiska przez lampki choinkowe. Tam było z 15 metrów. W przeciwieństwie do polskiego, czy europejskiego kina, tam wszystko działo się naprawdę. On naprawdę zeskoczył. I już przed skokiem zdawał sobie sprawę z tego jak to się skończy. Na dole już czekała karetka, która zawiozła go do szpitala. Zrobił to świadomie, taki był plan. I to była w jego wykonaniu, zaznaczam, udana scena. Chciałbym też spotkać na planie Jeta Li, który jest bezkonkurencyjny jeśli chodzi o sztuki walki oraz Donniego Yena, który jest chyba teraz największa gwiazdą w Hong Kongu. Donnie jest niesamowity. Gość ma z 50 lat, a robi takie rzeczy, że ciężko w to uwierzyć. Do tego cały czas wprowadza nowe elementy. Na przykład kiedy zrobił się modny parkour, to on, w wieku 50 lat, nauczył się go i zaczął wprowadzać do swoich filmów – skacze z dachu na dach, robi salta z budynków. Nie traci w ogóle impetu, ma mnóstwo energii.

MF: Czy umiejętności kaskaderskie przydają się w życiu codziennym?

MK: Zauważyłem, że już po paru latach treningów aikido przestałem sobie robić krzywdę w normalnym życiu. Kiedyś np. biegłem, żeby zdążyć na autobus, poślizgnąłem się na błocie, ale od razu zrobiłem przewrót i ubrudziłem tylko łokieć. Pamiętam też jak parę lat temu spadłem ze schodów. Spadałem, zawinąłem się i spadałem dalej. Koleżanka usłyszała tylko huk. A na następny dzień nic mi nie było.

TL: Przygotowanie fizyczne to jedno, a przygotowanie psychiczne to drugie. A ono wiąże się też z tym, jak się zachowujesz. Nasza praca jest obarczona ryzykiem. Jeśli na planie potrąca cię samochód, masz skoczyć zktóregoś piętra, czy podpalić się, to wiadomo, że działasz wbrew instynktowi samozachowawczemu. Musimy umieć oswoić swoje instynkty i zaprzyjaźnić się z naszymi wrodzonymi odruchami. Wierzymy we własne ciało, w nasze umiejętności i przygotowanie. Dzięki temu stajemy się pewniejsi siebie, może też rozsądniejsi, bo trzeźwiej oceniamy to, co się dzieje dookoła. Nabieramy pokory wobec otaczającego świata. Taka pewność siebie, w żadnym razie nie mylmy jej z brawurą, jest konieczna w byciu kaskaderem, ale przekłada się też na normalne życie – nie unikamy problemów i nie chowamy się. Mamy taką wewnętrzną siłę, świadomość tego, kim jesteśmy, żeby odważnie iść przez świat i stawiać czoła problemom.

Wywiad udostępniony, dzięki uprzejmości kanału CBS Action, który w listopadzie zaprasza na cykl Jest akcja. Jest moc!. W jego ramach będzie można obejrzeć m.in. „Sport przyszłości” z Wesleyem Snipesem. Premiery w każdą sobotę i niedzielę o godzinie 22:00

Filmy ze wspomnianym wywiadzie Chuckiem Norrisem będzie można obejrzeć natomiast 20 i 21 grudnia o 22.00 także na kanale CBS Action. Będą to: "Moce ciemności" oraz "Zabójca".

Max Frydrych