Trzy Złote Globy, osiem nominacji do Oscara, dziewięć nominacji do nagród BAFTA, ponad 250 milionów dolarów zarobionych w kinach na całym świecie. „Les Miserables. Nędzników” na pewno warto zobaczyć. Ale czy zasłużyli na wszelkie zaszczyty i honory, którymi ich obsypano, to już kwestia dyskusyjna.

Po oscarowym „Jak zostać królem” brytyjski reżyser Tom Hooper ma na długie lata zapewnione stanowisko speca od historycznych dramatów. Zrealizowani przez niego „Nędznicy” mogli przejść do historii kina i stanąć obok wcześniejszych adaptacji arcypowieści Victora Hugo, zwłaszcza tej z 1958 r., z Jeanem Gabinem w roli Jeana Valjeana. Niestety „Les Miserables” są filmową adaptacją musicalowej wersji książki. Już sam pomysł, by przerabiać na musical powieść, której głównym tematem jest walka ze społecznymi nierównościami, wydaje się mocno kontrowersyjny. Ale publiczności zdecydowanie się spodobał: od ponad trzydziestu lat „Les Miserables” z muzyką Claude’a-Michela Schönberga i librettem Alaina Boublila nie schodzą ze scen na całym świecie. Na samym Broadwayu spektakl wystawiany był ponad siedem tysięcy razy, a w 2014 r. ma wrócić na afisz z nową obsadą. W Polsce sporym powodzeniem cieszyła się inscenizacja z warszawskiego Teatru Roma.

I to głównie dla wielbicieli wersji musicalowej film Hoopera będzie największą atrakcją i okazją do usłyszenia ulubionych utworów, tym razem w wykonaniu hollywoodzkich gwiazd. Uciec się od nich nie da – film jest wierną ekranizacją musicalu, więc normalne dialogi niemal w ogóle się w nim nie pojawiają. Jean Valjean (Hugh Jackman), śpiewając, kradnie kościelne srebra, biskup Myriel, śpiewając, mu wybacza. Javert (Russell Crowe) z pieśnią na ustach ściga galernika, który złamał warunki zwolnienia od kary. Fantyna (Anne Hathaway) melodyjnie opłakuje los swój i swojej córeczki Kozety (młodszą gra Isabelle Allen, starszą – Amanda Seyfried). Przebiegłe małżeństwo Thenardierów (Helena Bonham Carter i Sacha Baron Cohen), wyśpiewując kuplety, okrada kogo popadnie. Wreszcie paryscy republikanie z 1832 r., wśród nich Mariusz Pontmercy (Eddie Redmayne), z pieśnią na ustach idą na barykady i w rytm powstańczego marsza umierają. Wielka powieść Hugo została sprowadzona do dwuipółgodzinnego bryku. Zamiast poruszać, drażni zmysły patetyczną muzyką, której nie powstydziłby się Piotr Rubik.

A szkoda, bo realizacyjnie „Les Miserables. Nędznicy” to dzieło najwyższej próby. Tom Hooper jest świetnym inscenizatorem, precyzyjnie przygotowanym do realizacji epickiego widowiska. Brawa należą się także – a może przede wszystkim – aktorom. Wywiązali się ze swojego niełatwego przecież zadania znakomicie, zwłaszcza Jackman i Crowe zdołali przełamać fałsz wynikający z musicalowego charakteru całej opowieści.

Les Miserables. Nędznicy | Wielka Brytania 2012 | reżyseria: Tom Hooper | dystrybucja: UIP | czas: 158 min | Recenzja: Jakub Demiańczuk | Ocena: 3 / 6