W opowiadaniach Miljenka Jergovicia najważniejszy jest bohater wplątany w nieszczęścia historii
Taka oto banalna sytuacja: do grabarza z Sarajewa podchodzi zaintrygowany amerykański dziennikarz. Twierdzi, że chce wiedzieć „wszystko” o miejscowych. Grabarz nie umie odpowiedzieć na pytanie, wszystko bowiem zależy od tego, czy Amerykanin chce usłyszeć o żywych, czy o umarłych. Tylko ignorant nie zauważa różnicy. „Żywych i umarłych nie da się opisywać jednocześnie, bo umarli mają życie za sobą, a żywi wciąż nie wiedzą, co ich czeka, ani jak jeszcze mogą zepsuć to, co jest za nimi. Im jest trudniej, bo nie znają miejsca swojego pochówku, czy będą leżeć w dolinie, czy na wzgórzu i czy ktoś w ogóle zapamięta, jak zgarbieni, a może radośni szli tym łez padołem” – wyjaśnia grabarz ku niewątpliwemu rozczarowaniu dziennikarza. Zamiast spraw ostatecznych tym dwojgu wygodniej rozmawiać o sarajewskich marlboro produkowanych bez kolorowych nadruków. Ostatecznie próba porozumienia musi zakończyć się fiaskiem. „Pożałowałem, że w ogóle wdałem się z nim w rozmowę. Mogłem tylko ponarzekać, że jesteśmy bezbronnymi, nieszczęśliwymi ludźmi, którzy dostają pomieszania zmysłów, bo bez przerwy strzelają do nich czetnickie bestie. On napisałby swój artykuł, a ja nie wyszedłbym na durnia przed nim ani przed sobą, i mielibyśmy święty spokój” – konstatuje ostatecznie grabarz. Tylko komu to wszystko potrzebne?
Opisane opowiadanie ze zbioru „Drugi pocałunek Gity Danon” najlepiej chyba obrazuje filozofię krótkich form prozatorskich Miljenka Jergovicia. Urodzony w Sarajewie pisarz i dramaturg opublikował w Polsce sześć książek prozą, z których jedna – „Srda śpiewa o zmierzchu w Zielone Świątki”, została uhonorowana Nagrodą Angelusa.
Wydane niedawno opowiadania Jergovicia mają swój niewątpliwy urok. Bądź co bądź, bywa że zachodni czytelnicy spodziewają się po bałkańskich autorach tego, czego Amerykanin z opowiadania spodziewał się po sarajewskim grabarzu – lamentacji o wojnie, przelewie krwi, dehumanizacji. U Jergovicia są i wojna, i ludzkie cierpienie, i śmierć. Dla bałkańskiego autora najważniejszy jednak okazuje się jednostkowy bohater, wplątany w nieszczęścia historii niejako z przypadku, choć akceptujący własny los bez zdumienia ani pretensji.
Opowiadania Miljenka Jergovicia czerpią z bałkańskiej tradycji opowiadań przekazywanych ustnie. Jest w nich pełna uroku naiwność, ale też głęboka, poruszająca mądrość. Czyż nie wzrusza tytułowe opowiadanie o Gicie Danon, piękności, której pocałunki doprowadzały mężczyzn do szaleństwa, ale która tylko jednego mężczyznę w życiu obdarzyła dwoma pocałunkami? Albo opowieść o zamieszkujących Bałkany skrzatach, które pewnego razu wyemigrowały do Szkocji? Jeden z nich miał potem udzielić wywiadu w brytyjskiej prasie, że jako ofiara zbrodni przeciwko ludzkości zmuszony był salwować się ucieczką z Bośni. Jergović dowodzi, że o zawiłościach historii, ludobójstwie i ludzkim nieszczęściu można pisać bez dosłownego epatowania okrucieństwem. W ten sposób jego proza wstrząsa niekiedy silniej.
Drugi pocałunek Gity Danon | Miljenko Jergović | przeł. Miłosz Waligórski, Biuro Literackie 2016