Klasa artysty ujawnia się także w pracach drugiego planu, dziełach o mniejszej sile rażenia, odsłania się w odpryskach, fragmentach, repryzach. „Oniricę”, najnowsze dzieło Lecha Majewskiego, należałoby uznać za tytuł o marginalnym znaczeniu, bez którego trudno będzie jednak zrozumieć skomplikowaną twórczą drogę reżysera.
Majewski jest dzisiaj jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich twórców, jego filmy pokazywane są zarówno w wielkich salach kinowych, jak i w wąskim obiegu galeryjnym. Jest reżyserem bezkompromisowym, ale i tajemniczym. Funkcjonując na marginesie głównego nurtu, wzbudza ożywione dyskusje, kontrowersje. Odbiorca kina Lecha Majewskiego przestaje być niewolnikiem trójwymiarowego doświadczenia. Śni na żywo. Umysł uwalnia się spod władzy lubiącej porządek świadomości, wędruje w inne wymiary. Oglądając wysmakowane, malarskie filmy Lecha Majewskiego, widz czuje się często jak bohater „Ogrodu o rozwidlających się ścieżkach” Borgesa: w zależności od tego, którym reżyserskim szlakiem podążymy, efekt odbiorczy będzie odmienny.
zobacz także:
Filmy Majewskiego, począwszy od debiutanckiego „Rycerza” poprzez „Wojaczka”, kończąc na „Onirice”, to długa eksperymentalna podróż, podczas której kino staje się elementem rozgrywki reżysera z widzem, dyskusją nie tyle o narracji albo psychologicznie potraktowanej fabule, ile o schematach odbioru, wrażliwości na estetykę obrazu, świadomości użytej formy. Erudycyjne narracje, w których Śląsk nicuje się z Nowym Jorkiem; przeklęty poeta, Rafał Wojaczek z „Ewangelią według Harry’ego”; Bruegel dialoguje z własnym, imponująco ożywionym płótnem.
Absolwent łódzkiej Szkoły Filmowej realizował filmy, spektakle czy performensy w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Holandii oraz w Stanach Zjednoczonych. Zawsze jednak wraca do Polski, na Śląsk. „Na Śląsku spędziłem dzieciństwo i młodość. Najważniejszy czas. Młody człowiek kształtuje się, kiedy ma 16, 17, 18 lat. Wtedy jest genialny. Potem już tylko wewnętrznie umiera lub kontynuuje i rozwija to, co wówczas przeżył” – mówił w jednym z wywiadów.
Kino w twórczości Lecha Majewskiego stanowi podstawowy napęd, ale składają się nań również inne pasje, talenty i fascynacje artysty. Majewski zaczynał od malarstwa, jest także cenionym pisarzem i poetą, inscenizatorem teatralnym i operowym, pisze scenariusze, produkuje filmy. Prawdziwy człowiek renesansu. Wiele lat temu, jako świetnie zapowiadający się student grafiki w krakowskiej ASP, wpatrując się w obraz Giorgionego „Burza”, skojarzył go ze sceną w parku z „Powiększenia” Antonioniego i pomyślał, że Giorgione, żyjąc dzisiaj, robiłby filmy. Majewski poszedł za tym iluminacyjnym wyborem. Maluje kino.
W przypadku „Oniriki” malowidło cierpi jednak na przerost farb, faktur i deseni. Majewski zwyczajowo lawirujący na granicy kiczu, tym razem nie ustrzegł się rozczarowującej przesady. Reżyser usiłował pomieścić w jednym, wcale nie najdłuższym metrażu sprzęgające ze sobą światy. Rzeczywistość z pogranicza polityki, historii najnowszej i socjologii – czyli katastrofę pod Smoleńskiem, wielką powódź z 2000 r. oraz katastrofę prywatną, jaką był wypadek samochodowy, w którym zginęli przyjaciel i narzeczona bohatera, w ramach swoiście pojmowanej pokuty zatrudniającego się w supermarkecie. Temu fachowi zawdzięczamy zresztą jedną z najbardziej odjechanych scen w polskim kinie ostatnich lat – kiedy starszy mężczyzna wkracza w rzeczywistość marketu w towarzystwie zaprzęgu wołów robiących w scenerii proszków do prania, batonów i bananów wzorcową rozpierduchę. Scena jest straszna i śmieszna, wizyjna i niebywale zapadająca w pamięć.
Nie ma jednak w „Onirice” równoważnych momentów. Nowy film Majewskiego to gest utalentowanego samochwały i ekscentryka, który wierzy, że przeniesienie na ekran „Boskiej komedii” Dantego (oczywiście w oryginale) i zderzenie jej z rzeczywistością smoleńską może zaowocować arcydziełem. Zamiar godny oklasków, ale wykonanie przeciętne. Gdyby reżyser bardziej się zdyscyplinował, ograniczył efekciarskie momenty w rodzaju bełkoczącej coś z wysokiego c Elżbiety Okupskiej w kompletnie niepasującej do warunków i możliwości aktorki roli ciotki bohatera albo zdecydował się na samoograniczenia narracyjne, film tylko by na tym zyskał. Trzeba pamiętać, że Majewski zawsze dużo lepiej odnajdywał się w rejestrach malarskich, fantasmagoryjnych, odseparowanych od doraźności. Z wywiadów wiemy, że ma również dosyć jednoznaczne poglądy polityczne, i bardzo dobrze – tyle tylko, że w przypadku akurat tego reżysera widz nawet przez moment nie ma poczucia autentycznego zaangażowania w sprawę. Twórcy „Wojaczka” nie pasuje rola publicysty. Majewskiemu chodziło zawsze o znalezienie obrazowego ekwiwalentu dla słowa, nie słowa dla rzeczywistości. W „Onirice” przeszkadzali mi Dante, Okupska, polityka i gołębie. Parę razy zachwycił Majewski – wysmakowany malarz. Warto poznać jego nowy obraz, nawet jeżeli płótno udało się tym razem średnio.
Onirica | Polska 2013 | reżyseria: Lech Majewski | dystrybucja: Angelus Silesius | czas: 95 min