Mija sześćdziesiąt lat od pamiętnej randki Audrey Hepburn i Gregory’ego Pecka. „Rzymskie wakacje” wciąż bawią i wzruszają.

Gdyby Kopciuszek był mężczyzną, miałby urodę i wdzięk Gregory’ego Pecka. Byłby hulaką i karciarzem, ale wobec zataczającej się na ulicy młodej damy potrafiłby zachować się szarmancko. Wielbiciele „Rzymskich wakacji” doskonale wiedzą, że rycerskie maniery popłacają. Napotkana po zmroku dziewczyna może okazać się księżniczką spragnioną zakosztować wolności. Warto, bo koronowane głowy potrafią bawić się z iście ułańską fantazją. A jeśli się bawić, to najlepiej w Wiecznym Mieście. Legendarny film o szaleństwach księżniczki na wagarach obchodzi właśnie sześćdziesiąte urodziny, a mimo słusznego wieku wciąż bawi, wzrusza i ma swój, trochę już staroświecki, wdzięk.

Dziś trudno wyobrazić sobie, by rolę księżniczki Anny mógł zagrać kto inny niż Audrey Hepburn. Aktorka prezentuje się wspaniale w koronnych klejnotach, by za moment przeistoczyć się w krótkowłosą łobuzicę zajadającą lody i jeżdżącą na vespie. Jej Anna była spragnioną miłości młodą kobietą i ciekawym świata trzpiotem, a każde z wcieleń pasowało do niej jak ulał. A jednak reżyser filmu, William Wyler, główną rolę kobiecą początkowo chciał powierzyć Jean Simmons. Gdy ta odmówiła, omal nie zrezygnował z projektu. Zdanie zmienił, kiedy na przesłuchaniach zjawiła się nieznana wówczas nikomu 23-latka o sarnich oczach i dziewczęcym uroku. Plotka głosi, że o zaangażowaniu Audrey zadecydował mały podstęp. Podczas zdjęć próbnych reżyser poinstruował operatora, by po haśle „cięcie” nie wyłączał kamery. Spontaniczność i naturalny sposób bycia Hepburn, która nie wiedziała, że jest filmowana, z miejsca zachwyciły Wylera i zadecydowały o powierzeniu jej roli. To „Rzymskie wakacje” otworzyły aktorce drzwi do wielkiej kariery, a początkująca Audrey niespodziewanie ukradła show Gregory’emu Peckowi, będącemu w reżyserskim zamyśle główną gwiazdą filmu. Doświadczony amant, który pragnąc odmiany, po raz pierwszy postanowił spróbować sił w komedii, nie miał jej tego za złe. Przeciwnie, sam nalegał, by nazwisko Hepburn pojawiło się w czołówce przed tytułem filmu, przewidując, że rola Anny przyniesie jej Oscara. Tak też się stało. Po sześćdziesięciu latach od premiery „Rzymskich wakacji” oglądamy tych dwoje jako niezapomnianych mistrzów ekranu. Warto jeszcze raz obejrzeć ich w duecie. Oboje prezentują się po królewsku.

Rzymskie wakacje | TVN7 | 14 lipca | godz. 10.55