ELECTROPOP | Szwajcarski duet wraca z nową płytą. „Toy” to kwintesencja ich oryginalnego stylu
Dziennik Gazeta Prawna
W opowieściach o Yello często przewijają się słowa: awangarda, absurd, chaos. Muzycy sami przyznają, że to właśnie od chaosu zaczyna się praca nad każdą nową płytą. Ale szwajcarski duet udowodnił nieraz, że potrafi czarować znakomitymi piosenkami. A niski, twardy wokal Dietera Meiera oraz pokręcona i rytmiczna elektronika Borisa Blanka uczyniły z Yello jeden z najciekawszych zespołów ostatnich dekad. Olbrzymią popularność przyniósł im przebój „The Race” pochodzący z wydanej 28 lat temu płyty „Flag”. Od tamtej pory Yello co jakiś czas postanawia zaskoczyć słuchaczy.
„Toy” to trzynasty krążek w ich karierze i jak mówią artyści, powrót do muzycznych korzeni. Czyli z jednej strony do szalonych kolaży sampli Blanka z wokalami Meiera, bardziej przypominającymi opowieści narratora w mrocznej bajce dla dzieci niż śpiew, a z drugiej – do chwytliwych melodii z gościnnym udziałem utalentowanych wokalistek. Do współpracy muzycy zaprosili tym razem Malię, pochodzącą z Malawi piosenkarkę jazzową (Blank pracował z nią dwa lata temu nad ich wspólną płytą „Convergence”), chińską wokalistkę Fifi Rong oraz Szwajcarkę Heidi Happy. Nagrane z nimi numery mają charakterystyczną dla Yello motoryczną melodię, idealnie nadającą się do jazdy samochodem.

Trwa ładowanie wpisu

Prawdziwy popis swoich możliwości Blank daje jednak w kompozycjach z wokalem Meiera. Korzysta w nich z tysięcy sampli, które sam tworzy, używając elektroniki, ale też grając na gitarze, basie, saksofonie, flecie, pianinie czy nagrywając dźwięki na ulicy. Tworzy z nich mieszanki synthpopu, new wave, dance, industrialu i jazzu, przypominające tło do futurystycznego filmu. Przykładem takiego kolażu jest chociażby „Magma”, utwór złożony w zasadzie z pojedynczych dźwięków. Słychać trąbkę, gitarę, klawisze, pojedyncze słowa, odgłosy jak ze starych gier wideo. Blank złożył je w ponad sześciominutową opowieść, w które niepokojąca ballada nabiera żywszego tempa z afrykańskimi motywami. Do żelaznego repertuaru Yello wejdą jednak zapewne bardziej przystępne „Limbo” czy „30,000 Days”, w których rytmicznym dźwiękom towarzyszą zaśpiewy Dietera Meiera, momentami przypominającego Leonarda Cohena.
„Toy” okazało się dla Yello nie tylko powrotem do korzeni, lecz także początkiem nowego etapu kariery. Promując ten album, Szwajcarzy postanowili po raz pierwszy w karierze zagrać pełne koncerty. Zdarzało im się wcześniej występować z kilkunastominutowymi setami, ale nigdy wcześniej nie dawali pełnowymiarowych koncertów. Zaczęli dopiero w mijającym tygodniu. Między 26 a 30 września podczas czterech z rzędu występów (wszystkie bilety rozeszły się w przedsprzedaży) w berlińskim klubie Kraftwerk Yello mieli zagrać swoje hity oraz materiał z „Toy”. Jednocześnie Dieter Meier zaprezentował swoje fotografie na wystawie „Possible Beings 1973–2016” w berlińskiej Galerie Judin. Najważniejsze dla niego były jednak występy na żywo: „Wraz z decyzją, by zagrać pierwszy w dziejach grupy koncert, otworzyliśmy nową epokę Yello”.
Yello | Toy | Universal