Wydawca „Żelaznego krzyża z gdańskiego herbu” promuje książkę jako kryminał. Zapobiegliwie umieścił nawet na okładce hasło „sensacja”, jakby nie dowierzając inteligencji czytelników.

Tymczasem w powieści Bogdana Przylipiaka kryminalno-sensacyjna akcja nie jest wbrew pozorom najważniejsza. Sprawnie poprowadzona przyciąga uwagę, ale zdecydowanie ciekawsze jest społeczno-obyczajowe tło: koniec lat 60. był wyjątkowo gorącym okresem. Na Zachodzie właśnie wybuchła rewolucja seksualna – jej echa dotarły także do Polski. Nad Wisłą zaczynały się jednak dziać poważniejsze sprawy: studenckie rozruchy, rozpętana przez komunistyczne władze antysemicka nagonka. Bohaterowie „Żelaznego krzyża...” są rówieśnikami autora, można więc założyć, że spora część wydarzeń to wspomnienia ze studenckich lat, imprezy w gdańskim Akwarium, na Monciaku, w Grand Hotelu.

Chwilami żal, że autor nie pokusił się o napisanie powieści obyczajowej: większe pole do popisu, miejsce na smakowite anegdoty, wspomnienia, zderzenie studenckiej bohemy z peerelowską szarością, złudnych nadziei na lepsze życie ze świadomością tragicznych wydarzeń, które za parę lat wstrząsną całą Polską. No i szkoda, że w wydawnictwie zabrakło redaktora, który pomógłby debiutującemu pisarzowi. „Żelazny krzyż...” w paru miejscach prosi się o skróty, winnych – o dopisanie kilku myśli, pogłębienie paru wątków. Bogdan Przylipiak ma dobre pomysły, potrafi zaskoczyć soczystymi dialogami i rozwiązaniami fabularnymi, szkoda jego pracę skazywać na niższą półkę.

Żelazny krzyż z gdańskiego herbu | Bogdan Borys Przylipiak | Marpress 2013 | Recenzja: Jakub Demiańczuk | Ocena: 3 / 6