"Trener bardzo osobisty" to niechlujnie odbita od szablonu komedia romantyczna, która ani nie wyciśnie łezki, ani nie rozbawi, ani też nie chwyci za serce, za to porządnie wynudzi i sfrustruje.

Producentów ”trenera bardzo osobistego” można śmiało posądzić o cynizm, bo wciskanie widzom filmu tak wtórnego – nawet jak na standardy oklepanej przecież konwencji – a do tego portretującego postacie kobiece w sposób uwłaczający intelektowi i wrażliwości płci pięknej, której przedstawicielki nieustannie łaszą się do głównego bohatera niczym kotki w rui, aż woła o pomstę.

Trwa ładowanie wpisu

Nasz playboy – zagrany przez opatrzonego już w takich rolach Gerarda Butlera – to upadły gwiazdor piłki nożnej, który na emeryturze przejmuje funkcję trenera dziecięcej drużyny futbolowej swojego syna i mimochodem, niejako wbrew sobie, wikła się w rozmaite romanse, na boku próbując rozkochać w sobie ponownie swoją byłą żonę. Dla amatorów nudziarstwa pomnożonego przez brak dobrych żartów i emocjonalną pustkę pozycja idealna. Pozostali mogą oszczędzić parę złotych na bilecie.

Trener bardzo osobisty | USA 2012 | reżyseria: Gabriele Muccino | dystrybucja: Monolith | czas: 105 min | Recenzja: Bartosz Czartoryski | Ocena: 1 / 6