Napisanie cyklu bestsellerów zobowiązuje. Niestety również do pisania sequeli
Dziennik Gazeta Prawna
W dzieciństwie chciał być szeryfem. W młodości marzył, żeby zostać księgarzem i czytać za darmo wszystko, na co ma ochotę. Ostatecznie został oczytanym adwokatem, co uczyniło go atrakcyjnym bohaterem literackim. Na tyle atrakcyjnym, że planowana trylogia o jego przygodach rozrosła się już do pięciu książek. Tak to bywa, gdy pierwsze sprzedają się na świecie w 2,5 milionach egzemplarzy.
W „Zasadzie równowagi” Guido Guerrieri ma obronić znajomego sędziego, wobec którego pojawiły się zarzuty o korupcję. Ale jednocześnie Guerrieri broni się sam. Przed upływem czasu, samotnością, bezsennością (w tej sprawie chadza do nocnej księgarni), wreszcie przed pretensją („Nie lubię emfazy. Zarówno z punktu widzenia estetycznego, jak i etycznego”). W jednej z poprzednich powieści mówił: „Lepiej unikać bycia kiczowatym i pretensjonalnym, na ile to możliwe”. W tej okazało się to trudne. Snując się po Bari, pozwala sobie na refleksje w rodzaju: „Moje życie jest sumą ścieżek przebieganych przez kulkę w starym flipperze. Na pierwszy rzut oka, jeśli nie znasz się na grze, wydaje ci się, że istnieje cała masa możliwości, nieprzewidywalnych i zaskakujących. Później, stopniowo, wraz z kolejnymi grami, zaczynasz zauważać, że kombinacje się powtarzają, że już poznałeś je wszystkie, i wkrótce przechodzi ci ochota do grania na tym flipperze, musisz szukać innego”. We wcześniejszych powieściach – nie do pomyślenia.
Guido Guerrieri powstał w wyobraźni zajmującego się mafią prokuratora Gianrico Carofiglio, gdy ten zbliżał się do czterdziestki i pomyślał, że dziecięce marzenie, by pisać książki, nie może już dłużej czekać. Pierwszą powieść o mecenasie wydał w 2002 roku, dwie następne rok później i one były naprawdę świetne. Snucie się po Bari, rozterki z cyklu: miłość czy samotność, erudycyjne popisy i rozmowy z Panem Workiem – bokserskim workiem, który Guerrieri zawiesił w salonie i zwierza mu się podczas treningów, były tłem dla intrygi. Z lewicowo szlachetną tezą, ale jednak intrygi. Guerrieri bronił imigranta z Senegalu oskarżonego o zamordowanie małego chłopca, dziewczyny bitej przez narzeczonego – syna wpływowego adwokata czy dawnego ideowego przeciwnika wrobionego w przemyt kokainy.
W „Ulotnej doskonałości” napisanej siedem lat po trylogii było już nieco gorzej – Guerrieri, by znaleźć zaginioną dziewczynę, zabawił się w detektywa, używając do tego wszystkich ogranych środków, jak picie mocnych alkoholi w knajpie na peryferiach i podnoszenie kołnierza płaszcza, gdy wychodzi na spacer.
„Zasada równowagi”, piszę to z przykrością, sprawia wrażenie odcinania kuponów bez wdzięku, który ratował poprzednią dopisaną po planowanej trylogii książkę. Guerrieri, wcześniej inteligentny, staje się już nachalnym erudytą, który w piosenkach doszukuje się cytatów z literatury. Nie jakiejś tam zwyczajnej, tylko starotestamentowej Księgi Koheleta u popowego włoskiego artysty. Kiedy, wbrew deklaracji, że jej nie lubi, popada jednak w emfazę, przyszła kochanka zbywa go: „O panie, co za poezyje! (...) Jak ty się właściwie nazywasz? Szymborska?”. I prędko przechodzą do zachwytów nad noblistką. Dla polskiego ucha brzmi to kojąco, dla czytelnika kryminału – trąci pretensją. Co więcej, adwokat, który zawsze miał lewicowe skłonności, niebezpiecznie ewoluuje w stronę starzejącego się ekohipstera. Dawniej smakosz, który do kolacji zawsze wypijał pół butelki wina, dziś robi to tylko w starciu z kolacją tak wegańską, że nawet on, nawrócony na bio życie, mówi: „Miała w sobie wszystko, czego możesz chcieć od jedzenia, jeśli nie szukasz w nim smaku”. Jeździ oczywiście rowerem i gardzi swoim biurem, którego urządzenie powierzył modnemu architektowi wnętrz. Kochanka, to właściwie jasne, okazuje się biseksualna. I to ona, a nie on, rozwiąże zagadkę sędziego.
Czy Guerrieri dalej będzie go bronił? Zachęcam do lektury. Bo choć słabszy niż dawniej, Carofiglio jest tego wart. Dla Bari i okolic apulijskiej stolicy, których jest niezrównanym piewcą, dla powolnej, i niespiesznej, błyskotliwej narracji, i trochę dla samego siebie. Prokurator z zasługami, konsultant włoskiego rządu w sprawie zwalczania mafii, w latach 2008–2013 senator Partii Demokratycznej. No i facet, który nie odłożył marzeń na później. To jest fajne. Tak jak fajne są, wciąż na szczęście wznawiane, poprzednie książki o Guerrierim, gdzie proporcje między rozterkami nieprzystosowanego do życia mężczyzny po czterdziestce a kryminalną intrygą są zręcznie rozłożone. Tym razem zasada równowagi nie zadziałała, ale – może dlatego, że mam do Guerrierego słabość i żadnych zobowiązań – uniewinniam.
Zasada równowagi | Gianrico Carofiglio | przeł. Mateusz Kłodecki | W.A.B. 2015